Sorapis- piękne, dzikie miejsce

To był piękny dzień, chociaż nie udało nam się osiągnąć celu.  Wyszliśmy wcześnie z Paso Tre Croci,  do pięknego turkusowegon jeziora Lago Sorapis dotarliśmy jeszcze przed tłumem,

dość szybko podeszliśmy do dzikiego kotła Tondi di Sorapis, mijając po drodze   mały lodowiec ( Zachodni Lodowczyk Sorapis), a potem utknęliśmy.

Na wysoko położonej via ferracie Francisco Berti leżał jeszcze śnieg. Gruby płat zatykał bardzo stromy, kilkunastometrowy kominek,  prowadzący na Forcella Sora dela Cenglia del Blanco, jeszcze przed wejściem na ubezpieczoną część ferraty. Bałam się po nim wejść bez czekana. Raków też nie zabraliśmy. Na dole było słonecznie i ciepło i nawet nie przyszło nam do głowy, że drogę może nam gdzieś przeciąć nienadający się do przejścia firn.

Być może dałoby się przedostać wyżej po skałach, albo wybić wystarczająco mocne stopnie i wejść… sama nie wiem dlaczego wydało mi się, że  nie da się…  i już.  Nieprzyjemne, niczym nie uzasadnione uczucie niepokoju. Mężowi odpadała podeszwa od butów, odkleił się cały wibram i już od kilku dni chodził w sandałach. Teraz też w nich podszedł.  Buty były w plecaku. Nie było pewności jak długo utrzyma się resztka podeszwy, odkleiła się już w 1/3… wydawało się, że nie długo, niby można je było założyć na ten śnieg…

Posiedzieliśmy chwilę i zdecydowaliśmy się pójść na łatwą ferratkę, czy może tylko ubezpieczoną ścieżkę, biegnącą stromą rynną na przełęcz pod samym wierzchołkiem Punta Nera. Podchodząc widzieliśmy jak kolejno zawracają wchodzący tam ludzie. Droga nie była opisana w przewodniku, była tam tylko notka, że można by tędy podejść ( w godzinę!!!) od wyciągu przy schronisku Tondi di Faloria. Ścieżkę na mapie znaczyły  same kropki. ( w opisie – dla ekspertów :)) Być może nasi poprzednicy nie poczuli się ekspertami. W rzeczywistości  chociaż technicznie łatwa,  miejscami (ale bez przesady) ubezpieczona, dróżka była krucha i bardzo stroma. Wyprowadzała na równie kruchą przełęcz, a potem schodziła trawersem, przez sypkie, ruchome piarżysko, miejscami przykryte jeszcze śniegiem. Na pewno nie dałoby się tego przejść w godzinę.

Autor przewodnika ( Jan Kiełkowski ” Żelazne Percie Dolomitów” ) najwyraźniej nigdy tu nie był, a czas potrzebny do przejścia wyliczył sobie z mapy :) Cóż bywa i tak.

Trasa nr 215 to ładna wysokogórska ścieżka, niełatwa i wraz z zejściem, wymagająca przynajmniej 2-3 godzin.

Podobała nam się… chociaż mniej wiecej w połowie podejścia rynną usłyszeliśmy potężny huk. Gdzieś niedaleko nas schodziła niewidoczna kamienna lawina. Najbardziej podejrzanym miejscem była opisana w przewodniku jako niebezpieczna- rynna na via ferracie. Z opisu wynikało, że jest bardzo zagrożona spadajacymi kamieniami i że należy ją jak najszybciej przejść… Nie wiem czy już byśmy tam byli, być może, bardzo prawdopodobne, że tak. Przypomniało mi się uczucie nieuzasadnionego niepokoju przed wejściem w  śnieg… Już tyle razy dzięki takim przeczuciom udało mi się uniknąć większych wpadek, kto wie jak było teraz.

Nie dowiemy się :)

 

Share

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Translate »