Alpy czerwiec-lipiec13 Col de Tourettes-Dormilouse

Żałuję, że nie udało mi się lepiej sfotografować tego poranka. Lekka mgła, bardzo zimno. Szum wody, wokół trawy z kępami ziół. Potem cieplej, bardziej przejrzyście, w końcu gorąco.

Już kilkaset metrów za naszym niewygodnym obozowiskiem znaleźliśmy sporo wygodnych namiotowych miejsc. Była i woda. Zbyt wcześnie się podaliśmy wieczorem, bojąc się nieznanego, a stromego stoku.

Dojście na przełęcz Tourettes było już bardzo proste. Długie trawiaste zbocze. Pod samym grzbietem stabilny piarg.

Przejściem okazała się szczerba w grani tuż obok dwóch przypominających zęby skał. Trochę trudniej było z tej przełęczy zejść. Zbocze okazało się zaśnieżone i bardzo strome.

Nie widzieliśmy, którędy prowadzi szlak. Przeszliśmy ostrożnie trawersem pod samą ścianą, a potem zeszliśmy wprost w dół. Zaczęłam schodzić troszkę wcześniej niż Jose i uniknęłam niestabilnych, niewygodnych piargów poprzecinanych przez rozmiękły śnieg.

Dalej było już łatwo. Pochyłe śnieżne pola i jedyny punkt orientacyjny, częściowo zamrożone jeziorko.

Znad wody „nasza” ściana robiła piorunujące wrażenie. Dopiero na zdjęciu widać, że po piargach schodziła ścieżka. My poszliśmy dużo bardziej w lewo. Na szczęście było wcześnie i śnieg jako tako trzymał.

Poszliśmy dalej przez pokrywające próg doliny łąki. Było kilka kopczyków. Przed nami pojawił się widok na dalekie- porośnięte wyciągami stoki Orcieres-Merlette.

Popatrzyliśmy na mapę, potem znów na wyciągi i odechciało nam się tam iść. Zboczyliśmy na szlak prowadzący na przełęcz Terres Blanches, a potem do Dormilouse. Na rozwidleniu stał drogowskaz.

Drogę przecinały liczne śniegowe płaty, ale nie było trudno. Troszkę się baliśmy przechodząc przez sporą rzeczkę, ale śnieżny most wytrzymał.

Na przełęczy odnaleźliśmy kopczyk, a potem łatwe zejście. Całe zbocza pokrywał dobry, wystarczająco twardy firn.

Pogoda była piękna,  ludzi wcale, prawdziwa bajka. Znalezienie drogi ułatwiał nam kilkudniowy pojedynczy ślad, miejscami już stopiony.

Łagodne zejście prowadziło przez zalane wodą progi. Kilka stawów być może zostaje do lata większość była płytka, tylko sezonowa.

Czym niżej tym mniej było śniegu i całe szczęście. Po długim łagodnym zejściu dolina urywa się. Próg jest stromy i przy śniegu chyba bardzo trudny. Jest dużo uskoków i dziur. Wiosną, po upalnym dniu ze skał lały się setki wodospadów. Przez cały czas towarzyszył nam plusk i szum. Droga  jest tam bardzo mało widoczna jest tylko kilka kopczyków, trzeba uważać i kluczyć wśród strumyków, płatów śniegu i urwisk.

Teren wypłaszcza się przy pięknym stawie Lac de Fangeas. Tuż za nim szlak przechodzi przez rzekę (jest most) i ścieżkę już doskonale widać. Jeziorko jest pewnie celem jednodniowych wycieczek.

Dalej droga schodziła wzdłuż rzeki (bardzo wezbranej). Wodospady huczały, a nad korytem unosiła się rozpylona mgła. Weszliśmy w cień i zrobiło się zimno. Z trawersu było widać wciąż jeszcze oświetlone, dalekie stoki Queyras- miejsca, którędy przechodziliśmy w zeszłym roku podchodząc z Argentierre la Besse.

Zeszliśmy do Dormilouse, ale nie chciało nam się iść do wsi. Jest tam schronisko, ale wokół nas ciągnęły się kusząco równiutkie trawki pozostałość nie uprawianych już pól. Mnóstwo pięknych biwakowych miejsc. Chwała tolerującym biwakowanie Francuzom! Doskonale nam się tam spało :)

Trudność tego odcinka to T3, miejscami T4, ale przede wszystkim ze względu na śnieg.—>

Share

Alpy czerwiec-lipiec2013, Val Escrins- Park Narodowy Ecrins

<—Nie udało nam się wiele zobaczyć tego dnia. Piękna, pełna postrzępionych skalnych ścian dolina Escrins nie odsłoniła się.

Po obu stronach grani towarzyszyła nam mgła. Lekko mżyło, więc zrezygnowaliśmy z wyższych wariantów dróg- grani po lewej i przejścia obok Pic de Font Sancte- po prawej. Zeszliśmy doliną prosto w dół.

Zatrzymaliśmy się na chwilkę w położonej troszkę powyżej progu cabanie- na tyle żeby zjeść. Była otwarta i otoczona mnóstwem psich bud. Najprawdopodobniej latem przychodzi tu wielkie stado, wymagające wielu pasterskich psów.

Niżej, zostaliśmy po lewej stronie doliny nie schodząc do schroniska Basse Rua, którego nie lubię. W punkcie informacyjnym Parc Naturel zasięgnęliśmy języka w sprawie gazu. Miła dziewczyna narysowała nam z grubsza plan Guillestre. Idąc za jej radą zeszliśmy kilkaset metrów szosą, przeszliśmy przez most i trzymaliśmy się drugiego brzegu strumienia. Ścieżka, a później polna droga schodzi ładnym porośniętym kwiatami kanionem. Po południu rozpogodziło się i w Gulliestre dopadł nas upał. Znaleźliśmy sklep sportowy. Jest naprzeciwko dużego supermarketu. Kupiliśmy gaz, a ja kupiłam sobie jeszcze tłuszcz do smarowania butów. Niestety moje nowe Handwagi zaczęły (lekko) przeciekać. Zrobiliśmy też wielkie spożywcze zakupy, pogadaliśmy z dwójką Hiszpanów przemierzających Alpy rowerami, a potem powlekliśmy się na kemping. Guillestre ma ich kilka i wszystkie są fajne. Leżą jeden obok drugiego nad rzeką po południowo-zachodniej stronie miasteczka, lekko w dole. Byliśmy już zmęczeni więc nie zauważyliśmy, że można się było rozbić w bardziej stosownym towarzystwie. My niefrasobliwie rozstawiliśmy naszą opartą na trekkingowych kijkach pałatkę wśród wielkich, wyposażonych we wszystko co tylko możliwe kempingowców i przyczep… Starsze panie w papilotach odetchnęły z ulgą widząc jak się rano zwijamy :).

Poszliśmy dalej w dół szosą i mijając okazałe i ewidentnie dzikie czereśnie (pycha), doszliśmy do przystanku autobusowego przy głównej drodze (Briancon- Gap). Nie zdążyliśmy jeszcze zrozumieć rozkładu jazdy, kiedy zatrzymał się miły pan w malutkim autku. O dziwo zmieściliśmy się. Podwiózł nas bardzo uprzejmie do Chateroux les Alps skąd wyszliśmy oznakowanym szlakiem.

Zaczęliśmy w ten sposób wędrować przez Park Narodowy Ecrins. Jego południowa strona w niczym nie przypomina północy pełnej wyciągów i wielkich lodowców. To dziki, poprzecinany spacerowymi dróżkami teren.

W niższych partiach jest kilka schronisk, wyżej szlaki robią się strome, a ścieżki niewydeptane. Podeszliśmy wzdłuż kanału (jest bardzo ciekawy) do wielkiego wodospadu,

minęliśmy fajne schronisko, potem kwitnące łąki i weszliśmy w bardzo stromy stok.

Cabana, która nam polecono w schronisku (trzeba  było tam zostać!) okazała się zamknięta, a zbocze tak strome, że spaliśmy prawie na siedząco. Wiało i namiot utrzymał się cudem, za to jaki stamtąd był widok!

i wieczorem i rano… :)

PS: zapomniałam dodać, że z Guillestre można wyjść bezpośrednio w góry.  Przez miasto przechodzi okrażający Ecrins GR50- niski i dość bliski cywilizacji spacerowy szlak długodystansowy. Prowadzi do Chateroux les Alps (a potem do Embrun). Wychodząc z miasteczka wykorzystaliśmy kawałek tej trasy, ale szybko odeszliśmy w górę, w głąb masywu. Podejchaliśmy stopem, bo była nam szkoda dnia, odcinek Guillestre- Chateroux szedł dośc nisko i na oko nie wydawał się bardzo ciekawy, spotkany po drodze starszy pan powiedział, że był całkiem fajny. To głównie łąki i las.

 

Share
Translate »