brzozowy las

Przygotowałam Wam na Święta albumik. Zdjęcia uzbierane podczas kilku najpiękniejszych dni w Finlandii (wspomnianego już narciarskiego szlaku Sevetijarvi- Nuorgam). Na prawie całej swojej długości od pierwszej chatki (Opukasjärvi) do ostatniej (Tsuomasjärvi) trasa biegnie przez łagodne wzgórza porośnięte rzadkim brzozowym lasem. Trafiła nam się tam piękna pogoda, bezwietrznie, słonecznie, mróz. Zaraz za Opukasjärvi drogi narciarska i skuterowa rozdzielają się. Narciarska (którą poszliśmy) dość wyraźnie się wznosi. Czym wyżej wychodziliśmy, tym bardziej oblodzone były brzózki. Błyszczały w słońcu jak kryształowe, z daleka wydawały się białe. Szliśmy jak zaczarowani, nie spodziewając się, że dalej będzie jeszcze lepiej. Tuż przed południem minęliśmy chatkę Iisakkijärvi, przed trzecią Roussajärvi. Szadź opadała z drzew tworząc błyszczące jak brokat wzory na matowym śniegu. Było wcześnie, więc zdecydowaliśmy się przejść do następnego schronu. Udało się, ale dobiegliśmy tam już po zmierzchu, a pospiech trochę zburzył nasze wcześniejsze oczarowanie. Na tym odcinku nie było już śladów skuterów, którymi hodowcy reniferów rozwozili baloty z trawą chcąc zwabić zwierzęta w jedno miejsce. Szliśmy kilkudniowym śladem narciarzy- jak się okazało pary Szwajcarów. Precyzyjnie, nie schodząc ze śladu, bo rysowanie tego idealnego świata wydawało się nam barbarzyństwem. W chatce zastaliśmy parę starszych Holendrów. Spotkaliśmy się potem jeszcze raz w Tsaarajärvi. Ugotowaliśmy tam zupę i popędziliśmy dalej. Wzgórza otulała mgła. Krajobraz był niewiarygodny, bajkowy. Światło początkowo różowe i złote zbielało,  w zagłębieniach terenu leżała mgła, a brzózki- karłowate i pokręcone, obrośnięte kryształami lodu przypominały mi kwitnące wiśniowe sady. Poranek był jeszcze piękny, złoty z resztkami szronu. Potem świat zmętniał, kolory znikły, a my zjechaliśmy do jeziora Pulmank i zaczęliśmy wędrówkę do Utsjoki.

Nigdzie później nie zobaczyliśmy już takich brzóz. Nie wiem czy trafiły nam się wtedy cudem, czy nadal tak wyglądają, tylko my odeszliśmy ciekawi innych widoków.

Szczęśliwych Świat!

Share

Kinnarodden

Nie chcę opisywać po kolei wszystkich dni. Wiele z nich było do siebie podobnych, niewiele się działo. Tego- kiedy uciekaliśmy z Nordkinn w zasadzie nie działo się nic. Rano padał mokry śnieg, nawet deszcz, namiot ociekał, byliśmy mokrzy. Do tego Jose strząsnął mi na głowę całą tę wodę zwijając tropik akurat wtedy kiedy raz (naprawdę jedyny) porozkładałam wszystko żeby to popakować w szczelne worki. Chwilę po tym jak wyruszyliśmy, jak wyszliśmy z bezpiecznego grajdołka dorwał nas wiatr i niósł, szarpał, oślepiał śniegiem aż do wieczora, kiedy udało nam się bezpiecznie rozbić namiot za zasypanym domkiem. Te kadry to wszystko, co wtedy widziałam. Wiatr darł czasem chmury i przez tumany niesionego śniegu przebijały się jakieś widoki. Wtedy wydawały mi się piękne, ale może tylko dlatego, że ulotne, że nic poza nimi nie miałam.

a to nasz biwak, sfotografowany następnego dnia, już po nawałnicy.

Share
Translate »