Strefa Kontynentów- 14-16 października w Nadarzynie

14-16 października będę w Nadarzynie w Strefie Kontynentów na World Travel Show. Mamy tam swój kącik, zabiorę wszystko co mi przyjdzie do głowy i to o co mnie poprosicie (dlatego piszę o tym już teraz). Chciałam opowiedzieć- jeśli się uda w formie warsztatów- o problemach, które najczęściej poruszaliście na blogu:

1-o tym jak się spakować na każdy możliwy wyjazd (przygotuję się na wszystkie zbadane przeze mnie okazje, od łażenia po górach wiosną, latem jesienią i zimą, przez wyprawę polarną, nurkowanie, narty  (i te) , autostop, wyjście z psem… i co tam zechcecie ( o ile wiem) :)). Jak zwykle postaram się wybrać i zademonstrować absolutne minimum.

2- jak się ubrać żeby nie marznąć. Opowiem o wszystkich interesujących przypadkach przy dużej aktywności i w bezruchu. Postaram się pokazać na przykładach, o ile tylko się znajdzie ochotnik:)

Nie byłam jeszcze na takim spotkaniu więc nie wiem jak to technicznie zorganizować. Myślę że mogę powtarzać warsztaty o ile zbiorą się chętni, bo umówienie się na konkretne godziny może się w praktyce okazać trudne. Program imprezy jest bardzo bogaty, będzie sporo sławnych ludzi i mnóstwo bardzo ciekawych spotkań.

3- będę podpisywać Wędrówki Pirenejskie.

Poza tym wszytskim w sobotę w samo południe pokażę zdjęcia, nad którymi pracowałam przez ostatni rok. Publikowałam je w międzyczasie w kawałkach na Peronie4, na facebooku, na blogu. Teraz mam wrażenie, że już tę serię skończyłam, że pokazałam wszystko co chciałam, ale ponieważ nikt tego jeszcze w całości nie oglądał, trochę się oczywiście stresuję.

Bardzo liczę na to, że przyjdziecie i mnie wesprzecie. Do zobaczenia!

 

 

Share

Laponia-promem z Nordkapp do Tromso

Norweskie promy to cała oddzielna historia. Zawsze kiedy mam możliwość staram się przepłynąć kawałek i za każdym razem cieszę się, że to zrobiłam. Tym razem decyzja była prosta. Płynęliśmy do Tromso około 18-tu godzin, a autobus potrzebowałby na to dwóch dni z noclegiem w Alta. Ceny promów są podobne do autobusowych. Na pierwszy rzut oka drogie, w przeliczeniu na kilometry i czas zupełnie znośne. Teraz trochę się baliśmy, bo na tej trasie kursował tylko legendarny wycieczkowy Hurtigruten. Wielki, luksusowy statek pływa z Bergen do Kirkeness i z powrotem. Cała ta trasa to wycieczka dla bogatych emerytów i faktycznie spotkaliśmy ich sporo. Byli mili, nasza wyrypa bardzo im się podobała, pomogli nam wynieść bagaże. O mało nie poszliśmy z nimi na koncert, to znaczy poszlibyśmy z chęcią, ale padaliśmy na nosy.

Krótki przejazd taki jak nasz (bez kabiny, bez wyżywienia, bez rozrywek) okazał się na szczęście dość tani. Zapłaciliśmy 1400 koron za dwie osoby plus po 15 euro za ogromne i smaczne śniadanie -szwedzki stół (jak to zgrabnie określił Jose na mnie chyba tu nie zarobią). Potem robiliśmy to co wszyscy. Obijaliśmy się, snuliśmy się po miękkich dywanach, przesiadaliśmy przy wielkich oknach i co jakiś czas wychodziliśmy na pokład zrobić fotki. Krajobrazy były zupełnie bajkowe. Nasz płaskowyż opadał do morza z wielką klasą. Urwiście, malowniczo wciąż nieskazitelnie biało. Gdybyśmy nie wiedzieli co jest dalej spodziewalibyśmy się tam alpejskich gór.

Oprócz nas płynęła też trójka niemieckich studentów (z naszego hostelu w Honningsvag), a po drodze wsiadali inni „zwykli” pasażerowie. Prom działa tu jako środek transportu. Pomimo tego, że luksusowy zawija do wszystkich porcików, zabiera na pokład co mu tam dadzą- widzieliśmy paczki kafelków, rybackie sieci, pocztę… W Hammerfest mieliśmy dwugodzinną przerwę, żeby pochodzić po mieście. Kolejna taka była zaplanowana w Tromso, ale tam już wysiedliśmy. Po drodze prom na chwilkę stanął, bo pokazała się zorza i pasażerowie wyszli fotografować. Panowała miła wakacyjna atmosfera, nie zaplanowana raczej dla nas, ale przy okazji my też się załapaliśmy.

Do Tromso wpłynęliśmy tuż przed północą. Złapaliśmy taksówkę na lotnisko (15 Euro- to tylko 3 km) i natychmiast zasnęliśmy na miękkich ławeczkach. Lotnisko w Tromso jest najlepszym miejscem do spania jakie widziałam w ciągu ostatnich lat. Dla takich jak my zostawiono stoliki (z napisem „sprzątnijcie po sobie”), ławeczki miały miękką wyściółkę (jak te na Orly, które usunięto kilka lat temu) i nie miały dzielących siedzenie na kawałki podłokietników- można się było spokojnie wyciągnąć. O mało nie zaspałam na swój poranny lot. Jose oddał bagaże i poszedł zwiedzać. Miał jeszcze cały dzień. Zazdrościłam mu.

Share
Translate »