Kilka lat temu przechodziłam trudny okres. W 2003, 04, 05… w Europie szalał zachwyt nad tanimi w produkcji (dalekowschodniej), ale sprzedawanymi z szumną reklamą produktami wielkich marek. Gdyby nie przywiązani do jakości i niewrażliwi na marketingowe banialuki Niemcy poddalibyśmy się. Naprawdę mieliśmy dość. Co miesiąc, dwa wywracały się całe systemy sprzedaży, zamykały sklepy, rezygnowali agenci, ludzie bankrutowali i nie płacili nam. Wzięliśmy kredyty żeby nie zwalniać naszych pracowników i był czas, że dzięki naszej działalności utrzymywało się kilkadziesiąt osób. Całe rodziny. Po otwarciu granic ci ludzie odeszli, często bez słowa. Kredyty zostały. Musieliśmy bardzo ograniczyć działalność. Zdecydowaliśmy się zrezygnować z mody, najbardziej ryzykownej i najmniej przewidywalnej. W wyniku tych decyzji ja – osoba straszliwie zajęta, latająca nieustannie po świecie, nagradzana, zostałam bez celu i bez pracy. Zaczęłam pisać, bo ktoś poradził mi, że to pomaga. Nie wiedząc o czym, spisałam całą historię Kwarka, od pierwszych szytych na domowej maszynie kajakowych koszulek i legginsów, przez wynajmowane pomieszczenia na Miłej, po finansowany z unijnych pieniędzy remont starej dyskoteki w Załomiu, gdzie jesteśmy do dziś…
Spokojnie, nie denerwujcie się. Wyrzuciłam ten tekst. Był tak smutny, że nawet ja nie miałam ochoty go czytać. Pisanie go też szło mi ciężko, więc żeby na chwilkę odetchnąć opisywałam jednocześnie moje górskie wędrówki. Porównując do fotografii ta szara i smutna rzeczywistość przypominała mi niedoświetlone zdjęcia. Utratę szczegółów w cieniach, nieostry zarys najjaśniejszych momentów, brak kontrastu. Wszystko to zniekształcone przez super szerokokątny obiektyw. Obce. Dalekie. Tak to czułam, tak to widziałam. Góry opisywane w tym samym czasie przypominały mi zdjęcia makro robione przez przyrodników. Ostrość w każdym szczególe, na całym kadrze. Żywe kolory. Mnóstwo detali. Powstało kilkadziesiąt opowiadań. Któregoś dnia skasowałam ten szary i smutny tekst, a wycięte z niego górskie opowiadania pokazałam Sklepowi Podróżnika. Wydanie ich zajęło prawie dwa lata, a ponieważ nie mogłam już przestać pisać założyłam bloga. Od tego czasu licznik pokazał nam kilkaset tysięcy wejść, ale książka pozbawiona jakiejkolwiek reklamy została prawie niezauważona. Wstawimy ją do kwarkowego sklepu– może zainteresuje Was. Jeśli zechcecie wyślę ją z autografem.
Ma wady, o których wspomniał Mateusz- układ opowiadań nie jest chronologiczny, brakuje mapki. Wędrówki Pirenejskie nie miały być przewodnikiem. Jeśli tak, to innego rodzaju, pokazującym jak piękne, dobre i głębokie może być zwykłe, proste życie. W górach.
Jeśli będziecie mieli pytania dotyczące jakiejkolwiek z tras (bo np. zachcecie ją sobie powtórzyć), napiszcie. Na pewno Wam szczegółowo odpiszę. Od powstania opowiadań minęło już kilka lat. Czas nie zatrzymał się. Borda de Sorteny, kiedyś bezpłatny schron stała się komercyjnym schroniskiem. Tak jak Juclar i rozpadający się schron Bachimana zastąpiony latem 2014 przez nowoczesny budynek. Gite w Lamiana rozrosła się i straciła styl. W październiku 2014 spłonęło Refuge Barroude. Bascu odszedł z Certascan, wrócił do swojej byłej dziewczyny i założył hostel w Val Fosca. Dorota i Jacek nauczyli się sypiać w namiocie i pokochali dzikie, puste miejsca. Ktoś ich nawet rozpoznał w Pirenejach jako bohaterów Wędrówek (celebryci!). Jose Antonio nadal jest moim przyjacielem i towarzyszem najbardziej szalonych górskich włóczęg. Przywiązaliśmy się do zimy. Polubiliśmy sypianie na gołej ziemi i śnieg. Zaprojektowałam kilka rozwiązujących problem zimna rzeczy i już nie marznę.
Nigdy nie udało mi się spotkać osobiście z Aleksem. Z Edwardem wybrałam się w góry w 2019-tym roku. Z niektórymi osobami straciłam kontakt. Aleix nadal siedzi w Honerii, ale Conangles coraz częściej bywa zamknięte. Pireneje się oczywiście zmieniają. Troszkę się cywilizują, ale nawet dzisiaj wydają mi się cudem ocalonym rezerwatem prawdziwych wartości i dobrego, głębokiego życia. Od baśniowych krain opisanych w innych książkach różnią się tym, że są prawdziwe i jeśli zechcecie możecie je sami poznać i sami doświadczyć. To niedaleko i niedrogo. Nie znam innego takiego miejsca. Dzielę się nim, bo wiem jak dużo daje i jak bardzo potrafi zmienić.
PS: napisałam o tym, bo jeden z naszych Czytelników -Piotr odkrył Wędrówki na wyprzedaży w Sklepie Podróżnika i zdziwił się, że nic o istnieniu tej książki nie wiedział. Ani ja, ani wydawnictwo najwyraźniej nie okazaliśmy się mistrzami chwalenia, a Wędrówki Pirenejskie przysypały stosy nowości. Pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że ta książka nie przeterminuje się, a nawet, że z czasem nabierze wyjątkowego smaku jak stare wino. To raczej ponadczasowe treści o ile oczywiście uda nam się zachować ten dziki świat niezniszczony. Jeśli nie, Wędrówki Pirenejskie przeniosą się do działu z bajkami… Mam nadzieję, że do tego nie dopuścimy.
Noo ładnie, ja też nic nie wiedziałam – teraz dopiero w waszym sklepie internetowym zauważyłam książkę :) poza tym wisi też moja wisienka 008 – jest super, w zeszłym tygodniu idealne spisała się podczas gry w tenisa.
Książka na pewno dołączy do najbliższego zamówienia (można już myśleć o prezentach pod choinkę?). Poproszę autograf jakby co!
wisienkę oczywiście powiesiliśmy od razu :) Cieszę się, że się sprawdza w akcji. Czekam w takim razie aż ktoś napisze recenzję książki. Jest już kilka komentarzy pod blogowymi wpisami o niej (Wędrówki Pirenejskie,Dobrze spędzony czas) ale tu chyba jest bardziej widoczne miejsce :))
Wygląda zachęcająco. Szczególnie dla tych którzy lubią góry :-) Gdzie aktualnie książkę można nabyć?
Dzien dobry Sklepie Podroznika najlatwiej. Przepraszam za brak polskich liter ale jeszcze jestem w Laponii.
Wędrówki pirenejskie – wspaniała książka, czytając czułam się tak, jakbym była tam z Tobą Kasiu w Pirenejach, po przeczytaniu (dwukrotnym z niejaką przerwą)zaczęłam sama (w pojedynkę) wędrować po górach i jest to cudowne uczucie – dziękuję Kasiu. Książkę kupiłam przypadkowo, na jakiejś wyprzedaży, nie znałam też Ciebie wtedy. Chętnie przeczytam następną Twoją historię….górską zapisaną w książce. Pozdrawiam
Dzięki, wiem, że to może zabrzmi dziwnie, ale właśnie na tym mi zależało kiedy pisałam. Żeby ktoś jeszcze na moich doświadczeniach skorzystał. Bardzo się cieszę, że napisałaś. Nie mogę się jakoś zabrać za kolejną książkę, ale wróciłam do poważniejszego pisania dzięki Kontynentom. Najtrudniejsze jest chyba zgromadzenie sobie motywacji i to, że książka to coś materialnego, co ostatecznie powinno się sprzedać, a to, co mam do powiedzenia nie jest ani rozrywkowe, ani sensacyjne, ani jakoś nadzwyczajnie trendy. Powodzenia w górach! Życzę Ci mnóstwa pięknych chwil.
Książkę kupiłem po wizytach na Twym blogu.
Nie jest ona typowym przewodnikiem choć
zawiera sporo przydatnych informacji.
Jest raczej przewodnikiem duchowym.
Jest wspaniałym opisem fascynacji,
górami, przyrodą, życiem, a do tego…
te zdjęcia.
Blog Twój jest kontynuacją książki i
może być inspiracją.
Dzięki wielkie. Cieszę się, że udało mi się przekazać cześć mojego obrazu świata. Wszystkie zdjęcia w Wędrówkach są analogowe i coraz częściej zastanawiam się czy już czas żeby wrócić do kliszy. Fotografując cyfrowo szybciej się uczę, ale to nie ten sam proces i czasem tęsknię.
Pani Kasiu z wielką przyjemnością przeczytałem Pani książkę,choć / przepraszam/ czekała wśród kilkuset innych chyba 5 lat.Kupuje od lat wszystko o górach i często coś gdzieś odłoże..Fakt,że połknąłem ją w sobotnie popołudnie skłonił mnie do napisania kilku słów o książce.Lubię ten typ narracji i te klimaty, też jestem w górach samotnikiem a z racji wieku od lat jeżdże w Polsce w Góry Bialskie i Złote/ z bazą w Chacie Cyborga/ lub do Rabki w Beskid Wyspowy i Gorce.Jest tam jeszcze spokojnie i mało ludków.Pozwoliłem też sobie poczytać Pani blog o górach i głęboko wierzę,że następna książka jest już blisko, ja czekam na nią z niecierpliwościa, pozdrawiam serdecznie Edward Kozowy
Bardzo dziękuję. Blog zajmuje mi tyle czasu, że nie pomyślałam nawet o następnej książce, ale może to kiedyś zrobię. Powodzenia w górach! pozdrawiam serdecznie. Kasia
Czy rozważa Pani wersję na czytniki?
nie myślałam o tym. Wędrówki Pirenejskie wydał Sklep Podróżnika, miałam bardzo mało doświadczenia z książkami wiec zgodziłam się w zasadzie na wszystko co proponowali. Czyli dobry papier :) Możliwe, że kiedyś pomyślę o zebraniu najlepszych tekstów z bloga- uporządkowaniu ich, bo trudno znaleźć i wtedy pewnie w formie e-booka. Ale to przyszłość, gdybym przypadkiem miała czas. Tak naprawdę to ja bardzo lubię papier. Teraz cieszą mnie teksty w Górach i Kontynentach. Wydrukowane wydają mi się bardziej rzeczywiste, ważniejsze. Nie wiem dlaczego.
rozumiem. Czytnik ma wiele wad, ale zawsze waży tyle samo :)
na pewno, Ta książka to cegła, waży kilogram :)
też byłbym za taką wersja :)
muszę pomyśleć :)
PS: Moje dwie nowsze książki są wydane też w wersji na czytniki, można je kupić w wydawnictwie Kontynenty.
Bardzo ciepła książka, choć wiele jest w niej relacji z wędrówek w warunkach raczej zimowych. Jak już ktoś zauważył, szkoda ze nie ma w niej żadnego szkicu topograficznego, ani podpisów pod zdjęciami. Jestem od prawie 10 lat samotnym starszawym (79) włóczykijem. Chodzę po górach, które były dla mnie niedostępne w latach lepszej kondycji. W tym roku wybieram się po raz 3-ci w Pireneje. Chodzę bez namiotu, noclegi w schroniskach. Mam już rezerwację w Bujaruelo i w Goriz. Byłem kiedyś w tych stronach, planowałem wejść na Monte Perdido, doszedłem do Goriz, ale z braku noclegu musiałem zrezygnować. Może w tym roku…
Mam jeszcze w rezerwie kilka dni. Myślę o o trekach ze schroniska La Renclusa lub może Respomuso. Chyba okolice tego pierwszego bardziej atrakcyjne, bo to teren Parku Benasque.
Będę wdzięczny za sugestie….
Serdecznie i z podziwem
Staszek
Dzień dobry
Cieszę się, że książka się podobała. Ja bym wolała okolice Respomuso. To piękne góry Park Narodowy Pirenejów po stronie francuskiej. Po hiszpańskiej też obszar chroniony, a zdecydowanie mniej ludzi niż w okolicach Renclusa. Szczytów nie znam (ja na nie raczej nie wchodzę) ale jest tam mnóstwo pięknych tras przez przełęcze i sporo schronisk więc jest gdzie przenocować. Wallon, Bachimana, Ledormuer (to schron), Casa del Piedra, i właśnie Bujaruelo, Respomuso, do tego są noclegi w dolinach po obu stronach granicy.
Podziwiam i trzymam kciuki, rezerwacje, pogoda, oby było jak najlepiej.
pozdrawiam serdecznie
Kasia
No to może wybiorę rejon Respomuso. Kupię mapkę i coś tam sobie poszukam. Będę się przemieszczał samochodem (rent a car z Barcelony), więc istotny jest też dojazd do schroniska. Pod tym względem rewelacyjne jest Bujaruelo (b. sympatyczny personel!).
Zaliczanie szczytów to tez nie moja specjalność. Kiedyś, dawno dawno temu się wspinałem, więc tez raczej drogi się liczyły a nie zdobywanie szczytów…
Bardzo dziękuję za odpowiedź i zapisuję się do fanów Twojego blogu.
Staszek
Dzięki. Do Respomuso niestety trzeba daleko iść. Aż z Salent de Gallego. Może w takim razie wyjść z Wallon? Tam też nie ma dojazdu, ale nie trzeba iść daleko. Podobnie daleko jest do Estom. Jedyne schronisko z dojazdem w tym rejonie jakie znam (poza obydwoma w Bujaruelo) jest w Gavarnie. Pod tym względem Renclusa rzeczywiście jest wygodna. Nie pomyślałam o tym. Mapy francuskiej strony możesz podejrzeć w Internecie: https://www.geoportail.gouv.fr/carte
Hiszpańskie są tutaj: http://www.ign.es/iberpix2/visor/
Powodzenia Staszku!
Dziekuję za super przydatny link do hiszpańskich map !!!!
Mam tylko mapę parku Ordesa (1:25 000), sprawdzałem dostepność w Sklepie Podróżnika map z innych interesujacych mnie regionów, niestety brak. Z Twojego linku zrobiłem sobie zrzuty powiększeń i wydrukowałem. Myślę, że do Respomuso z Salent de Gallego przez GR 11 nie jest tak daleko – może 2 – 3 godz. (przy moim „starczym” tempie :-), Chyba nie dłużej niż z parkingu Ordesa do Goritz…
Bardzo dziękuję i pozdrawiam
chyba trochę bliżej niż do Goritz. Baw się dobrze :)
Cześć Kasiu :) z lekkim opóźnieniem trafiłam na Twoją książkę. Dopiero podczas ostatnich Targów Książki w Krakowie. I przeczytałam ją przed wszystkimi innymi, przywiezionymi z Krakowa. Jeszcze nie widzę szlaków, które przeszłaś. Te Pireneje są jeszcze przede mną. Widzę tylko te w Andorze, która urzekła mnie podczas tegorocznych wakacji. Bajeczne góry, jeśli tylko ominie się Andorra la Vella, byliśmy tam raz w drodze na Coma Pedrosa i wystarczy. Zdecydowanie wybieramy camping w Canillo. Ale już po powrocie trafiły na półkę dwa tomy o Pirenejach, więc zapowiada się powrót. Szkoda więc, że nie ma mapek, ale to już wiesz :D
A że Twoje ciuszki w postaci na razie jednej bluzy już u nas goszczą, czas wybrać drugą do pary :D serdeczne pozdrowienia i pięknych wędrówek!
Cześć, dzięki! Cieszę się, że książka Ci się spodobała.
Kiedys poczytam, dzieki i pozdrawiam, wybieram sie tam wkrotce, moze po francuskiej stronie, blizej Srodziemnego, na dluzej.
powodzenia
Cześć Kasia, dawno, dawno temu byłem na krótko w Pirenejach. I teraz gdy na powrót rozważam ten kierunek trafiłem na informację o Twojej książce. Przypadek? Chyba nie ma wyjścia i trzeba będzie spróbować dorwać książkę! pozdrawiam serdecznie :)
nie ma przypadków :) ja również pozdrawiam!
A ja ta książkę dostałam w prezencie parę lat temu i …zakochałam się w Pirenejach.
Namówiłam męża i spędzaliśmy tam parę ładnych urlopów.
Dziś rozpoczynamy szlak GR 11.
Jutro wyruszamy z Irun.
Mamy ciężkie plecaki, parę dobrych lat więcej (56 i 64), przebyte choroby, niezła formę i ogromną miłość do tych cudnych Pirenejów!
W dużej mierze zawdzięczam ją Tobie Kasiu!
Trzymaj kciuki!
Zawsze jak tu jestem, rozglądam się za Tobą. Jesteś moją idolką! Cicho marzę o samotnej wyprawie w te góry, ale czy starczy życia?…
Zobaczymy. A póki co , wędrujemy!
Aśka
trzymajcie się! GR11 jest piękny, wspaniały pomysł i dobry kierunek o tej porze roku. Powodzenia!