Ecrins cz4- Glacier Noir

Zamieszczę tyko kilka zdjęć, wyjeżdżam i resztę dopiszę już po powrocie. Glacier Noir jest łatwiejszy i niższy… no i nie ma na nim schronisk. W związku z tym jest tam pusto i dziko. Spotkaliśmy tylko chłopaka idącego z góry. Samotnie!  I już schodząc związaną czwórkę Francuzów idących na pierwszy próg. Pomimo tego, że lód pokrywają liczne kamienie i piarg, na Czarnym Lodowcu też są szczeliny. Jedne dość dobrze widoczne, inne  wcale. Po prawej stronie (patrząc w kierunku Col di Temple) zdecydowanie mniej. Na lodowiec najlepiej wejść  z końca moreny- zejście chociaż sypkie i strome nie jest trudne. Trudno jest natomiast zejść zimowym szlakiem po samym lodowcu. To kotłowisko bardzo luźnych głazów. Raczej nieprzyjemne.

Wracam za tydzień. Pa pa :)

Share

Ecrins cz3 Glacier Blanc- Glacier Noir

Refuge des Ecrins w zasadzie nie służy do spania. Około drugiej w nocy obudził nas hałas, a potem nie dał zasnąć bardzo duży ruch. Tłum ludzi z latarkami wyruszył  zdobywać lodowiec Dome de Neige.  Przechodzili kilkanaście metrów od nas , ale nie byli cicho. Musiały być ich setki, bo rozciągnęli się na całej trasie aż do przełęczy Clocher- najwyższego łatwo dostępnego punktu powyżej 4000 m. Wyglądali jak procesja wijąca się wężykiem po zboczu. Maruderzy minęli nas koło czwartej. Postanowiliśmy pospać choć przez chwilę i w rezultacie obudziliśmy się dopiero o świcie. Wyszliśmy  koło 6-tej.

Kiedy podeszliśmy pod stromiznę lodowca pierwsi zdobywcy już schodzili. Na podejściu zrobił się prawdziwy tłok. Zabawnie było obserwować grupy związanych ze sobą ludzi, przewracające się kolejno jak kostki domina. Nikt jakoś nie walczył. Ten lodowiec kończy się wypłaszczeniem więc ryzyka wielkiego nie było.

Niemniej czułam się bardzo nieswojo ze zgrają uzbrojonych po zęby (raków) ludzi tuż nad moją głową. Żałowaliśmy, że nie mamy kasków.

Weszliśmy tylko ponad niższe seraki.  Ludzie schodzący z góry powiedzieli, że śnieg już za bardzo rozmiękł i nie uda nam się przejść śnieżnych mostów nad szczelinami, które są wyżej. Trochę szkoda, bo przeszliśmy już największą stromiznę (nie wiem kiedy oberwał się serak po prawej, ale zabrał bardziej płaską ścieżkę i teraz jest tylko jedna- na wprost pomiędzy obrywami-bardzo stroma).

Wrócimy tam jeszcze innym razem, może wcześniej wiosną nie będzie aż takiego tłoku i potrzeby żeby wchodzić o 2 rano. Nie przepadam ani za tłokiem, ani za łażeniem po nocy.  Tak czy siak uznaliśmy rekonesans za udany. Pokonaliśmy stromiznę i nawet udało nam się zejść na nogach. Ostatnia schodząca kilkanaście minut za nami para musiała zjechać. Fajnie to zrobili. Usiedli i hamowali czekanami utrzymując w miarę stabilny dystans.  Nie mieli wyboru, śnieg zmiękł straszliwie i nawet my schodząc czuliśmy pod spodem żywy lód. Poszliśmy jeszcze do końca Białego Lodowca zobaczyć Cables des Ecrins-  przepaściste zejście po drugiej stronie przełęczy Ecrins. Olinowane, ale nie wiem czy wszędzie gdzie trzeba. Potrzebne byłyby jeszcze taśmy i karabinki, albo chociaż lonża do ferraty. Tego już nie mieliśmy zamiaru kupować. I tak było nam wystarczająco ciężko. Z góry widzieliśmy zespół schodzący z własną liną. Trzeba będzie jeszcze o tych miejscach poczytać, zwłaszcza, że to zejście pozwalałoby zamknąć piękną pętelkę wokół całego Masywu Ecrins.

Tym razem zeszliśmy po lodowcu. To dużo łatwiejsza droga niż górą. Jest trochę szczelin, ale dość dobrze je widać.  W zasadzie lina nie jest potrzebna, ale ogromna większość ludzi chodzi związana.

W schronisku Glacier Blanc zjedliśmy jajecznicę, a potem zeszliśmy  i podeszliśmy moreną boczną lodowca Glacier Noir.

Fajna ścieżka idąca wąską grzędą nad bardzo stromym urwiskiem. Po zboczu co chwila osypywał się piach, opadając na zasypany kamieniami Czarny Lodowiec. To właśnie opadającym na lód pyłom  zawdzięcza swą nazwę Glacier Noir. Jest brudny. Pyły zabarwiają nawet stary lód.

Morena kończy się stromym balkonem. Obok jest kilka przestronnych kolib. Spaliśmy w najniższej z nich z pięknym widokiem na Mont Pelvoux.

 

 

 

Share
Translate »