Noc była jednym z moich fotograficznych celów tego lata. W Norwegii jest teraz cudowne światło. Nawet w lipcu nie robi się tam na tyle ciemno, żeby nie móc fotografować krajobrazu. Pod koniec autofokus już nie bardzo chciał współpracować, ale 30 sekund (w miarę bezpieczne przy moim lekkim statywie) w zupełności mi wystarczało. Na szczęście, bo zapomniałam wężyka i do długich naświetleń używałam samowyzwalacza (a 30 sekund to najdłuższy możliwy do ustawienia czas).
Zrobiłam mnóstwo nocnych zdjęć. Zmarnowałam tylko jeden wieczór. Lało, a kiedy przestało byłam już zbyt zmęczona, żeby wyszukać ciekawe fotograficznie miejsca. Trochę się nauczyłam, ale wciąż mam dylemat jak najlepiej ustawić przysłonę. Jeśli zdać się na automatykę aparatu (najlepiej mi się fotografuje w trybie av), noce zdjęcia wyglądają prawie jak dzień.
To było naświetlane aż przez 30 sekund :). Z kolei właściwa korekta ekspozycji (niedoświetlenie) jest bardzo trudna. Kilku fajnych ujęć nie doświetliłam i szczegóły w cieniach giną lub wyłazi tam brzydki szum.
Ostatnia noc w Oslo była już całkiem czarna- jak u nas, ale to daleko na południe od miejsc, gdzie spędziłam tego lata aż 34 górskie dni! Prawdziwa wolność, prawda… :)
PS: Norweska noc jest trudna do zdefiniowania. Zmierzch i świt ciągną się godzinami. Wszystkie te fotografie wykonałam przynajmniej pół godziny po zachodzie słońca.