Reserve Naturelle Neouvielle -Col Bastanet (Pireneje marzec 2014)

AA002 (3)Wstaliśmy przed świtem i kiedy odezwały się budziki narciarzy przypinaliśmy już rakiety na ścieżce biegnącej wokół Lac l’Oule. Postanowiliśmy pójść drugim wariantem GR10 przechodzącym przez Col Bastanet- pomimo zlej pogody dość bezpiecznym. Na tej trasie były aż dwa schroniska i cabana, więc w razie czego byłoby się gdzie schronić. Minęliśmy tabliczkę- „Szlaki nieznakowane i nieutrzymywane, ostrożnie!” i przed miejscem gdzie zeszliśmy poprzedniego dnia zaczęliśmy podchodzić na wschodnie zbocze. Stromo i bez oznakowania, ale troszkę wyżej trafił nam się stary narciarski ślad. Trzymając się go przebiliśmy się przez dość przyzwoity las (nie tak upiorny jak poprzedniego dnia), wyszliśmy na hale, minęliśmy zasypaną po dach cabanę de Bestan (zrobiłam zdjęcie znad śniegu wystają tylko baterie słoneczne), i trzymając się koryta strumienia, gdzie nawet przybyło śladów dotarliśmy do Schroniska de Bastan (w to miejsce można się też dostać z wyciągów przez grań). Niedawno musiał tu nocować spory tłum. Nadal pachniało dymem, a okoliczny śnieg znaczyły liczne żółte plamy. Pomimo tego, że pogoda się pogarszała poszliśmy dalej, myśląc, że jeśli nie uda się przejść przez przełęcz wrócimy. Długo szliśmy w gęstym mleku, bez śladu i możliwości porównania z mapą. Gdyby się na chwilkę nie rozjaśniło poddalibyśmy się. Okazało się, że podeszliśmy pod samą przełęcz. Wyglądała stromo, ale na górze rysował się jakiś zygzak. Z bliska okazał się głębokim śladem dwóch osób w rakach, które próbowały zejść z przełęczy, ale się poddały i zawróciły. Były tu pewnie po południu, kiedy śnieg zrobił się już niepewny i miękki. Nam udało się wejść w butach. Wybite stopnie dobrze trzymały, a w razie upadku raki są znacznie mniej bezpieczne. Wkładamy je tylko na lód. Od grani ciągnął się ślad nart. Trzymając się go- jedynej informacji w gęstej śnieżycy dotarliśmy w końcu do schroniska.

fot Jose Antonio de la Fuente

Refuge de Campiona de Cloutou przypominało drewniany domek typu Brda, ale wewnątrz było zaskakująco duże. Miało też toaletę, dużą kasę pancerną z informacją (jedzcie co chcecie, ale nie zostawiajcie mi tu : szynki, kartofli i mleka…) i drugą mniejszą na dobrowolne datki.  Dorzuciliśmy się. Piękne miejsce.

Share

Reserve Naturelle Neouvielle- Lac Aubert (Pireneje marzec 2014)

fot Jose Antonio de la Fuente

Tego dnia potwornie wiało. Czym później tym było gorzej,  być może winna była wysokość i otwarta, niczym nieosłonięta przestrzeń. Już chwilkę za schronem wiatr zerwał mi z głowy okulary i gdyby Jose ich nie znalazł musielibyśmy chyba zejść. Siekło po oczach lodem,  oślepiało. Okulary zatrzymały się 40 metrów dalej. W zaspie. Postanowiliśmy przetrawersować pod granią i jeśli się uda dojść na noc do cabany nad Laquet de Coste Quellere, o której nic nie wiedzieliśmy. Wdrapanie się na grań poszło nam sprawnie. Odnaleźliśmy właściwą przełączkę- Col de Aumar, zaczęliśmy trawersować na północ starając się tracić jak najmniej wysokości. Potem zniechęcił nas głęboki  miękki śnieg. Zapadaliśmy się. Szliśmy zbyt wolno. Po kilkuset metrach zdecydowaliśmy się zejść nad Lac de l’Oule. Na mapie jest zaznaczona zbiegająca mniej więcej wzdłuż potoku  narciarska trasa i druga biegnąca troszkę wyżej. Trafiliśmy na niższą. Ta druga, chyba bardziej rozsądna nam gdzieś zginęła. Nie było oznakowania ani żadnego śladu, a teren zbyt monotonny do porównania z mapą. Początkowo szliśmy przez piękne łączki i rzadki, pełen malowniczych suchych sosen las. Niżej wyszliśmy na polankę z meandrami rzeczki zamieszkaną przez lisa- była nora, ślady i zapach.

Potem zbocze nam się raptownie urwało. Spróbowaliśmy i z prawej i z lewej. Ostatecznie zeszliśmy kilkadziesiąt metrów skalnym żebrem, a kiedy i ono się  skończyło wróciliśmy kawałek i zeszliśmy do koryta potoku. Las bronił się jak spanikowana żywa istota. Zejście  nie przypominało chodzenia po górach- które zwykle jest bliskie medytacji. Nawet w trudnych miejscach człowiek łapie rytm, skupia się na drodze, chwytach, krokach. Tu odbyła się walka. Atakowały nas pozasypywane sprężyste gałęzie, obsuwał się zbyt miękki śnieg. Łapały nas za nogi dziury. Zaczepiały połamane przez zimę krzaki i drzewa. Cale fragmenty zeszliśmy po drzewach, zbocze było za strome i śnieg nas nie utrzymywał. Ofiarami tej trasy padły moje ulubione spodnie i kask Jose, ale nam w zasadzie nic się nie stało. Doszliśmy na troszkę mniej nachylony stok, połaziliśmy w kółko po lesie i ucieszyliśmy przedwcześnie widząc tabliczkę”zakaz połowów”. Na dnie doliny czekał na nas jeszcze labirynt porozdzielanych rzeczek  w zalodzonych, wysokich na prawie 2 metry tunelach. Cabana de la Lude okazała się zamknięta, więc już o zmroku obeszliśmy drugą stroną Lac de l’Oule i wróciliśmy do znanego nam już schroniska. O dziwo było otwarte. Na weekend ponownie uruchomiono wyciąg i w L’Oule nocowała grupa Francuzów. Świętowali czyjeś urodziny. Dowiedzieliśmy się od nich, że Hotel Oredon nadal utrzymuje zimowy schron, ale przed wyjściem należało poprosić (na dole) o klucz.

-Mieli za dużo kłopotów z wandalami- powiedziała pani z Luz Saint Sauvier – już nie te czasy…

Share
Translate »