ogród samoobsługowy?

Ogród bezobsługowy. Marzenie i oksymoron. Prawie każdy chciałby go mieć, ale podobno to niemożliwe. Uprawiam swój ogród od 30-tu lat. Co roku przez 4 miesiące jestem w górach. Po tym jak ugryzł mnie zarażony kleszcz miałam wstręt do zieleni, do gąszczu. Przez kilka lat zupełnie nic nie robiłam. Wstręt przeszedł, a ogród to dzielnie zniósł.

Jeśli czytujecie mojego bloga – prawdopodobnie wyjeżdżacie tak jak ja. Jeśli macie ogrody, być może moja wiedza się przyda. Otóż można zrobić ogród samoobsługowy, ale nie jest to szybkie i co może być trudniejsze do zaakceptowania, dając ogrodowi wolność godzicie się na niespodziankę. To nie tak, że niekonieczna jest żadna ingerencja, prędzej czy później będzie trzeba coś zrobić, ale unikniecie kieratu i zobowiązań. Prace będzie można odkładać, część z nich zrobi się sama, a niektóre nawet sprawią Wam przyjemność.

jak to osiągnąć?

Najważniejsza jest dyscyplina i plan.

1-Musicie poznać swoją ziemię. Wiedzieć jak głęboko jest woda, które miejsca są suche (lub wilgotne) jak wędruje po ogrodzie słońce i cień. Czy gleba jest zasadowa czy kwaśna? Luźna, piaszczysta, próchnicza, czy zwięzła gliniasta?  Teraz można te rzeczy zbadać, ja obserwowałam okolicę i chwasty. Nadal to robię. Znając warunki dobierzecie lubiące je rośliny. Inne sprawią Wam kłopot.

2-Jeśli macie już jakieś duże rośliny zachowajcie je. Są przystosowane, mają mocny system korzeniowy. Drzewa pompują do wyższych warstw gleby wodę, wycięcie ich prawdopodobnie dużo zmieni. Teren może zrobić się pustynny lub mokry. Opadające liście (czy igły, bo one też opadają) tworzą ściółkę umożliwiającą życie mniejszych roślin. Każda istniejąca roślina to skarb (z wyjątkiem bardzo ekspansywnych, z tymi trzeba uważać).

3- zanim pomyślicie o nasadzeniach popatrzcie co rośnie u sąsiadów. Co wysiewa się samo na nieużytkach? Co nie więdnie w najgorszy upał? Co przetrwa zimę? Najłatwiejsze w utrzymaniu są rośliny rodzime lub zadomowione, takie które żyją u nas od setek lat. Miały czas żeby się przystosować.

4-  zaprojektujcie mozaikę słońca i cienia. Zasłońcie wiatr. W przeciętnym kilkusetmetrowym ogródku zmieści się kilka dużych drzew, kilkanaście krzewów- to one stworzą szkielet ogrodu. Niektóre poradniki radzą posadzić najpierw rośliny szybko rosnące i z czasem zastąpić je bardziej szlachetnymi. Mam z takim myśleniem problem. Szkoda mi potem tych „chwilowych” roślin.  Czuję się wrednie wycinając je, nie ich wina, że są pospolite.  Unikajcie roślin ekspansywnych. Akacja wydaje odrośla korzeniowe, klon jesionolistny strasznie się sieje, pod orzechem włoskim zwykle rośnie tylko mech. Na małej przestrzeni lepiej posadzić coś mniej samolubnego. Podobnie krzewy, trudne do opanowania są jeżyny, rokitniki, niektóre gatunki róż (np gęstokolczasta czy pomarszczona), z pnączy rdest auberta i winobluszcz zaroślowy, winorośl europejska (granatowe troszkę cierpkie winogrona)- wymaga regularnego cięcia.  Lepsze są jej uprawne odmiany.

5- zapomnijcie o idealnym trawniku. Łąka kwietna w wersji minimalistycznej (czyli np mieszanka koniczyny i stokrotek plus to co się samo wysieje- u mnie mniszek, przetaczniki, tobołki i gwiazdnica) z dodatkiem niskich, wolno rosnących traw (np kostrzewy sinej i owczej)  po skoszeniu nadaje się do deptania, niekoszona też da sobie radę. Niepodlewana w suche lata wysycha, ale odrasta w podobnym składzie. Teraz dosiałabym do niej jeszcze krwawnika, lebiodki pospolitej  i zawciągu (tak zrobiłam w Załomiu). Taka murawa może rosnąć tylko na słońcu. Jeśli nie chcecie po niej chodzić ładniejszy efekt da „łąka” z rojników i rozchodników, można na niej też sadzić irysy, goździki, w miejscach półcienistych pragnię syberyjską, fiołki, marzankę wonną i poziomki.  W pełnym cieniu najłatwiejszy w utrzymaniu jest bluszcz (hedera helix). Żadnej z tych łączek nie trzeba nawozić czy podlewać. Nie wymagają też koszenia (poza bluszczem, którego z czasem robi się zbyt dużo). Jeśli od razu posadzi się rośliny gęsto, a teren będzie doskonale wypielony nie ma problemu z chwastami (miejsca pomiędzy roślinami trzeba wyściołkować o czym dalej). Wszystkie wyżej wymienione łączki lepiej rosną na słabej glebie. Jeśli właśnie taka się Wam trafiła, macie szczęście. Żyzną trudniej obronić przed atakiem ekspansywnych chwastów, wybujałe rośliny potrzebują wody, więc żyzny ogród oznacza więcej pracy.

6-wybierzcie zestaw roślin, które się nawzajem wspierają. To co do siebie pasuje widać w naturze, w miejscach gdzie nie ma ludzkiej ingerencji. Inna roślinność porasta suche piaszczyste zbocza, inna cieniste zarośla. Co innego zasiedliło stare parki. Przez ćwierćwiecze obserwowałam opuszczoną od wojny wieś- Trzebusz. Stworzył się tam piękny łąkowo -leśny ekosystem wzbogacony o rośliny zbiegłe z ogrodów. Teraz niestety przeznaczono go pod zabudowę. Takich inspirujących miejsc jest więcej. Zawsze się im przyglądam.

7-zachowajcie równowagę pomiędzy roślinami iglastymi i liściastymi. Iglaki są popularne i tanie, łatwo je zdobyć, mają opinię prostych w obsłudze (nie trzeba grabić liści), posadzone w nadmiarze powodują, że ogród robi się ponury, a zmiany pór roku słabo widać. Iglaste i zimozielone  rośliny przydają się do osłony przed wiatrem, niektóre dobrze rosną w miejscach bardzo cienistych, są takie które bardzo lubię, ale lubię też jesienne kolory liści i bezlistne graficzne formy zimowych krzewów i drzew. Fajnie jak ogród się zmienia. Poza tym dla trwałości i samowystarczalności ważna jest bioróżnorodność. Czyli lepiej unikać monokultury.

8-Zamiast grabić liście posadźcie pod drzewami (krzewami) leśne rośliny.  Barwinek, miodunka, bodziszek, konwalia, przylaszczka, gajowiec radzą sobie z opadłą ściółką. Jest dla nich korzystna. Po latach w takich miejscach stworzy się leśna próchnica i być może pojawią się (lub sami je wprowadzicie) inne leśne rośliny- naparstnice, orliki, paprocie, zawilce, pierwiosnki, rośliny cebulowe : przebiśniegi, cebulice. Widne lasy wiosną przepięknie kwitną.

9-nie sadźcie roślin, które wymagają innych warunków niż te, które zastaliście. Podlewania, nawożenia, wymiany gleby czy zmiany jej odczynu. Ochrony przed mrozem. Będzie z tym dużo pracy. Nie kupujcie bez zastanowienia, poczytajcie o każdym wprowadzanym gatunku. Czy na pewno zadowoli się marną glebę? Czy zakwitnie, zaowocuje w czasie suszy? Czy nie wyda inwazyjnych odrostów? Rośliny mało odporne najprawdopodobniej usuną się same, wyschną, wymarzną, zniszczą je szkodniki. Te zbyt ekspansywne zostaną i zagrożą innym. Jeśli to podsumować okaże się, że jest niewielka grupa gatunków, która sprawdzi się w Waszym ogrodzie. I dobrze. O to chodzi.

10- nie sadźcie drzew, które będzie trzeba przycinać (bo staną się za duże np topola, lub bo ich gałęzie są kruche- np wierzba). To dużo pracy, a ma być bez obsługi. To samo dotyczy żywopłotów. Luźny szpaler zajmuje wprawdzie więcej miejsca, ale pracy z nim nieporównywalnie mniej. Nie musi być jednogatunkowy, więc jeśli coś przypadkiem wypadnie zostanie mniejsza dziura. Może nawet jej nie zauważycie.

11- przyciągnijcie do swojego ogrodu ptaki. Lubią gęste niedostępne dla kotów miejsca (na gniazda), lubią owocowe drzewa i krzewy. Część z nich lubi też szkodniki  więc jest nadzieja, że większość wyjedzą. Ptaki i owady lubią też wodę. Mam kilka bezobsługowych stawków, łapią deszczówkę z rynien, żyją w nich ryby, rosną rośliny. Są w cieniu więc nie mam glonów. Nie czyściłam ich od kilkunastu lat, więc być może kiedyś to zrobię.

12-Zamiast kopać pozwólcie to zrobić dżdżownicom. Nie są szybkie, ale pracują nawet jak jesteście w górach. Jeśli do przekopania jest teren pełen chwastów, nakryjcie go falistą tekturą i zasypcie liśćmi, rozdrobnionymi patykami, skoszoną trawą. Teren niezachwaszczony wystarczy tylko wyściółkować. Można oczywiście użyć zrębków czy kory z supermarketu, ale bardziej naturalny efekt dają igły sosnowe lub z innych iglastych drzew, suche liście (które zmietliście ze ścieżki- jeśli nie zmieciecie wiatr to zrobi), pokos z łąki zmieszany z łamanymi patykami lub liśćmi (sama trawa tworzy nieprzepuszczalny dla wody filc).  Uzupełniajcie posypkę co jakiś czas. Zwykle wystarcza sezon. Tektura zniknie, a pod ściółką pojawi się miękka ziemia. Ściółkowanie jest bardzo ważne. Ziemia nigdy nie może być goła (słaba ulegnie erozji, żyzna zarośnie chwastem, każda wyschnie). Warto ściółkować pomiędzy wszystkimi roślinami, w każdym wolnym miejscu. Nie tylko szczątkami roślin. Użyźniają glebę, a nie zawsze nam to na rękę.  Mam skalny ogródek „wyściółkowany” pokruszonym betonem i kawałkami chodnikowych płyt. Zwarta kwitnąca darń z górskich roślin. Nie trzeba ingerować czy pielić. Płyt od wielu lat nie widać. Wapń wypłukuje się sam z „rodzimych skał” korzenie nie wysychają. Jeśli nie podoba Wam się widok ściółki wypełnijcie wszystko szczelnie roślinami. Przydają się gatunki, które szybko się rozrastają, ale nie są niemożliwe do usunięcia.  W cieniu: bodziszek korzeniasty, jasnota gajowiec, dzwonki, bergenia, barwinek. Na słońcu niskie rozchodniki, goździki pierzaste i sine, floksy szydlaste. Z czasem będziecie mieć tych bylin nadmiar, więc każde powstałe wolne miejsce da się od razu wypełnić.

Pierwsze lata będą wymagały sporo pracy, najwięcej to myślenie i zdobywanie sadzonek, potem podlewanie żeby się przyjęły. Drzewa w szkółkach są z reguły szczepione, czyli nie rosną na własnych korzeniach. Podkładki często wydają odrosty, rośliny wyłamują się w miejscach szczepienia. Niektóre wyglądają dziwacznie. Najprostszym sposobem zdobycia roślin nieszczepionych jest samodzielne wysiewanie i ukorzenianie. Na spore sadzonki czeka się wtedy kilka lat.  Kiedy powstanie szkielet z drzew i krzewów pewnie najdzie Was ochota na kwiaty. Poradniki (zwłaszcza w internecie) straszą, że byliny są pracochłonne. Że przesadzanie dzielenie… podlewanie… To tylko częściowa prawda. Irysy bródkowe i syberyjskie, maki wschodnie, liliowce, piwonie, niektóre lilie, większość dzwonków i skalne roślinki (goździki, floksy szydlaste, rozchodniki i rojniki) mogą rosnąć nieruszane przez lata. Co jakiś czas kępa wyłysieje w środku, a potem znów zarośnie, lub zarosną ją jacyś sąsiedzi. W naturze nie ma próżni. Jeśli nie zdarzy się katastrofa ogród nigdzie nie stanie się pusty. Jeśli kwitnące byliny to mało, co jakiś czas rzućcie gdzieś garść nasion roślin jednorocznych. Wyrosną tylko te, które trafią na gołą ziemię. Wiele z nich może czekać na swoją szansę latami. Nasiona maków kiełkują nawet po kilkunastu. W moim ogrodzie sama wysiewa się tak dziewanna, wędrują po nim orliki i niezapominajki kiedyś wędrowały naparstnice, ale wyschły po jakimś suchym lecie. Teraz dosiałam.  Mam też bodziszki cuchnące- śliczny chwast. Jeśli boicie się takich niekontrolowanych wędrówek siejcie nasturcje. Ich nasiona nie przetrwają zimy.

Najpiękniejsze (podobno) ogrodowe rośliny kwitnące to róże. Stare odmiany nie wymagają oprysków, walczą same z mszycami czy nimułką. Mam taką różę, prawdopodobnie to róża stulistna. Nic z nią nie robię kwitnie co roku, toleruje półcień,  nie trzeba jej przycinać czy  podlewać. Pięknie pachnie, ale nie powtarza kwitnienia jesienią. Co roku daje jeden odrost korzeniowy. Tegoroczny jest już zarezerwowany, jeśli macie ochotę na kolejny piszcie:).

Każdy kawałek ziemi jest inny, więc opieka nad nim to niesztampowa praca. Myślcie kreatywnie. Nie liczcie na obiecany w supermarkecie cud. Sztuczne nawierzchnie też wymagają roboty, w przeciwieństwie do dna lasu trzeba je okresowo zamiatać i myć. Niektóre tego nie ułatwiają (np żwir), inne starzeją się brzydko, lub wymagają okresowych napraw. Systemy podlewania są drogie, zużywają wodę, której coraz mniej. Środki na szkodniki wybiją Wam też sprzymierzeńców: biedronki i złotooki (jedzą ogromne ilości mszyc), owady zapylające (pszczoły, trzmiele, motyle, osy ich też jest coraz mniej). Opryski nie wzmocnią ogrodu tylko zachwieją jego równowagą. Wyłożenie wszystkiego geowłókniną (na chwasty) wystarczy tylko na jakiś czas, a zaburzy procesy zachodzące w ziemi. Jeśli coś ma żyć i trwać powinno być jak pierwotny las. Samowystarczalne i silne.

Będzie moment kiedy już wszystko wsadzicie. Podlejecie, popatrzycie i trudno Wam się będzie oderwać od prac. Przeczekajcie to, zwalczcie pokusę ciągłych zmian.  Zwłaszcza podlewania czy nawożenia. Nawet Bóg odpoczął po stworzeniu świata. Jeśli ogród już raz zacznie rosnąć zostanie Wam tylko podziwiać, i ewentualnie coś skorygować co jakiś czas. Delikatnie, żeby niczego nie zniszczyć. Ogród będzie się bardzo zmieniał. Urosną drzewa, powstanie cień, niektóre rośliny wyginą lub przeniosą się w lepsze miejsce (wysieją, dadzą odrosty, może sami je przesadzicie). Być może pojawią się nowe. Usuwajcie ekspansywne chwasty, innych przybyszy obserwujcie. Jeśli uda im się wpasować w ekosystem, nie zechcą zawładnąć wszystkim i zgarnąć całej ziemi dla siebie, mogą zostać. Podział na chwasty i rośliny użyteczne jest sztuczny, a na Ziemi coraz mniej miejsca dla dzikich roślin. Ogród to też ostoja dla nich. Szczególnie dla rodzimych. Karmiących nasze rodzime owady. Fajnie stworzyć im takie bezpieczne miejsce.

Samoobsługowy, czy bezobsługowy ogród to nie wyrok, jeśli czasem najdzie Was ochota zmian, fanaberia żeby nawozić, strzyc czy podlewać, drzewa prawdopodobnie trochę się zdziwią, a inne nasadzenia lekko zmienią skład. Zawsze będzie można dosiać czy dosadzić, dodać cebul, wsadzić zioła czy kwiaty, ale nie będzie przymusu. Czyli zrobicie to dla przyjemności. Każdą gwałtowną ingerencję (np wycięcie dużego drzewa) będzie trzeba dobrze przemyśleć, bo pociągnie za sobą inne zmiany i na jakiś czas zaprzęgnie Was do pracy.

Ogród bezobsługowy prawdopodobnie nie będzie wyglądał tak, jak te z folderów i reklam roślin. Najprawdopodobniej będzie skromniejszy, będzie miał skazy, jak wszystko co naturalne, co żyje. Pytanie po co coś takiego mieć? To walka z degradacją środowiska. Ochrona dzikiego świata. Wyprodukujecie tlen, nie zużyjecie cennych surowców, stworzycie schronienie dla zwierząt i roślin. I też dla siebie.

Ponad połowa Polaków mieszka w domach jednorodzinnych, mamy prawie milion działek. W sumie to przeogromny teren, bardzo ważny dla środowiska.

Naturalistyczne ogrody, dzikie rośliny, organiczne ogrodnictwo stają się coraz bardziej modne i sporo można o nich wyczytać w internecie. Po polsku najwięcej na stronie Łukasza Łuczaja. Botanika z ogromną wiedzą i kawałem własnej dzikiej ziemi. Od lat był moją inspiracją.

Uff… chyba pierwszy raz napisałam taki poradnik. Nie zrobiłabym tego gdybym nie była pewna. Można zrobić ogród, który po dojrzeniu prawie nie wymaga pracy. Udowodniłam to. Jeśli to Was zainteresuje dopiszę o sposobach zarządzania chaosem, czyli jak zrobić żeby taki dziki ogród był piękny.

Share

ćwiczenia z patrzenia

Siedzę i myślę. Siedzę w przenośni, bo tak naprawdę chodzę. W kółko, w tą i z powrotem. Pewnie powinno być nudno, ale nie jest, zastanawiam się czemu… Jedną z większych przyjemności z bycia w górach jest ciągły kontakt z pięknym widokiem. W wysokich górach ten widok ciągle się zmienia, w lesie też, ale jednak jest monotonny, na islandzkich czy lapońskich płaskowyżach w sumie się nawet bardzo nie zmienia. Po prostu trwa. Trwa w Pięknie. Moja fascynacja łażeniem zaczęła się od Tatr. Przez wiele lat interesowały mnie tylko wysokie góry. Skały, urwiska, miejsca gdzie trzeba uważać na każdy krok, nawet bez ścieżek. Szybkozmienne dramatyczne widoki. Z czasem nauczyłam się doceniać otwartą przestrzeń. I polubiłam tę, gdzie nie ma ludzi. Gdybym chciała wędrować gdzieś blisko domu na pewno szybko natknęłabym się na śmieci, na zniszczenia, dziury wyryte w łące (ktoś uznał, że ta ziemia jest jego), na budowlane odpadki- nie wiedzieć czemu dalej wyrzucane w las, chociaż ich wywóz jest teraz łatwy i tani. Na wspomnienia po łanach żywokostów, zniszczonych przy budowie drogi, pieńki po drzewach wyciętych (bo nie trzeba pozwoleń), na nowe magazynowe hale stawiane na miejscu suchych łąk wypełnione towarami, które zepsują się dzień po upłynięciu gwarancji i  być może wrócą do naszego lasu jako śmieci.

Ogród to przeciwieństwo tej chaotycznej przestrzeni, typowej dla krańców dużych miast. Nieokreślonej, niczyjej, czekającej na swoje przeznaczenie- którym prawie na pewno będzie wyrok- zabudowa. Moja ziemia to żywy organizm, zmienny, samodzielny. Dość dziki. Niedoskonały, ale piękny. W jakiś sposób oddaje mi część tego co lubię w wędrówce. Spokój, przeczucie, że jutro przyniesie coś ciekawego. Może zakwitnie liliowiec, wyrzucony przy działkach lata temu, albo otworzy się pąk irysa przywiezionego kiedyś z Pirenejów. Nie jest dziki, znalazłam go we wsi opuszczonej w latach 50-tych. Fragment bulwy wykopany przez krowy. Chciałam wsadzić, ale nie miałam gdzie i czym, więc zabrałam. Jeszcze nie kwitł, nadal jest niespodzianką. Może rano na sośnie będzie dzięcioł  i uda mi się go sfotografować? Albo rozkwitnie róża wsadzona jeszcze przez Niemców?  Dziki kotek, który czasem u nas jada pozwoli mi do siebie podejść? Wykiełkują nasiona rzucone jesienią i zapomniane?

Zmienność. Zaskoczenia, niespodzianki. Zdziwienie. Łatwiej o nie podczas wędrówki. Zwłaszcza jeśli idzie się po nieznanym. Utrzymywanie się w stanie zdziwienia na malutkim dobrze znanym terenie to sztuka, której z zapałem się uczę. Ćwiczenia z patrzenia.

Share
Translate »