dzień z życia małej firmy

Kiedy zaczynałam pisać bloga, jeden z czytelników napisał, że cieszy się z możliwości zobaczenia kulis prowadzenia takiej firmy. Chciałam opisać, że to ja się cieszę, że moi czytelnicy, nasi klienci, a nawet ogólnie użytkownicy outdoorowych ubrań, nie muszą tych kulis oglądać codziennie, że pozostają one dla nich odległą egzotyką. Kto wie, może i ciekawą… Ja sama wolałabym ich nie oglądać, a przynajmniej ominąć te najbardziej bolesne sprawy, tylko czasem spada mi na głowę tyle tego,  że pozostaje mi chyba tylko usiąść i płakać ;) Dzisiaj spędziłam miły dzień próbując odzyskać kilka należności. Jak na razie bez skutku, ale może to się kiedyś poprawi.

To, że ktoś weźmie towar, a potem nie płaci zdarza się już coraz rzadziej, ale i tak powoduje takie same uczucia jak to kiedy ukradną Wam rower, a Wy w kasku, wystrojeni w obcisłe stretche musicie wrócić do domu piechotą. Najgorzej kiedy zawiodą agenci czy dystrybutorzy, bo wtedy to tak jakby ten rower ukradł ktoś bliski. Próbuję nie traktować tego osobiście, chciałabym bardzo, ale nie mogę. Wszystkie finansowe konsekwencje tego braku nie dotykają przecież nikogo innego, tylko mnie. O niektórych takich sprawach nie potrafię zapomnieć przez lata. W zasadzie to te wydarzenia skreślają mi całe kraje. Są miejsca gdzie już chyba nigdy nie pojadę. Dzisiaj dołączyła do nich Islandia. Już teraz nie umiałabym się chyba nią cieszyć, bo zza każdego kamienia i krzaka wystawałby mi wożący się drogim samochodem, pływający na drogim jachcie drań, który nie płaci. Tych krajów niestety latami przybywa. Na czarnej liście są też i Stany… chociaż być może i tak nikt  już  mnie tam teraz nie wpuści…

Kilka dni temu napisałam list do Prezydenta Obamy- automat nawet za to podziękował :) W liście wyjaśniłam dlaczego tak bardzo ranią nas złe słowa.  Stwierdzenie „polskie obozy śmierci” to przecież dokładnie ten sam myślowy skrót co ” amerykańskie samoloty, które zaatakowały World Trade Center”. .. Nie wiem czy Biały Dom podziela moje zdanie. Jak dotąd Obama mi nie odpisał… ale chociaż odpisał naszemu Prezydentowi ;) … więc może zajadli dłużnicy też mi kiedyś chociaż jakąś część zapłacą?

 

 

Share

Parco Nazionale dello Stelvio – Sentiero duo cz1.

To taki temat odłożony na później. Nie wyrobiłam się zeszłego lata, ale chciałabym pokazać go teraz bo Stelvio (czyli inaczej Stilfserjoch) to świetne wakacyjne miejsce. Piękne niezatłoczone góry, do których na dodatek mamy niezły dojazd. To tylko kawałeczek z lotniska w Bergamo. Autobusy do Ponte di Legno jeżdżą kilkakrotnie w ciągu dnia i kosztują  parę Euro.

 

Sam Park Narodowy Stelvio jest ogromny- to największy alpejski park. Poznałam tylko niewielki kawałek. Przeszłam szlak Sentiero Duo z Ponte di Legno do Vezza d’Oglio. Właściwie to nawet nie z samego Ponte di Legno tylko z końcowego przystanku autobusu w Case de Viso. Bardzo padało więc trochę skróciłyśmy nasz pierwszy dzień.

Ta decyzja wpłynęła też na dalszą trasę. Po południu przejaśniło się i zamiast zostać w schronisku Bozzi, przeszłyśmy jeszcze kawałek i przenocowałyśmy w pasterskim domku, który do złudzenia przypominał mi pirenejskie cabany- Baito Encavallo.

To piękne miejsce z oszałamiającym widokiem na lodowce Adamello, jednak nie każdemu może się spodobać. Sam domek to już w zasadzie ruina. Wybite okna, nie domykające się drzwi, pojedyncza, mocno zapadająca się rama  łóżka, goły beton.

Od lat sypiam w takich domkach w Pirenejach. W Alpach są już rzadkością, tym bardziej ucieszył mnie ten. Mówiąc szczerze, poczułam się w nim jak w domu :)

Jak wszystkie tego typu miejsca miał dostęp do świeżej wody. Byłyśmy tam na początku września i brzegi stawków porosły  łanami wełnianki. Powietrze było przezroczyste jak zwykle jesienią, noce mroźne, a na całym, świetnie zresztą oznakowanym szlaku nie było już żywej duszy.

To stosunkowo krótki jak na mnie kawałek, jednak nie żałowałam dnia. Case de Viso, w której próbowałyśmy przeczekać deszcz okazała się piękną starą wsią, obok schroniska Bozzi było poświęcone pierwszej wojnie muzeum (trzeba poprosić, żeby je ktoś otworzył, powstało w autentycznych wojennych barakach i jest utrzymywane przez wolontariuszy). Przypadkiem, czekając w barze poznałyśmy  bardzo interesujących ludzi. Całkiem sporo jak na jeden w przeważającej części deszczowy dzień :) Sentiero Duo jest rozpisane na trzy dni. Szlak jest oznakowany podobnie jak Sentiero Uno ( biało czerwony z czarną dwójką). Może być świetną kontynuacją Alta via del Adamello. Razem potrzeba na nie około 11-12 dni – wręcz idealnie na dwa wakacyjne tygodnie.

… a kolejne dni –za chwilkę, muszę wrócić do map,  po tylu miesiącach, nie pamiętam już wszystkich nazw .

 

Share
Translate »