Jostedalsbreen, Norwegia lipiec 2014, cz 4

Ten dzień był bardzo dziwny i bardzo charakterystyczny dla norweskich gór. Sądząc po mapie czekała mnie długa przechadzka po płaskim. Najpierw delikatne zejście, później trawers długiego jeziora, jakieś mokradła, przejście przez rzekę i znów łagodne podejście kolejną, zakończoną lodowcowym jęzorem doliną. Łatwizna, prawda?

IMG_0923

W praktyce te 16 czy 18 km zajęło mi prawie cały dzień. Oznakowanie niemal zupełnie znikło. Widziałam ze dwa kopczyki i jeden spłowiały ze starości znak T. Szlak musiał być kiedyś oznakowany, ale być może z powodu braku schronisk popadł w zapomnienie. Starałam się iść zgodnie z mapą, co w praktyce okazało się dość skomplikowane. Prościej (ze względów orientacyjnych) byłoby iść dnem doliny, z tym że nie wiem czy nie byłoby tam jeszcze bardziej mokro. Aż do Oyren- łąki gdzie w końcu udało mi się przekroczyć rzekę, skakałam z kamienia na kamień starając się ominąć bagna i podmokłe miejsca (plusem były kamienne niecki wypełnione ciepłą wodą- doskonale do kąpieli). Przejście rzeki w bród okazało się niemożliwe (byłoby też bezsensowne, bo trzeba by potem przejść drugą, jeszcze większą, jednak jakoś na to nie wpadłam i niepotrzebnie straciłam sporo czasu na nieudane próby).

IMG_0960

Letni (czyli demontowany na zimę) most jest ze 4 kilometry poniżej jeziora na trasie w kierunku samoobsługowego schroniska Skridulaupbu (jeszcze przynajmniej 3 godziny w dół). Za mostem szlak jest już oznakowany i znacznie bardziej popularny- w wielu miejscach widać lekko wydeptaną ścieżkę, jest sporo znaków. Ludzi wcale, a teren już znacznie łatwiejszy. Suchszy, ścieżka szybko wchodzi w kamienie i skały.

IMG_0975.CR2

Rozbiłam namiot na końcu doliny, tuż przed stromym, skalistym podejściem. Miałam czas i mogłabym podejść wyżej, ale bałam się, że nie znajdę tam wody lub odpowiednio płaskiego miejsca. Poza tym byłam już zmęczona. W sumie niczym, bo różnica poziomów czytana z mapy wynosiła około 100 metrów w dół i może ze 200 do góry… W praktyce stale chodziłam w górę i w dół w trudnym, dzikim i wymagającym nieustannego balansowania terenie. Taka jest Norwegia.

PS: w połowie jeziora Ytste Leirvatnet jest domek, na mapie zaznaczony jako kropka. Otwarty, niekomfortowy, podobny do pirenejskich czy alpejskich caban. Piecyk, stół, skromna prycza. Można się w nim schronić w razie potrzeby. Spodobał mi się bardzo, bo był jednym z niewielu otwartych jakie widziałam w Norwegii. Od razu poczułam się jak w domu. „U nas” w Pirenejach czy Alpach :).

IMG_0950

 

Share

fotografia analogowa czy cyfrowa?

Wszyscy już dawno odpowiedzieli sobie na to pytanie, bardzo możliwe, że jestem jedną z ostatnich, lub jak się czasem zdarza, jedną z pierwszych powracających do tego tematu.

Analogowy aparat w górach ma niemal same zalety. Pisałam już o tym, więc nie powtarzam. Ma jednak wadę, która czasem drażni. Fotografowanie nie jest za darmo, a zdjęcia wymagają sporo zachodu. Potrzebne jest i laboratorium, i skaner. Rolki wydają się lekkie, ale zwykle noszę ich z pół kilograma.

Jak myślicie, warto?

AA024
Canon EOS 500N, Superia 200, Canon EF 24-85 mm f 3,5-3,5 ( 24 mm)
IMG_0965a
Canon EOS 5D, Canon EF 24-85 mm f 3,5-3,5 (24 mm), ISO 100, F11, t 1/60 s, korekta ekspozycji -0,33

Analogowe zdjęcie (na górze) jest bez komputerowej korekty, prosto ze skanera. Nad cyfrowym (w RAW-ie) musiałam chwilkę popracować. Pomiędzy ich wykonaniem minęło kilka minut- co widać po cieniach i układzie chmur. Żeby zmienić obiektyw musiałam stanąć i ściągnąć plecak. To też widać- na cyfrowym zdjęciu znów mam go na sobie. Cienie są długie. To już wieczór.

Ta para zdjęć to słoneczny poranek:

IMG_0925
Canon EOS5D, Canon 24-85mm f 3,5-3,5. ( 24mm) ISO100, F11, t1/125 s

Dzieli je jakieś pół godziny i troszkę inny punkt widzenia. Zdążyłam już kawałek odejść, szkoda mi było klatki na powtórzenie tego wielokrotnie już złapanego na cyfrze ujęcia (bawiłam się tym widokiem przez cały wieczór), ale zatrzymałam się i zrobiłam je jeszcze raz. Jest inne. W silnym porannym świetle nawet pełnoklatkowa matryca jest słaba. Słabsza niż zwykły, tani film:

AA036
Canon EOS 500N, Superia 200, Canon EF 24-85 mm

Ogromna różnica, prawda? (nie wiem tylko czy nie przekręciłam filtra? Może ten piękny błękit stawu to tylko inny kąt padania spolaryzowanego światła? Zawsze ustawiam filtr tak żeby obraz wyglądał najlepiej, ale nie wiem czy tym razem wyszło to tak samo, to jednak różny punkt widzenia, a słońce zdążyło się już troszkę przesunąć)

W zbliżeniu i w dobrym dla fotografii wieczornym świetle różnica pomiędzy matrycą i kliszą wygląda tak:

IMG_0884 AA003

Poznacie, które zdjęcie jest które? (opis pojawi się po najechaniu na obrazek).

Nie wiedząc jaki osiągnę efekt najczęściej fotografowałam krajobraz w jaskrawym świetle dnia -na filmie, a wieczorami, kiedy mniejsza rozpiętość tonalna matrycy nie powinna już tak przeszkadzać przekładałam zooma na cyfrę, a 50-tkę makro na analoga. To pozwalało na normalne używanie tego obiektywu. Na cyfrowym korpusie działał tylko na najniższej przesłonie 2,8 dając dość specyficzny obraz:

IMG_0936
Canon EOS 5D, Sigma EX 50 mm, f 2,8 Macro F2,8 t 1/6400s

Dla porównania przy rozsądnej (dużej) przesłonie na kliszy wyszło to tak:

AA033

Canon EOS 500N, Superia 200, Canon 24-85 mm f 3,5, 4,5 (85mm)

Porównywanie korpusów z rożnymi obiektywami ma sens tylko pod względem użyteczności. Jasne, że sama 50-tka by mi nie wystarczyła. Żeby móc ustawiać wszystkie przesłony  i fotografować jak umiem najlepiej musiałabym kupić jej nowszą wersję dostosowaną do cyfrowych korpusów. Teraz zdjęcia makro z cyfry i analoga są nieporównywalne. Brak możliwości  zmiany przesłony to okrutnie przeszkadzająca wada:)

i jeszcze jedna para, złapana w deszczu i pod światło:

AA008
niekorygowany skan, EOS 500N Superia 200
IMG_1614.CR2
EOS 5D Canon 24-85 mm (60mm), F6.3, t 1/30s, ISO 200

Okoliczności były dramatyczne i nie pamiętam już czy zmieniłam obiektyw. Być może analogowa fotka jest z jaśniejszego obiektywu stałoogniskowego. Pewnie wiele zależy od mojej uwagi- w pośpiechu można nie najlepiej naświetlić zdjęcie. Na cyfrze troszkę to od razu widać (po histogramie i po prześwietleniach), na kliszy trzeba mieć nadzieję, że wyszło i polubić uzyskany efekt:)

Najważniejsze dla mnie to ustalić czy warto nosić ze sobą aż dwa korpusy? Widzicie istotne różnice?

AA030a
Canon EOS 500N, Superia 200, Canon EF 24-85 mm, f 3,5-4,5 (24 mm)
IMG_0809
Canon EOS 5D, Canon EF 24-85 mm, f 3,5-4,5 (24 mm) ISO100, F11, t 1/60 s

Wiem, że niektórym z Was moje rozważania wydadzą się nudne.  Zdjęcia się teraz cyka, ogląda raz i zapomina…  po co poświęcać im tyle uwagi? Dla mnie są sposobem odkrywania świata. Jest piękny. Jest fascynujący. Stąd wciąż myślę jak go lepiej pokazać i mam nadzieję, że to komuś służy:).

PS:  W galeriach, które zamieszczam teraz przy wpisach publikuję najlepsze moim zdaniem fotografie. Macie więc wymieszane klatki cyfrowe i analogowe. Mam nadzieję, że to bardzo nie przeszkadza?

 

Share
Translate »