czy jestem idealistką?

Takie pytanie zadał mi niedawno pewien dociekliwy człowiek (jeden z Was). W pierwszej chwili oburzyłam się na myśl, że mogłabym być kimkolwiek (poza sobą). Nie lubię etykiet. Żadnego segregowania- Wy też dostajecie u nas ubrania na miarę- każde inne. Potem pomyślałam, że kłopot tkwi w definicji. To pojęcie jest upiornie pojemne. Co innego gdyby ktoś spytał czy jestem blondynką. Wtedy bym się przecież przyznała chociaż to też jakaś tam etykieta (niestety nie jestem- nie ma uzasadnienia dla moich licznych pomyłek i gaf). Do idealizmu nie umiałam się odnieść i ponieważ trochę mnie to nadgryzło, odpowiadam teraz.

Nie jestem. Idealista w najbardziej ogólnym znaczeniu to ktoś kto wierzy w jakieś szczytne idee i jest gotowy je zawsze popierać. A ja wszystko podważam, powątpiewam, zaglądam od spodu. Czasem ze zwykłej ciekawości, bo umiem i bo mogę, zwykle bez wrogich zamiarów. Chcę wiedzieć jaki jest świat. Nie przestaje mnie to fascynować, ciągle mnie dziwi.

Jedyną ideą, w którą wierzę święcie- jest Dobro, które kiedyś w początkach języka polskiego znaczyło to samo co Bóg. Teraz te pojęcia się nieco rozeszły. To sam w sobie temat do długiej rozprawy, ale nie mam nadziei, że to ogarnę, więc robię to co zawsze. Robię swoje.

Na tym blogu najczęściej piszemy o dzikim świecie i o naturze. Tu też jest sporo miejsca na idealizm. Ludzi przybywa. Natura ginie, trzeba ją chronić. I znów z czegoś co pozornie proste wyrasta ideologia i przemysł. Powstają partie i organizacje. Generują się wielkie pieniądze. Tworzą układy. Kłopot z ludźmi nie polega na ich nadmiarze, tylko na tym, że próbują wszystko uporządkować. Poukładać, jednoznacznie określić i zdecydować. Zawsze odgórnie. Natura jest takim działaniom przeciwna. Funkcjonuje inaczej. Kataklizmy (takie jak choćby rozwój ludzkości) nie są jej obce, już się zdarzały. Nie raz ginęły całe gatunki. Zmieniało się ukształtowanie powierzchni i klimat. Piękno- które automatycznie przypisujemy dzikim miejscom, dla którego te dzikie miejsca chronimy też nie powstawało od razu. Rosło z czasem. Niejednokrotnie bardzo powoli. Wystarczy przejść przez Islandię żeby zobaczyć jak wyglądała Ziemia za młodu. Gorąca, bulgocąca, pokryta błotem, śmierdząca siarką, pustynna.

Wiem, że to ryzykowne gdybanie, abstrakcja, ale mam nadzieję, że po katastrofie jaka trafiła się Ziemi teraz- po lawinowym rozwoju ludzkości też kiedyś pozostanie piękno. Nie wiem czy my też w nim będziemy. Jeśli tak, musielibyśmy się pewnie zmienić. Teraz jesteśmy zorientowani na efektywność, na sukces, na cel. Nikt chyba bardzo nie docieka jaki, niektórzy całkiem się w tym pogubili, ale biegniemy zgodnie i w stadzie. Cała nasza współczesna kultura, cała ekonomia skoncentrowała się wokół oczekiwań i planów. Nie ma miejsca na pomyłki i chaos. Nawet ne niespodzianki. Jakie one nieprofesjonalne, nieefektywne… Jakie nieżyciowe…

A przecież prawdziwe Życie nie jest zorganizowane. Nie jest przewidywalne, bywa niebezpieczne. Rośnie organicznie. Bezładnie. Gdzie tylko może. Wypełnia nisze. Natura zawsze dąży do równowagi. Choćby chwilowej, lokalnej. A my? Do czego w zasadzie dążymy?

Fascynuje mnie to. Pozorny chaos tworzący zrównoważone ekosystemy, powstałe bez naszego udziału i wiedzy. Niezależne, cudnie odporne na naszą ignorancję, głupotę, zmienne, ale zaskakująco trwałe. Dlatego chyba kocham dzikie miejsca. Nie tylko dla urody, nie tylko dla zagrożonych gatunków (tyle już ich przecież zanikło, zginęły dinozaury i mamuty). Dla wolności, niepewności, wahania, ryzyka- dzięki którym mogę się zmieniać, uczyć dopasowywać, poprawiać. Gdyby ktoś powierzył ochronę przyrody mi, usunęłabym wszystkie prowadzące do dzikości drogi, wszystkie schroniska, ułatwienia i szlaki. Zlikwidowałabym parki narodowe i ich facebooki zachęcające do bezmyślnego, łatwego zwiedzania, wykorzystywania i wydawania- bezrefleksyjnego, powierzchownego, nieryzykownego, bo tylko z dozwolonej ścieżki. Zdezorganizowałabym ten świat. Zostawiłabym dzikość samej sobie i ludziom, którzy chcą się nauczyć czym jest i jak funkcjonuje Natura z nadzieją, że wyniosą tę wiedzę dalej i że to nas kiedyś wszystkich zmieni. Chroniłabym nie tyle zaszłości z poprzednich geologicznych epok, tylko sam proces dziczenia, zdolność do odrastania, odradzania się, zmartwychwstawania, tworzenia równowagi, do skutecznego funkcjonowania w chaosie. W skali globalnej to się wydaje skrajnie trudne, ale w malutkiej, osobistej, domowej- jest proste. Niech sobie rośnie co chce, jak chce, rodzime, przyjazne naszym zwierzętom, zwykłe- czyli naturalne. Niech sobie chodzi po naszym ogrodzie, ćwierka, bzyczy, nadgryza jabłka. Skoro przestrzeń przekształcona przez człowieka zajmuje już ponad 75% Ziemi, musimy się jakoś ścisnąć, zmieścić tu wszyscy. Przecież to dzikie, podejrzane, nieopanowane umie coś czego my nie potrafimy zrobić- utrzymuje świat w równowadze.

Ale to tak na marginesie, żebyście mieli z czym polemizować. Zapraszam. Nie ma ryzyka, nie uprę się przy swoim zdaniu, nie zafiksuję na jakiejś jednej idei czy wizji. Nie jestem idealistką, też nie materialistką. Chodzę po ziemi. Widzę i dobro i zło. Nie odpowiadam za nie w skali globalnej, nie ogarniam, ale w moim światku, na moim małym podwórku będzie tak jak się nauczyłam wędrując- naturalnie, trochę przypadkowo, raczej bez celu z jednym jedynym drogowskazem skierowanym wyłącznie na Dobro. Innym zwyczajnie nie ufam.

Poniżej Islandia z bardzo bliska. Początkowo nie chciałam pokazywać tych zdjęć, nie byłam z nich zadowolona. Teraz znalazłam usprawiedliwienie- trudno…świat oglądany bez stosownego dystansu zwykle wygląda mało zrozumiale, z drugiej strony co zrobić, skoro taki właśnie jest nam najbliższy:)

Share

20 komentarzy do “czy jestem idealistką?”

  1. Nie wiem Kasiu czy likwidacja parków narodowych to dobry pomysł :). Jeżeli prawie 40 mln Polaków zaczęła by chodzić tam gdzie chce i robić to co chce – to prawdopodobnie niewiele by pozostało z tej dzikości co mamy okazję teraz zobaczyć. Myślę że tacy jak my wydeptali by nowe ścieżki którymi podążyli prawdopodobnie nie tylko ci ciekawi ale także ci ” bo taki trend” lub ci co lubią niszczyć. A czy ludzie bez plecaka i traperów odbierają przyrodę bezmyślnie, bezrefleksyjnie czy też powierzchownie? Tego nie wiem – ponieważ nie wiem co oni sobie myślą patrząc na przykład na morskie oko i otaczające je górki. A może to jest dla nich ten pierwszy krok do zauroczenia dzikością? Myślę że nas kiedyś także ten pierwszy raz w górach zauroczył i że dlatego nas tam ciągle ciągnie:).

    1. nie wiem na pewno, ale wydaje mi się, że gdyby większość Polaków mogła robić to co chce wcale by nie łaziła szukać dzikości. Do Morskiego Oka przywozi się kolonie znudzonych tym tematem dzieci, całe wycieczki. Dla parku narodowego to biznes więc zachęca przywoźcie, przywoźcie, więcej wejść to przecież więcej biletów… To są miliony, a taka kasa kusi. Gdyby patrzeć na to pod kątem ochrony przyrody- wystarczyłoby zamknąć drogi dojazdowe. Pieszo w Tatry też jest przecież blisko, ale te 2- 3 godziny dojścia powstrzymałyby prawdopodobnie z 80% odwiedzających. Przeszliby tylko zainteresowani górami. Ale nie o to chodzi. Turystyka to przemysł i parki narodowe biorą w nim czynny udział, napędzając biznes.
      Dobrym przykładem jak to działa są góry nie objęte w całości ochroną np Pireneje. Jedyne miejsca gdzie tam bywa tłok i gdzie obecność ludzi rzeczywiście zaczyna szkodzić to właśnie najbardziej znane parki narodowe i miejsca gdzie doprowadzono drogi. Tam gdzie nie ma parku narodowego nie ma toku, tam gdzie nie ma drogi i trzeba podejść kilkaset metrów nie ma nikogo.
      Co sobie niektórzy ludzie myślą często słychać, usiądź w tłumie pod Morskim Okiem i posłuchaj.
      wiem, że trochę przesadzam, ale inaczej tego nie widać.

  2. Ja osobiście jestem zwolennikiem parków narodowych gdzie istnieją pewne ograniczenia co do swobody chodzenia i robienia czego się chce. W naszych górskich rejonach parki zajmują zaledwie kilka procent powierzchni naszych górek – więc nie jest aż tak źle. Problem w tym że są to najciekawsze miejsca i swego rodzaju wyjątkowe. Raczej ciężko by było zainteresować te miliony odwiedzające TPN powiedzmy takim Beskidem Niskim. Gdybyśmy mieli w naszych granicach tak potężne i urozmaicone pasmo górskie jak Pireneje to prawdopodobnie nie byłoby problemu ze znalezieniem spokojnego miejsca do wędrówek w ciszy i spokoju (możemy tylko pozazdrościć Hiszpanom czy Francuzom obfitości gór). Dzieci w tych czasach ciężko jest czymś zainteresować wiec nie ma co się dziwić że większość na takich wycieczkach się nudzi. Moim zdaniem niech chociaż 5 procent z nich wyniesie coś pozytywnego z takiej wycieczki to i tak będzie to wielkim edukacyjnym sukcesem. A po za tym jak można je zainteresować powiedzmy górami i ochroną przyrody w tych miejscach nie pokazując ich wcale? Poczytałem sobie przy okazji na co wydawane są pieniądze z biletów i okazuje się że w sumie są przeznaczane na cele pożyteczne, których za bardzo nasza państwowa kasa nie chce dotować (wydaje mi się że najlepszy interes na tym ma nasze państwo). Poza tym głównymi „napędzaczami” tłumów są wszelkiej maści biznesmeni i władze na przykład z Zakopanego i okolic. Nie mogę też narzekać na tłumy ponieważ ja też ten tłum w górach robię (szczęśliwie są wciąż miejsca mniej popularne). Nie mogę czuć się kimś wyróżnionym (chodzę częściej, wiem więcej niż inni itp.) – każdy ma takie samo prawo do tych miejsc i każdy z tych ludzi (bezmyślnych, hałasujących czy też chodzących napić się piwa nad Morskie Oko) ma prawo powiedzieć że to właśnie ja ten zbędny tłum tam robię.

    1. ja też robię tłum- tylko rzadko, bo zwykle jestem tam gdzie nie ma ludzi. W wielu sprawach masz absolutną rację. Zazdroszczę Francuzom. Hiszpanom też trochę, najbardziej, że to wszystko opanowali, że w ich górach jest taki spokój. Popatrz na Austrię- też ma mnóstwo gór, a wolności co kot napłakał. Koncepcje parków narodowych są różne. W Norwegii np wolno w nich polować (ale jest to jakoś kontrolowane). Boję się, że taka formuła, jaką my mamy służy reklamie okolicy, napędzaniu lokalnych budżetów, nie ludziom i nie przyrodzie.
      Myślisz, że dzieci nie wolałaby biwaku w Beskidzie Niskim gdzie mogłyby sobie zanocować pod chmurką, upiec kiełbaskę, potaplać się w rzece i samodzielnie zbudować szałas? Moim zdaniem nie uczymy aktywnego współdziałania z przyrodą tylko konsumpcji. Możliwe, że ktoś nawet z takiej nauki coś dobrego wyniesie, ale mógłby wynieść znacznie więcej.
      Nie chciałabym żebyś mnie źle zrozumiał. Nie krytykuję ludzi, tylko systemy. Odbieranie wolności, promocję biernego wypoczynku i marginalizowanie własnej aktywności. Nie czuję się od nikogo lepsza, to Ty podkreślasz różnice pomiędzy rożnymi rodzajami odwiedzających Tatry ludzi i Ty zakładasz, że gdyby pozwolić na więcej zadeptaliby i zniszczyli wszystko. Ja wierzę, że by zachowali, gdyby tylko pozwolić im to dobro- Naturę uznać za własne. W takim systemie, który mamy teraz to zawsze jest „cudze”. Parkowe, państwowe…Dlatego śmiecą i zadeptują. Swoje by szanowali.
      A ze znalezieniem spokojnego miejsca w Polsce nie jest wcale bardzo źle. Mieszkam na skraju Puszczy Goleniowskiej- to nic takiego po prostu las. Nie raz idę przez cały dzień i nie spotykam ani jednej osoby. Dla nas las jest zwykły dla Hiszpana to cud. Zieleń, wielkie drzewa. I w tym udało nam się zachować spokój- bo mało zabraniamy i nie robimy szumu. Szkoda tylko, że nie wolno rozbijać namiotów na noc i to bym zmieniła.

  3. Może tak to zabrzmiało – ale nie było i nie jest moją intencją kategoryzowanie odwiedzających czy też ich zachowania w parkach. Po prostu widzę co się dzieje dookoła i wydaję mi się że być może jeszcze jako naród nie dorośliśmy do tego żeby dać nam tą wolność. W lasach, przy drogach, w górach czy też nad jeziorami widzę sterty śmieci, rabunek przyrody czy też dbanie o własny interes. Z drugiej strony to Parkowe czy też państwowe jest przecież nas wszystkich. Więc dlaczego nie potrafimy o to „nasze” zadbać? Powiedzmy że otworzymy bramy do parków i pozwolimy każdemu robić co chce. Część pewnie będzie dbać żeby środowisko pozostało mniej więcej takim jakim go zastało. Ale czy zrobią to prawie wszyscy? Wątpliwe. Może masz rację że warto by było spróbować – ale brak mi jakoś wiary że to się uda. Trochę za mało mamy tych niepowtarzalnych miejsc :)

    1. może powinniśmy próbować na mniej delikatnej materii, np w lasach…? Moim zdaniem ludzie nie czują, że to ich, więc się nie troszczą. kiedyś dawno temu, kiedy kupowaliśmy budynki w Załomiu, to co najpierw zwróciło moją uwagę to porządek w lesie. Ludzie tam sprzątali, bo dla takiej odciętej od innych społeczności (po PGR-rze) było jasne, że to jest ich. Można było z tej zieleni korzystać, więc się tam nie śmieciło. Szczęściem Załomia jest dystans od miasta, tam gdzie mieszkam już jest gorzej. Są śmieci, bo nam je ktoś może przywieźć samochodem i ludzie tak robią- obcy- wywożą na nie swoje.
      Moim zdaniem nie wiemy, że to nasze jest naprawę nasze. Skoro ktoś zabrania to znaczy, że jest jego, jeśli zabrania wrogo używając siły to i problemy są jego, więc mamy błędne koło. Naprawdę wierzę w oddolne inicjatywy, edukację i samodzielność, a do tego potrzeba wolności i możliwości korzystania z tego „swojego” jak ze swojego. Nie znaczy, że bez ograniczeń, bo we własnym ogródku też przecież nie możesz hałasować czy dymić.

  4. Wspomniałaś o problemie z biwakowaniem poza miejscami wyznaczonymi – i tu się zgodzę że przydała by się jakaś zmiana. Nasze przepisy mają tak wiele uwarunkowań że bez długiej litanii zezwoleń od właścicieli (państwowych czy też prywatnych) jest to praktycznie niemożliwe. Można by przecież wprowadzić jakieś zasady takiego biwakowania (minimalne odległości od zabudowań, uprawy rolne, łąki, rezerwaty przyrody, itp). Może ustawę dało by się zmienić – tylko pozostaje jeszcze nakłonienie całej armii właścicieli żeby się pod nią podpisała. Myślę że problemem jest nie tylko nasz parlament (czy może nam zaufać?) ale również i my Polacy (typu – czy mam w tym interes albo co to za ludzie za moim płotem biwakują, depczą moją trawę itp).

    Nie wiem czy interesujesz się jeszcze Norwegią (z tego co piszesz to tęsknisz za innym bardziej odległym i bezludnym krajem :)). Chciałbym Ci polecić książkę którą wygrzebałem jakiś czas temu w necie. Jest to książka C.W. Slyngsbiego o jego eksploracji norweskich gór w latach 1872 – 1903. Fajnie się ją czyta. Jego słynne stwierdzenia są często przytaczane w Norwegii (np. o mojej ulubionej górze powiedział ” the ugliest mountain I ever seen”). Ja znalazłem wydanie z 1904 roku. Jeżeli byłabyś zainteresowana taką lekturą to mogę Ci wysłać plik pdf (a może już ją czytałaś?).

    1. wyślij koniecznie, nie czytałam. Właśnie planuję kolejną Norwegię- Finlandię. Mam bilet do Kirkenes na 23 lutego i googlam…
      Jeśli masz jakieś rady to bardzo chętnie usłyszę

      1. Znowu na koniec świata?! A kiedy zawitasz na południe? Miałem właśnie Ci podrzucić (myślę że ciekawy) temat ale jakieś 250 km na północ od Bergen :). Ten plik wysłać na e-adres który podałaś w kontaktach?

        1. tak, to mój kwarkowy adres. Koniec świata wyjątkowo interesuje Jose. Ale Twój pomysł też chętnie sprawdzę tylko później, także podrzucaj:)

          1. Przesyłkę wysłałem. W sumie miałbym dwie propozycje tras dla Ciebie. Muszę tylko dopracować (pogrzebać w necie) szczegóły optymalnych łączników i jakoś to wszystko narysować na mapce.

          2. Dostałam, dzięki. Świetne ilustracje, poczytam z przyjemnością. Czekam na plany, jestem bardzo ciekawa co wybrałeś. Czy sam już to przeszedłeś?

  5. Pierwszą trasę może opiszę ponieważ będzie łatwo zobaczyć na mapie – w ponad 9o procentach przebiega znakowanymi szlakami. Rejony górskie na mapie ut.no to: Stolsheimen, Vikafjell, Skarvheimen i Filefjell. Długość trasy to ok.350 km i zaczyna się w małej miejscowości Totland na zachodnim wybrzeżu (ok. godziny jazdy z Bergen) a kończy nad dobrze Ci znanym jeziorem Tyin.
    A więc: Totland – Kalvedalshytta – Skavlabu – Vardadalsbu – Norddalshytten – Solrenningen – Asedalen – Gravsetstolen – droga nr 13 – tutaj trochę kombinacji z trasą ale główny kierunek to Joshaugbu – Gudvangen – Fyre lub Langhuso – dalej szlakiem do Grindaflethytta – Upsete – Vatnahalsen – Stondalen – Haugane – Osterbo – Kongshelleren – Lungsdalshytta – Bjordalsbu – Breistolen – Sulebu – Kyrkjestolen – Sletningsbu – jezioro Tyin. Część można by przedyskutować ze względu na atrakcję – szczególnie rejon od drogi nr13 do Ostebro. Nie wiem również jak często potrzebujesz zaopatrzenia. Ze względu na „specyfikę” moich wędrówek to tylko ok 15 no może 20 procent pokrywa się dokładnie z tym co Ci zaproponowałem ( powiedzmy że byłem bardzo blisko tej trasy – podążając dokładnie moimi śladami wyszedł by zygzak :)). Wydaje mi się że trasa należy do najciekawszych na południe od „Wielkiego Fiordu” :). Druga trasa jest związana z lodowcem – czy dalej myślisz o tych norweskich?

    1. Dzięki wielkie, chyba pierwszy raz w życiu dostaję taki gotowy plan! Dotąd tylko męczyłam Edka o kawałki Pirenejów i Leśną o Finlandię :) Trasa wygląda ciekawie, popatrzę sobie szczegółowo z mapami, tylko już nie teraz, bo tkwię po uszy w planowaniu Laponii. Zaopatrzenie co jakiś tydzień lubię, jak trzeba wytrzymam dłużej- pewnie z 10 dni.
      Lodowce chętnie, ale chyba nie pójdę sama i z tym największy kłopot.
      Tak ogólnie to jeszcze mnie kusi dokończenie Islandii- czyli zbadanie wschodniej strony i właśnie tamtejszych lodowców, więc nie wiem co zrobię najpierw. Czy Twoja trasa ma jakiś konkretny najlepszy czas? Ciekawi mnie Skandynawska jesień, dawno nie widziałam.

  6. Jesień to jeszcze dobry czas na wędrówki w tych rejonach – tak maksymalnie do końca października. W listopadzie bym już nie ryzykował. W październiku – szczególnie w drugiej połowie można spodziewać się pierwszych sztormów. Normalnie śniegu na tych wysokościach jeszcze niema i nawet jeżeli trochę sypnie to da się spokojnie chodzić (może się zdarzyć powyżej 1000 m). Moim zdaniem najlepszy termin to druga połowa września do połowy października (ale jak to z pogodą bywa często zaskakuje :)). Na tej trasie zaopatrzyć się możesz tylko w dwóch miejscach. Pierwszy raz po ok.150 km w Gudvangen (położone nad moim zdaniem najpiękniejszym fiordem w Norwegii czyli Naeroyfjorden :)) i drugi raz jakieś 70 km dalej w Aurland. Na ostatnich ok 130 km już nie ma możliwości ( chyba że w jakimś hotelu/schronisku).

    1. 150 km to chyba przejdę w 10 dni, czyli powinnam dać radę. Nie wiem jak mi się w tym roku ułożą wyjazdy, ale bardzo bym chciała. Już raz myślałam o tych terenach wydrukowałam nawet mapy (na wszelki wypadek), ale jechałyśmy wtedy z Lidką stopem i zaniosło nas dalej na północ. Nie wiedziałam, że tam ładnie :)

      1. Jest ładnie :). Jest tam trochę fajnych miejsc do odwiedzenia. Każde ma swój urok i niepowtarzalny charakter. Jeżeli znajdziesz czas żeby się wybrać w „moje rejony” i będziesz miała jakieś pytania to chętnie pomogę. Będę się tam kręcił od wiosny więc może jeszcze jakieś ciekawe warianty wypatrzę ( a tak w ogóle to nie ogarniam tych gór – jest ich za DUŻO :)). Na koniec życzę powodzenia na wyprawie do Laponii :).

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Translate »