Pireneje marzec 2014- Gorges du Bitet

<—AA035 (3)

Rano było pięknie. Resztki mgły ostały się tylko na dnie doliny- bardzo daleko.

AA036 (3)Przez grań sfotografowaną przy księżycu przepychały się szybkie chmurki, na górze musiało mocno wiać.

AA032 (4)Uzbrojeni w przyniesiony wieczorem zapas wody postanowiliśmy nie poddawać się i znów spróbować przejść do lac Montagnon. Taki sobie kaprys, spowodowany chyba głównie niechęcią do schodzenia.

AA030 (2)Zeszliśmy kawałek i znów podeszliśmy zaśnieżonym zboczem.

AA029 (2)Na końcu zrobiło się nieprzyjemnie stromo (przydały się raki i czekan). Na grani wisiał spory nawis, ale przechytrzyliśmy go.

fot. Jose Antonio de la Funete
fot. Jose Antonio de la Funete

Z góry było już widać półkę z kilkoma płaskimi pólkami- pewnie stawami, najdalszy to musiał być lac Montagnon.

AA026 (1)Kłopot w tym, że nie bardzo umieliśmy tam zejść.

Zbocze było urwiste i pocięte świeżymi lawiniskami, półka nie była jednak daleko. Ryzykowna stromizna nie była dłuższa niż kilkadziesiąt metrów. Wypatrzyliśmy jakieś miejsce z mniejszym nawisem i powtórzyliśmy manewr z Col de Iseye.

AA028 (2)Z tym, że teraz nam się nie udał. Pod zlodowaciałym balkonem, czego nie widzieliśmy z góry pokrywa śnieżna była urwana. Jose nie mógł znaleźć żadnego oparcia dla stóp. Pod cieniutką zlodozną skórką było pusto- śnieżny płat już się odkleił od zbocza. Omal nie skończyło się to dramatycznie. Jose zawisł na czekanach, wciągnęłam go na górę za plecak.

Wróciliśmy po własnych śladach, teraz już zapadając się głęboko w śnieg. Nie czuliśmy upału bo mocno wiało, ale słońce jak zwykle grzało. Najwyższa pora, żeby uciekać z nasłonecznionych stoków.

AA025 (2)Niżej poszliśmy wzdłuż rzeki z trudem wynajdując zasypany szlak. Zatrzymaliśmy się na chwilkę w cabanie de Gujalete (też otwartej i dobrej do spania).

AA024 (3)Potem długo przebijaliśmy się przez mocno zasypany, wyjątkowo gęsty las. Śnieg skończył się już w miejscu gdzie szlak wyszedł na polną drogę opadającą wzdłuż Gorges du Bitet. Pieknego kanionu prawie nie widać. Dolina jest wąska i skryta w cieniu. Wczesną wiosną to dość ponure miejsce, pełne potwornie wyglądających lawinisk i świeżo połamanych drzew.

AA023 (1)Poranna mgła musiała tam utknąć na dobre, bo widoczność była raczej kiepska.

AA022 (2)

Ciągnącą się kilometrami szutrówką doszliśmy do elektrowni Miegebat na dnie doliny Ossau. Zeszliśmy jeszcze kilkaset metrów asfaltem i zaraz za zaporowym jeziorkiem i parkingiem ze stołami piknikowymi przeszliśmy przez most i zaczęliśmy podchodzić Szlakiem św Jakuba. Był już wieczór i nie mieliśmy innego pomysłu gdzie iść. Musieliśmy jakoś wrócić w górę doliny do samochodu zostawionego na Col Portalet.  To niepopularna szosa, jechało tylko kilka aut. Machnęliśmy, ale nikt się nie zatrzymał.

Szlak biegnie dnem doliny po przeciwnej stronie rzeki niż droga. Takie ścieżki zwykle wydają się nudne. Ta jednak okazała się wyjątkowo piękna. Nie fotografowałam, bo bardzo się śpieszyliśmy.  Zapadał zmrok, a każda fotografia wymagałaby przystanku, rozłożenia mojego statywu, generalnie rzecz biorąc straty czasu :). Jose zrobił kilka zdjęć, ale nie wyszły. Było już zbyt ciemno.

Wyobraźcie sobie las na wielkich omszałych blokach.  Gałęzie i pnie obrosły firankami porostów. Skały tworzą piętrowy labirynt. Są w nim dziury tak duże, że dałoby się wejść i małe, w których pewnie mieszka niejeden zwierzak. Ćwierkają ptaki, szumi spieniona rzeka, wiatr buja bezlistnymi koronami drzew. Porosty falują. Ścieżka wije się omijając co większe zwaliska, czasem schodzi aż do samej rzeki, zmuszając do brodzenia w błocie między kępami dziwnie wysokiego sitowia, czasem wspina się kilkadziesiąt metrów i zaraz znów opada stromo. To nic, że po drugiej stronie rzeki jest droga. Nie ma do niej dojścia, zresztą prawie nic nią nie jedzie. Widać ją trochę co jakiś czas, ale wydaje się abstrakcyjna, oderwana od rzeczywistości. Las jest pełen paproci, spróchniałych pozwalanych drzew, pozarastany bluszczem, bardzo dziki. Zielony bujny, tajemniczy świat. O zmroku troszkę przerażający więc spieszymy się, żeby nie utknąć w nim na noc…

Dobiegliśmy do upatrzonego na mapie miejsca. Camp de Vac- jak przypuszczał pesymistycznie Jose mogło być zdeptanym przez setki krów pastwiskiem… ja jednak miałam nadzieję, że jest tam woda.

Polanka okazała się bezludną wsią, czy raczej grupą luźnych zabudowań. Rozłożyliśmy się za jakąś stodółką, zaraz obok źródełka- pojnika dla krów. Gdybyśmy mieli namiot rozbilibyśmy go, tak zostały nam worki biwakowe. Nie martwiliśmy się, bo pogoda nadal była piękna. Już po ciemku odwiedził na jakiś facet- sąsiad jak się okazało. Pogadał, powiedział dobranoc. Pewnie myślał, że to bandyci, a widok porozkładanych czekanów i gotującej się zupy pokrzywowej (już były!) szybko go uspokoił.

AA020 (2)Poczekałam jeszcze na wschód księżyca. Wyglądał magicznie we mgle, ale na zdjęciu tego nie widać. Potem zagrzebałam się w moim worku i przespałam spokojnie całą mroźną i wietrzną noc. Piękny mieliśmy rano szron…

 

 

Share

6 komentarzy do “Pireneje marzec 2014- Gorges du Bitet”

  1. Zdjęcia przepiękne w każdym wpisie, więc się nie będę powtarzał z pochwałami… ;-) Za to zainteresowała mnie kurtka na Tobie Kasiu, ciekawa kangurka? Na pewno jakaś topowa firma, nie widzę loga, może Arcteryx? ;-)

    1. Radku, ja tu się staram wszystkimi siłami być niemodna (czyli oryginalna), a tu takie oskarżenie!
      Firma raczej skromna…To nasz prototyp, chyba o nim wspomniałam. Muszę teraz zrobić drugą dla Jose bo jego topowa strasznie przemaka…( nie wspominając już o jej wadze)
      W zasadzie to dopracowałam już ten anorak, fajny jest, prościutki, lekki i zasłania tyłek. Chciałabym jeszcze mieć więcej funduszy, żeby móc takie rzeczy produkować :)

  2. Kasiu, Arceryx pomimo tego, że to oczywiście korporacja to chyba jeszcze nie jest modny, ciągle jest za dobry i za drogi, żeby być modny.. Przynajmniej w moim odczuciu ;-) Oczywiście wolę skromne firmy ;-)

    O prototypie nie wspominałaś, gdyby nie zdjęcie, które Jose Ci zrobił, pewnie nic byśmy dalej nie wiedzieli.. Rozumiem, że materiał od Polarteca, a skoro piszesz, że kurtka Jose strasznie przecieka i chcesz zrobić teraz wersję dla niego to musi to być materiał na N.. Materiał na N.. jest nienajtańszy niestety, pomimo tego, że opis – anorak (albo kangurka), prosty, lekki, zasłania tyłek i nie cieknie strasznie brzmi jak moja wymarzona kurtka – to nie namawiam na wstawienie do sklepu, to jednak dużo dla mojej ulubionej skromnej firmy. Niech Jose ponosi. A ty pomyśl, ja poczekam na przemyślenia i decyzdje o ew. wprowadzeniu do oferty ;-) I będę trzymał kciuki!

    1. Radku, nie pokażę niczego dopóki się nie upewnię, że działa. Nosiłam anorak tylko przez 3 tygodnie. To za krótko. Dajmy mu jeszcze kilka szans żeby się wykazać lub (już odpukałam!) zbłaźnić. Na początek kupiłam sobie (za bezcen) bilet do Oslo na początek czerwca. W Norwegii pewnie będzie wystarczająco dużo padać, więc szybko się zorientujemy. Materiały na N są bardzo różne, wybranie odpowiedniego wcale nie jest proste. Na razie wiem, że forma jest dobra, osobiście sklejone szwy trzymają, daszek w kapturze trwa na stanowisku bez względu na pogodę, a teoretycznie wodoszczelny zamek jest kiepski. Działa jeszcze jeden patent, którego nie byłam pewna. Woda nie wlewa mi się do rękawa… idąc z kijkami nie da się uniknąć podnoszenia rak i przy byle deszczu zawsze byłam mokra aż do łokci, a teraz już nie. Rozwiązanie jest jednak dyskusyjne więc dla Jose zrobię inne, zobaczymy:).
      Zrobienie dobrej rzeczy wymaga czasu (i pieniędzy). Trzymaj kciuki :)

  3. O kurde
    Jak Ty to robisz że tak podróżujesz po górach świata, Europy…
    To chyba po prostu wybór i działanie

    Pireneje tak zaśnieżone? jak pisałaś o tym nawisie przypomniał mi się opis wypadku i śmierci Hermana Bulla.
    Szedł po nawisie który się po prostu oberwał
    Na szczęście z wami wszystko dobrze się skończyło

    Powodzenia
    Tomek

    1. Zdecydowanie wybór, jest przecież mnóstwo rzeczy, których w związku z tym nie robię :)

      Pireneje są bardzo śnieżne. W tym roku jest dość zwyczajnie, typowo, ale bywa znacznie gorzej. Pamiętam głęboki śnieg jeszcze w czerwcu.
      Nawisy to zimowa codzienność. Staramy się uważać.
      Dzięki.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Translate »