Niewiele mogę napisać o tych dwóch dniach. Ordesa jest bardzo piękna zimą (zrobiłam dużo zdjęć sami popatrzcie). Udało nam się podejść prawie do schroniska Goritz, ale wystraszyliśmy się na oberwanym śnieżnym nawisku już niemal na samej górze, zabrakło może ze 100 m (w poziomie nie pionie). Szwedzi na nartach przeszli, my w rakietach stchórzyliśmy. To bardzo eksponowana skalna półeczka, zimą zupełnie wyrównana. Wtopiona w ścianę cyrku. Gdyby nie ślad nart nie wypatrzylibyśmy jej. Wydawała nam się za wąska dla nas zwłaszcza, że narciarze bardzo mocno obcięli śnieg. Szwedzi przeszli, a my nie widząc innego wyjścia wróciliśmy tą samą drogą po clavijas (czyli rodzaju via ferraty), oblodzonej i zimą dość ciężkiej, ale raczej nie niebezpiecznej. Na samej górze, tuż przed łańcuchami spotkaliśmy 4 policjantów z Guardia Civil (z nartami i w uprzężach). Opowiedzieliśmy co się stało i chociaż miałam na końcu języka pytanie, czy możemy wrócić i spróbować razem z nimi jeszcze raz, nie zapytałam. Jose chwilkę pogadał, policjanci spytali czy nas sprowadzić na dół, podziękowaliśmy. Jose mówił, że skomentowali nasz sprzęt (że dobry i potwierdzili decyzję zejścia, że słuszna). Przyznaliśmy się, że schodzimy do schronu (w którym przecież nie wolno spać). Nie zaprotestowali. Jestem pewna, że sprawdzili z góry czy zeszliśmy i czy wszystko ok. Przespaliśmy się na nowym betonie ze świadomością, że Szwedzi z policjantami piją wino i pewnie o nas plotkują w schronisku. Zazdrościliśmy narciarzom. I szybkości, i mikroskopijnych jednodniowych plecaczków, dzięki którym jest im łatwiej i lżej. Tego wieczoru zapomnieliśmy, że są miejsca gdzie to oni nie docierają, i że nasze ciężkie plecaki pozwalają nam przenocować gdziekolwiek zechcemy nawet całe dni drogi od cywilizacji i schronisk. Tam gdzie najchętniej bywamy rzadko widujemy ślady nart… Coś za coś.
Witaj!
Tak jakbym słyszał odpowiedź na naszą wcześniejszą rozmowę o śniegu w Pirenejach nawet w maju/ czerwcu. Jest rzeczywiście go sporo, i góry wyglądają na nieprzepełnione turystami. Są groźne, są wymagające.
Kasiu, zakładam, że wiesz o fakcie wydania książki przez Wojtka Kurtykę „Chiński Maharadża”
T.
zimą jest mało ludzi, ale w Odresie spotkaliśmy kilka osób, pomimo złej prognozy pogody. Nie czytałam Chińskiego Maharadży. Powinnam?