Andora- świetne góry na czerwiec

W tym roku czerwiec jest niemal bezśnieżny. Śnieg w Pirenejach leży powyżej 2400 metrów, i jest go niewiele- według Meteofrance ok 25 cm. Za dwa tygodnie być może już wszystko się stopi. Zostaną samotne płaty w zacienionych żlebach.

To zdjęcie z początku czerwca 09.  W czerwcu  w górach często jest śnieg. Czasem świeży jak tu, czasem rozmokły i miękki, nocą zmrożony na twardy lód. Nawet w rakach nie zawsze jest z nim łatwo. Do tego pogoda nie rozpieszcza.

Zdarza się, że przez kilka kolejnych dni pada , a popołudniami znienacka pojawiają się burze.

Ziemia jest wciąż bardzo zimna i nawet w piękną pogodę nocami czuje się jeszcze zimowy chłód.

Świetne na takie warunki jest najbardziej cywilizowane miejsce w Pirenejach- Andora. Łatwy dojazd, niemal wszędzie jest sieć telefoniczna, nie trzeba targać namiotu. W bezpłatnych schronach (24 oficjalnie zaznaczone na mapach  plus mnóstwo otwartych i dobrze utrzymanych pasterskich kamiennych domków- caban) można jeszcze czasem trafić na zostawione tam latem kłody drewna. Nie wiem skąd się  biorą, pewnie przynosi je helikopter. Trudno je porąbać, nie wszędzie są normalne siekiery, ale większość schronów leży na tyle nisko, że można zejść troszkę  i przynieść sobie chrust. Wszystkie schroniska mają wygodne kamienne kominki, a w wielu z nich są garnki do gotowania na ogniu. Gotowanie wody w garze zanurzonym w płomieniach zajmuje tylko chwilkę. Jest znacznie szybsze niż  gaz. Przez wiele lat nawet nie sprawdzałam jak się to robi. Nie chciało mi się rąbać drewna, albo to które gdzieś wygrzebałam, było zbyt mokre żeby udało się je rozpalić bez rozpałki albo choćby kawałka papieru. Teraz wiem, że do tego potrzebne są otwarte na oścież drzwi i … cierpliwość, i że jeśli śpi się w wysoko położonym schronie wiosną, na dworze pada, a  nocą często jest jeszcze mróz, watro rozpalić choćby na chwilę. Od razu robi się cieplej i bardziej sucho.

taras mojego ulubionego schronu-  Coma ObagaW czerwcu  w schronach raczej nie ma tłoku. Najprawdopodobniej nie będzie tam jeszcze nikogo. Można trafić na ludzi w weekendy. W tygodniu zdarzało mi się nie widzieć człowieka nawet przez dzień lub dwa. Od połowy miesiąca będą otwarte dwa andorskie schroniska z obsługą- Comapendrosa i Juclar. Andora ma sieć tanich (1,5 Euro) miejskich autobusów,  jednak poza sezonem nie dojeżdżają do niektórych miejsc ( np. do Arkalis- autobus zawraca w El Serrat) . Małe sklepiki też mogą być zamknięte i najlepiej jest robić zakupy w Andorra la Vella. Jest to też jedyne miejsce gdzie można przez cały rok kupić gaz.

nad Hospitalet pres Andorre- droga z Pas de la Casa na col PuymorensAndora ma mnóstwo górskich szlaków. Są niemal tak gęste jak w  Tatrach. Tylko niektóre są znakowane ( np. GRP- znaki żółto czerwone), ale na szczęście nie ma żadnych zakazów i bez problemu można łazić gdzie się tylko chce. Niemal na każdy szczyt i przełęcz w Andorze można wejść. Szlaki są oznakowane albo są na nich kopczyki. Jedną z bardziej znanych dróg jest obejście Andory  granią. Nie przeszłam całego kółka, pominęłam łatwo ( no oko) wyglądający zachód i nie zdążyłam obejść północno zachodniego rogu, zostawiam go sobie na następny raz. Bardzo lubię północną granicę Andory i francuskie bezludzie po drugiej stronie grani.

Przjście całej drogi ściśle granią nie jest możliwe bez technik alpinistycznych i  kawałki trzeba niestety obejść. Fragment od grani nad Cabana- Sorda do Colado Jan był kiedyś oznakowany biało- czerwono. Znaki zamalowano na szaro ,ale niedokładnie i większość z nich nadal dobrze widać.

północna grań Andory, wrzesieńWarto tam pójść, to piękna trasa. Można iść  jeszcze kawałek na Mil Menut, dalej trzeba niestety obejść. Z Colado Meners łatwo jest wrócić na grań ale zejście z Pic Serera zachodnim żebrem jest kruche i miejscami bywa dość strome. Według opisu F+ ( czyli łatwe- mniej więcej nasza dwójka). Szłam to z plecakiem, sama, przy świeżym śniegu i wydawało mi się dość trudne. Być może ze względu na wiatr, śnieg i plecak. Jest mnóstwo kopczyków i chociaż czasem wydają się  nielogiczne, koniecznie trzeba iść tak jak pokazują- grzędą grani. Tam nie ma innej drogi.

Serrera z drogi na Estanyo, październikPiękna jest południowa granica Andory. Z daleka wydaje się cała łatwa, ale nawet tam trafiają się krótkie trudne miejsca. Może nie tyle trudne co nieprzyjemne, takie gdzie każdy stopień się rusza i każdy chwyt można łatwo wyciągnąć.

Podobała mi się też północna grań  doliny Val di Madriu ( ze szczytem Pessons), niestety fragmenty ponad schronem Montamalus trzeba obejść po niemal pionowych trawkach.

Warto też przejść grań piętrzącą się powyżej narciarskiego miasteczka Pas de la Casa. Znakowany kopczykami szlak z Col Puymorens czasem przechodzi poniżej wierzchołków ale chyba głównie po to, żeby uniknąć widku  drogi i  wyciągów Envalira.

To tak w skrócie. Byłam w Andorze już cztery razy- we wrześniu, w czerwcu i dwa razy w październiku. Andora wystarcza na jakieś dwa- trzy tygodnie chodzenia. W wiele miejsc przyjemnie się wraca. Na początek polecałabym znakowane szlaki. GR11- biegnacy przez Val di Madriu, a potem po przecięciu doniny Valiry przez schronisko Pla d’ Estany i port Baiau, HRP – oznakowany żółto czerwono jako GRP od Borda de Sorteny do Pas de la Casa i dalej do Col de Puymorens. Warto zboczyć i zobaczyć stawy Fonargentes i Juclar. Warto wejść na Pic Estanyo.

Najciekawsza droga prowadzi granią od Col de Arensi. Można na nią trafić idąc z Coma Obaga ( to moje ulubione schronisko w Andorze). Nie jest łatwo- to wymagająca gimnasyki eksponowana ścieżka, troszkę jak nasza Orla Perć.

wejście na Font Blanca, październikPiękny widok jest z łatwo dostępnego szczytu- Font Blanca. Najładniejsze jeziora jakie widziałam to Estanys Angonella.

Estany Angonella, wrzesieńWadą Andory jest często widoczna gdzieś na horyzoncie cywlizacja. Czasem droga, czasem wyciągi, a czasem jakiś telewizyjny maszt. Same góry są jednak bezludne i dzikie. Schrony, chociaż bezpłatne zostały ostatnio zaopatrzone ( nie wszystkie) w kosze na śmieci i plastikowe worki ( na śmieci, ale w ulewę warto włożyć taki do plecaka). W większości z nich jest zostawiane drewno, siekiery i łopaty do odgarniania śniegu. Są metalowe łóżka (bez materacy) i stoły. Jedzenie koniecznie trzeba wysoko wieszać. Andora jest pełna różnych gryzoni. Andorskie schrony są dobrze opisane w internecie. W informacji turystycznej w Andorra la Vella ( jedna jest zaraz przy domu towarwym Escala- koło karuzeli, druga niżej, niedaleko przystanku autobusowego) można dostać darmową mapę ze schroniskami i kilkoma głównymi szlakami Andory. Do wychodzenia na szczyty przydałby się przewodnik.  Widziałam kilka, ale tylko po katalońsku. Zostają obrazki:) Dużo szlaków jest na nowych mapach Editorial Alpina. Każde nowe wydanie ma ich troszkę więcej.

staw poniżej Pico Pedrafita na południowym zachodzie AndoryW porównaniu z paskudną, zatłoczoną stolicą, Andora to zaskakująco dziki i przyjazny górołazom kraj. W sam raz na zimny czerwiec czy październik, też wtedy kiedy chodzi się samemu, albo kiedy jedzie się w Pireneje pierwszy raz.

Share

Korsyka Gr 20 odcinek południowy

cd. odcinek południowy (odcinek północny opisałam wcześniej)

9. Za Vizzavoną leśna droga prowadzi przez długą, monotonną, w porównaniu z poprzednimi skalistymi odcinkami dolinę. Krajobraz robi się bardziej otwarty, szczyty chociaż wysokie wydawały nam się bardziej łagodne. W porównaniu z poprzednimi dniami ludzi nie było tu niemal wcale. Położone niedaleko schronisko Bergerie de Campanelle sprzedawało dobre sery i korsykańskie wędliny, kupiliśmy też trochę wina. Nie zostaliśmy na noc.

Jakoś nie bardzo nam się tam podobało, teren wokół był rozkopany, chyba ktoś budował lub naprawiał wyciąg narciarski. Poza tym było zbyt wcześnie. Poszliśmy dalej wygodną ścieżką wśród pięknych, kilkusetletnich sosen. ( Nie wiedzieliśmy wtedy, że można pójść wyższym wariantem trasy przez Monte Renoso, odkryłam to dopiero w listopadzie 2013).

Wieczorem zerwał się wiatr. Schowaliśmy się na noc za wielkim kamieniem na łączce w lesie niedaleko od szlaku. Jak wcześniej nie rozbijaliśmy namiotów. Nie chciało nam się iść aż do dość daleko położonego schroniska Prati, a nie wiedzieliśmy, że całkiem blisko był hotelik na col de Verde.

Nocą wiało tak mocno, że wydawało nam się, że las wokół nas odleci. Lodowe chmury utworzyły na niebie wzory przypominające ości ryby. Wieczorne i poranne słońce nadało im fantastyczne kolory. Nie da się ukryć, podobały nam się nasze dzikie biwaczki.

10. Ścieżka wciąż wiodąca przez las przed południem minęła col di Verde, by dość szybko wyjść na zbocze porośnięte niskimi krzakami i kwiatami.

Bardzo wiało. Minęliśmy schronisko Prati położone w trawiastej, wysoko zawieszonej kotlince (na tym podejściu trudno o wodę) i do wieczora podeszliśmy do Refuge d’ Usciolu- skalistej łączki z pięknym widokiem na ostatni  na szlaku szczyt- Monte Includine.

Przez całe popołudnie widzieliśmy morze. Nad granią wisiała groźnie wyglądająca chmura, ale nie padało. Mocno wiało i było bardzo zimno.

Schronisko Usciolu miało najbrudniejszy kibel (trudno to inaczej nazwać) jaki widziałam w życiu. Nie dało się tam za nic wejść i wszyscy chodzili w krzaki. Jak łatwo się domyślić okolica obozowiska była bardzo brudna.

11. Przeszliśmy ostry grzbiet i zeszliśmy na płaskowyż- Platou de Cuscione. To miejsce w niczym nie przypominało poprzednich odcinków, ale miało urok beztroskiej dzikości. W oddali widać było wszystkie, dość już odległe  najwyższe szczyty Korsyki. W południe wykąpaliśmy się w leniwie płynącej rzece i zaczęliśmy podchodzić na ostatni wysoki grzbiet Korsyki. Wejście na Monte Includine prowadziło odsłoniętą granią.

Wciąż wiało.  Ze szczytu roztaczał się widok na cały GR20. Widać było głęboki  błękit  otaczający południowy cypel wyspy i smugi kilku pożarów lasu (czyli w zasadzie  suchych krzaków) .

To niestety duży problem w tej części Korsyki. Ostrzegały przed tym liczne drogowskazy na szlakach. W takich miejscach zdecydowanie nie warto biwakować.

Za szczytem szlak gwałtownie schodzi. Strome zejście do schroniska Asinao porastają ogromne kępy szczypiorku. Bardzo nam smakował po kilku dniach suchego żarcia.

12. Przez całą noc bardzo wiało, ale pogoda była piękna. Poszliśmy górnym wariantem prowadzącym przez Aiquilles de Bavella. Szkoda byłoby to ominąć. Fantastyczne w kształtach skałki, położone na samej grani z widokiem na ogromny kawał Korsyki były jednym z najpiękniejszych miejsc na szlaku. Trasa przez nie była urozmaicona i interesująca aż do samej Col de Bavella, chociaż klika ubezpieczających drogę łańcuchów wymagałoby naprawy.

Na przełęczy Bavella jest sklepik gdzie można zrobić zakupy i kilka barów. Naleśniki były dobre …ale bardzo malutkie. Cóż chyba byliśmy już strasznie głodni.

Za drogą w lesie jest małe jeziorko, w zasadzie tylko spiętrzenie wody na strumyku. Przyjemnie było się trochę ochlapać w zimnej wodzie. W nisko położonych miejscach był po południu straszliwy upał.

Położone dwie godziny za Col di Bavella schronisko Paliri miało przepiękne pole biwakowe. Schroniskowe kuchnie  pełne wolnych stolików ukryto przed wiatrem w pięknie uformowanych skałkach.  Zostaliśmy tam chociaż było bardzo wcześnie. Mieliśmy czas został nam tylko jeden ostatni odcinek.

13.GR 20 aż do ostatniej chwili był piękny. Schodził do Conca przez porośnięte kwitnącymi krzewami czerwone wyszlifowane wiatrem skałki, z widokiem na błękitne morze w oddali.

Szkoda nam było, że to już ostatni dzień. Wlekliśmy się najwolniej jak się dało. W Conca nie czekając na ewentualny transport (ruszał jak nazbierało się więcej ludzi) złapaliśmy stopa i pojechaliśmy na  południowy cypel wyspy do Bonifacio.

Piękne klifowe, białe wybrzeże, śliczne zawieszone nad morzem miasteczko…. przeszliśmy cała wyspę, 200km szlaku przez jedne z najpiękniejszych krajobrazów Europy.

Żal nam było, że aż tak szybko.

14.Rano pojechaliśmy autobusem do Ajaccio i stamtąd promem do Nicei. Prom płynął wzdłuż skalistego zachodniego wybrzeża pokazując nam z oddali wszystkie korsykańskie szczyty i niemal cały „nasz” szlak. Piękny widok.

Parę informacji:

Latem  GR 20 nie jest trudny. W praktyce ma tylko jedno nieco trudniejsze miejsce (cyrk Solitude). Nawet przy złej pogodzie nie spotkaliśmy tam nic trudniejszego niż nasza Orla Perć. W wielu miejscach na szlaku trzeba sobie pomagać rękami, jednak niemal nie ma ekspozycji.  Płaty śniegu, który wciąż może leżeć w górach na początku sezonu nie były strome, chodziło tam tak dużo ludzi, że wiodły przez nie wygodne i bezpieczne ścieżki. Odcinek południowy uchodzi za łatwiejszy i wielu ludzi go pomija, szkoda bo jest bardzo piękny. Tak naprawdę oba są dość łatwe, a sława najtrudniejszego szlaku  bierze się z braku obycia większości turystów z łańcuchami i dość dużych przewyższeń  w upale i pełnym słońcu. Jedną z najbardziej niezbędnych rzeczy są czapka od słońca i krem z dużym filtrem, wieje więc często przyda się też ciepła czapka.Zbędne są za to bardzo ciepłe ubrania, wystarczy ciepła bielizna z powerstretchu i kurtka przeciw wiatrowa (lub nieprzemakalna, dobrze jak jest z kapturem). Nieprzemakalne spodnie są już niekonieczne. Jest ciepło i zmoknięcie nie jest wielkim problemem. Pada rzadko, za to zdarzają się popołudniowe burze.

Warto wziąć jak najmniej. Szlak ma dużo stromych podejść. Przewyższenia dochodzą do 1300 m. Z ciężkim plecakiem, w upale przyjemność łatwo może zamienić się w katorgę.
Przewodniki zalecają maksymalne obciążenie dla kobiety 12-15 kg, dla mężczyzny 17- 19, ale lepiej wziąć jeszcze mniej. Uprana bielizna czy koszulka wyschnie w pół godziny,  gaz jest dostępny w schroniskach w ramach 5 Euro opłaty. Noce są ciepłe. Warto mieć namiot, chyba, że ktoś zrobi rezerwacje wszystkich noclegów w schroniskach. Po drodze można niemal codziennie kupić ser, chleb, kiełbasę i wino. Nie trzeba tego dźwigać. Schroniska oferują też (raczej niewymyślne) całodzienne wyżywienie… jak to we Francji suchary z dżemem i kawa na śniadanie i obiad o 7-8 mej wieczorem. Trochę to kosztuje. Aktualne ceny są umieszczone w interneciehttp://www.parc-naturel-corse.com, tłumaczenie na polski to iluzja ale po angielsku jest strawne).  Strona, którą warto zobaczyć to : http://corsica.forhikers.com/gr20 , zawiera wiele aktualnych danych dotyczących zakupów, dojazdów i planowania trasy. Poza sezonem szlak wygląda inaczej, relacja z jesiennego wyjazdu zaczyna się tu.

Dojazd: Na Korsykę do Bastii i Ajacio latają samoloty, jednak znacznie taniej wyszło nam przyjechanie w czwórkę samochodem na gaz z Polski. Zostawiliśmy go u znajomych w Nicei, nie wiedząc jak bezpiecznie zaparkować  na Korsyce. W rzeczywistości prom kosztuje niemal tyle samo, jeżeli jedzie się samochodem, z parkowaniem nie ma problemu, a autobusy są drogie. Taniej i wygodniej byłoby poczekać na kogoś, kto wróci po zaparkowany na początku trasy samochód i zabierze resztę.
Dobra linia promowa to Corsica Ferries niewiele droższe są francuskie promy SNCM. Nie warto wykupywać miejsc, przyjemniej jest siedzieć na pokładzie.

 

Share
Translate »