Alta via Valle Camonica, sentiero duo cz2

Pięknie tam prawda? Zaraz za Baito Encavallo Sentiero Duo wchodzi na wysokie piętro pełnej małych jeziorek dolinki. We wrześniu brzegi  stawków gęsto porastała wełnianka, z daleka wyglądało to jak zarośla białych kwiatków.

O świcie to dzikie miejsce wyglądało przepięknie w niemal poziomych promieniach słońca. Nie spotkałyśmy żadnych ludzi. Za widocznym na zdjęciu stawem ścieżka rozwidla się. Sentiero Duo idzie na wprost,  przechodzi przez przełęcz Bocco Corno del Tre Signori (3095), a potem schodzi po kruchym zboczu na Passo del Gavia. Inna też czasem oznakowana ścieżka przechodzi przez grań na Passo del Graole (2861)  i schodzi do doliny Valle delle Messi.

Poszłyśmy niższym, schodzącym na dół szlakiem, bo w schronisku Bozzi ostrzegano nas, że na zejściu z Tre Signori coś się urwało. Obie drogi wydawały się równie piękne, więc było nam wszystko jedno (chociaż ja trochę jednak żałuję, może tam wrócę :))

 

Początkowo, szlak był niezbyt dobrze widoczny, potem za granią chwilami przechodził w umocnioną podczas wojny drogę, po to, żeby niżej znów  zniknąć w trawach.

Kłopot pojawił się już na dole. Szlak zszedł na wspinającą się po stoku szosę prowadzącą na Passo del Gavia. Niestety w  Alpach,  nie ma całkiem bezludnych miejsc. Pomimo tego, że na naszej mapie była ścieżka prowadząca do kolejnego na Sentiero Duo schronu- biwaku Linge, w rzeczywistości nie udało nam się jej znaleźć. Najprawdopodobniej od dawna nie była używana. Wszystkie przekraczające szosę ścieżynki kończyły się znienacka przy pięknej trawce lub wodopoju. Po kilku próbach sforsowania  krzaków wróciłyśmy na asfaltówkę i w końcu złapałyśmy stopa. Parę kilometrów wyżej od szosy odchodził dobry znakowany szlak- wariant schodzącego z Tre Signori Sentero 2.

Szosa nie była zbyt ciekawa, byłyśmy tam w niedzielę i był na niej straszny ruch, za to już chwilkę po zejściu z asfaltu zrobiło się spokojnie i pięknie. „Dwójka” schodzi z szosy wąską gruntówką prowadzącą do pasterskiego domu, potem przechodzi po prawym brzegu jeziora i wspina się po skałkach wychodząc na wyższy próg.

Na podejściu jest kilka łańcuchów, ale nie ma żadnych trudnych miejsc. Po drodze minęłyśmy tylko dwóch starszych panów rozstawiających na skraju urwiska płotki dla krów i jedną schodzącą z góry parę.

Krowy pasły się i nad jeziorem i na wyższym piętrze doliny. Duże stado kręciło się tuż obok schronu. Sypnęłyśmy im trochę soli (w kuchni było kilka kilogramów) i potem za nic nie chciały już odejść. Dobrze, że biwak jest ogrodzony :)

 

Share

mała rzecz a cieszy

Podobno każda kobieta potrafi z niczego zrobić awanturę i z niczego zrobić kapelusz. Nie jestem w tym aż tak dobra. Awantura którą zrobiłam dłużnikom była jak najbardziej uzasadniona. Być może nawet owocna, bo obiecali zapłacić… wprawdzie dopiero pod koniec tygodnia i od rana już ze trzy razy… ( mocno podejrzane)  ale cóż, moje działania dywersyjne nie zostają zarzucone, odwieszam je tylko na chwilę. Do poniedziałku. Trzymajcie kciuki.

Podobnie jest z „kapeluszem”, chociaż genialnie prosty, nie jest wcale zrobiony z niczego. Wykorzystałam  dwie świetne dzianiny. Merino wool i poliamid z elastanem.

Dłuższa część, przeznaczona do zawinięcia do wewnątrz to wełna ( ta sama z której robimy koszulki), krótsza- miękka i elastyczna dzianina z mikrowłókien.  Kominek nie jest  nowym pomysłem,  powiedziałabym nawet, że jest dość stary. Sama w latach osiemdziesiątych nosiłam wojskową szalokominiarkę z wełny, która od biedy mogła robić i za sukienkę (ale była to sukienka ekstremalnie krótka :))  Teraz kominki są bardziej znane jako buffy. Nic takiego, ten jest jednak dość pomysłowy.

Poza zwykłą gładką, podwójną czapeczką (na pierwszym zdjęciu- wewnątrz wełna, na zewnątrz grubsza dzianina) i pojedynczą czapeczką z pomponem ( supełek łatwo zawiązać na wełnie) kominek może służyć za ciepły szalik-  pięknie się układa na szyi,

a schowana wewnątrz wełna ( sfalowana, bo jest jej dużo)  naprawdę grzeje.

W razie potrzeby można troszeczkę zmienić rodzaj i z kominka robi się kominiarka.

A jeśli trzeba, to nawet dwie- cienka wełniana może się łatwo zmieścić pod kapeluszem czy czapką,

A gęsty poliamid ochroni przed wiatrem szyję.

Nic wielkiego, dzień jak co dzień… Powiedziałabym, że plon mojej  pracy jest  dzisiaj raczej mizerny- w końcu obie te rzeczy ( i awantura i kominek ) są małe… i obie zdecydowanie, mrocznie czarne. ( niestety). Tylko ja jestem jakby … hmm… jaśnie oświecona ?

PS: instrukcja zwijania buffa w czapkę jest pewnie ogólnie znana, ale na wszelki wypadek powtarzam.

Tubę odwracamy na lewą stronę, skręcamy w środku ( łatwo, bo tam jest cienka wełna), wystarczy jeden obrót-  jak w papierku od cukierka. Całość składamy  na pół  wełną do środka. Wychodzi ciepła i lekka, bardzo przydatna na letnie górskie wypady -klasyczna czapka. Uniwersalna i łatwa do zmiany w kominiarkę czy szalik. Waży tylko 45 g.

PS( 14 czerwca) : bardzo dziękuję tym z Was, którzy naprawdę trzymali kciuki w sprawie dłużników.  Efekt przerasta wszelkie oczekiwania… dzisiaj zadzwonił gość, który wisi nam już od hmm… 2001 roku! Kochani jesteście rewelacyjni! Trzymajcie dalej… zebraliśmy już trochę obietnic, może pojawią się i pieniądze? :)

PS2: Dodałam jeszcze jeden kominkopodobny projekt- mała czarna może być też sukienką, a co tam, żyje się raz!

Share
Translate »