Wstaliśmy wcześnie, żeby nadrobić stracony czas. Zejście do gorących źródeł nie jest długie. Szlak biegnie lasem, potem polną drogą i ścieżką. Wcale nie obrzydliwym zygzakiem (czego się obawiałam). Pogoda była piękna, widoki wspaniałe. To częste w niższych górach- widać z nich te wysokie jak na dłoni. Rano był lekki mróz, ale kiedy doszliśmy do źródeł zrobiło się przyjemnie ciepło. To jednak kilkaset metrów niżej, w słonecznym, osłoniętym przed wiatrem miejscu. Chwilkę po tym jak się zanurzyliśmy nad potok wyszło słońce i zaczęli się schodzić ludzie. Starsze panie, które wdrapały się tam pierwsze bez skrępowania rozebrały się przy nas do naga. Kolejni- rodzice z córkę odważyli się tylko podwinąć spodnie i lekko zamoczyć nogi. Woda trochę śmierdziała siarką, ale była przyjemnie ciepła. Posiedzieliśmy tam chyba z godzinę, ustępując potem miejsca chłopakowi z dziewczyną. W stawkach zmieści się tylko kilka osób, latem jest tam pewnie wielki tłok. Koło 11-stej wyruszyliśmy do góry GR 10. To długa, piękna dolina. Kiedy byłam tam poprzednim razem- późną wiosną kwitły łany rododendronów, pola żarnowców, teraz pięknie zieleniała trawa, pełna przylaszczek i prymulek. Wyżej wylazło troszkę krokusów. Poniżej 1800 metrów zaczął się śnieg. Wejście na Portella Besines jest nietrudne, chociaż miejscami bywa tam stromo. Nie zawsze widzieliśmy szlak, ale znałam tę drogę wiec poradziliśmy sobie. Ważne, żeby ominąć lawiniasty żleb tuż za rozwidleniem ścieżek. Większość nawisów już poleciała, widzieliśmy lawiniska. Wyżej na zboczach zostało jeszcze sporo połamanych, poodklejanych płatów. Wyglądały jak skapująca bita śmietana. Poszliśmy grzecznie przeciwległym stokiem- bezpiecznym garbem, którym prowadzi letni szlak. Od stawów jest już spokojniej tylko pod samą przełęczą przecina się potencjalne trasy obrywów. Zejście na stronę Refuge Besines jest miejscami dosyć strome- z tym, że w miękkim, wiosennym śniegu to żaden problem. Trudniej znaleźć schronisko. Latem prowadzi do niego znakowana ścieżka. Zimą nie zostaje po niej nawet ślad. Budynek jest dobrze schowany wśród drzew i widoczny tylko z samej przełęczy. Niżej ginie w porastającym nierówne zbocza lesie. Dość długo kluczyliśmy łażąc w górę i w dół wśród zakopanych w zaspach sosen. W końcu udało nam się wypatrzeć komin. Refuge Besines jest duże i nowoczesne, sala zimowa też była duża, bez kominka, światła i wody, ale z mnóstwem łóżek, koców i z dużym wygodnym stołem. Była i skarbonka- nocleg w sali zimowej 7.50.
Pogoda po tej stronie grani nie była już tak piękna jak w Merens, niebo zachmurzone, zimny wiatr, ale nie pogorszyło się już. Straszna prognoza sprawdziła się nam tylko częściowo.