Arbizon Pireneje marzec 2014

fot Jose Antonio de la Fuente

Nie macie pojęcia jak  się ucieszyliśmy widząc tak piękną pogodę. Zupełnie inny świat!

Wyszliśmy z planem obejścia w kółko grupy szczytów zebranych wokół Arbizon. Bez szlaku, śladów, tylko z mapą.

fot Jose Antonio de la Fuente

Przy doskonałej widoczności bez trudu odnaleźliśmy właściwą przełęcz -Col de Curadette 2328 ( inne są zimą raczej trudnoprzechodnie) i zeszliśmy szeroką doliną obserwując kolejne lawiny na nasłonecznionym zboczu. Troszkę się pogubiliśmy poniżej małej blaszanej cabany-nad lac de Montarrouye (pomimo tego, że akurat tam pojawiło się kilka kopczyków). Letnia trasa nie nadawała się do wykorzystania (okrutnie tam lawiniasto) więc przeszliśmy trawersem po północnym zboczu Soum de Coste Queillere. Można się tak dostać aż na kolejną przełęcz (Col de Crabe) nie tracąc nic wysokości, z tym że na samym początku jest kilka bardzo stromych i zalodzonych miejsce. My po krótkiej walce ze stokiem zeszliśmy troszkę korytem rzeki i znów weszliśmy w trawers już poniżej skał. Na przełęczy pogapiliśmy się ostatni raz na Bigorre z wyraźnie widoczną stacją na Pic du Midi Bigorre i zeszliśmy kawałek w stronę Ancizan. Tylko kawałek, bo trafiła nam się otwarta cabana, niezaznaczona na naszej mapie. Zostaliśmy, nie wiedzieliśmy nic o ewentualnych miejscach na nocleg niżej, a długi trawers w głębokim i stromym śniegu (niezbyt rozsądny) strasznie nas jakoś wymęczył. Następnego dnia okazało się, że to dobra decyzja. Kolejne cabany były już zbyt blisko cywilizacji- więc niestety zamknięte, a z naszego domku mieliśmy piękny widok na północnozachodnie stoki Arbizon. Przepiękny dzień.

AA028 (10)

 

 

Share

Reserve Naturelle Neouvielle -Col Bastanet (Pireneje marzec 2014)

AA002 (3)Wstaliśmy przed świtem i kiedy odezwały się budziki narciarzy przypinaliśmy już rakiety na ścieżce biegnącej wokół Lac l’Oule. Postanowiliśmy pójść drugim wariantem GR10 przechodzącym przez Col Bastanet- pomimo zlej pogody dość bezpiecznym. Na tej trasie były aż dwa schroniska i cabana, więc w razie czego byłoby się gdzie schronić. Minęliśmy tabliczkę- „Szlaki nieznakowane i nieutrzymywane, ostrożnie!” i przed miejscem gdzie zeszliśmy poprzedniego dnia zaczęliśmy podchodzić na wschodnie zbocze. Stromo i bez oznakowania, ale troszkę wyżej trafił nam się stary narciarski ślad. Trzymając się go przebiliśmy się przez dość przyzwoity las (nie tak upiorny jak poprzedniego dnia), wyszliśmy na hale, minęliśmy zasypaną po dach cabanę de Bestan (zrobiłam zdjęcie znad śniegu wystają tylko baterie słoneczne), i trzymając się koryta strumienia, gdzie nawet przybyło śladów dotarliśmy do Schroniska de Bastan (w to miejsce można się też dostać z wyciągów przez grań). Niedawno musiał tu nocować spory tłum. Nadal pachniało dymem, a okoliczny śnieg znaczyły liczne żółte plamy. Pomimo tego, że pogoda się pogarszała poszliśmy dalej, myśląc, że jeśli nie uda się przejść przez przełęcz wrócimy. Długo szliśmy w gęstym mleku, bez śladu i możliwości porównania z mapą. Gdyby się na chwilkę nie rozjaśniło poddalibyśmy się. Okazało się, że podeszliśmy pod samą przełęcz. Wyglądała stromo, ale na górze rysował się jakiś zygzak. Z bliska okazał się głębokim śladem dwóch osób w rakach, które próbowały zejść z przełęczy, ale się poddały i zawróciły. Były tu pewnie po południu, kiedy śnieg zrobił się już niepewny i miękki. Nam udało się wejść w butach. Wybite stopnie dobrze trzymały, a w razie upadku raki są znacznie mniej bezpieczne. Wkładamy je tylko na lód. Od grani ciągnął się ślad nart. Trzymając się go- jedynej informacji w gęstej śnieżycy dotarliśmy w końcu do schroniska.

fot Jose Antonio de la Fuente

Refuge de Campiona de Cloutou przypominało drewniany domek typu Brda, ale wewnątrz było zaskakująco duże. Miało też toaletę, dużą kasę pancerną z informacją (jedzcie co chcecie, ale nie zostawiajcie mi tu : szynki, kartofli i mleka…) i drugą mniejszą na dobrowolne datki.  Dorzuciliśmy się. Piękne miejsce.

Share
Translate »