Prognoza na ten dzień była niezachęcająca. Od rana padał drobny deszcz. Zwinęłyśmy namiot w jakiejś krótkiej przerwie i dosuszyłyśmy go spokojnie w kuchni. Na kempingu pełnym wielkich kempingowców, nikogo bardzo nie interesowały dwa skromne palniki i zlew, więc byłyśmy same. Zebrałyśmy się chwilkę przed południem. Wcześniej miła dziewczyna w recepcji posprawdzała nam wszystkie połączenia i znalazła w internecie mapę. Niestety wysiadła drukarka, więc ostatni brakujący kawałek trasy musiałyśmy sfotografować. Za radą obsługi kempingu postanowiłyśmy przejść przez Reinheimen wprost na północny zachód i skończyć naszą trasę w Geiranger- tam gdzie po fiordzie pływa bardzo znany turystyczny prom do Hielesylt.
Jedyny autobus z Bismo do Strynu przez Billingen ( gdzie miałyśmy zamiar wyjść na szlak) odjechał chwilkę po 6-tej rano. Dotarcie tam autostopem zajęło nam z półtorej godziny chociaż to niewiele ponad 30 km. Niedzielni kierowcy nie chcieli się zatrzymać. Może dlatego, że padał deszcz. Zabrał nas chłopak jadący z Lofotów, bardzo uprzejmy i chodzący po górach tak jak my. Żeby nas zmieścić musiał przełożyć do bagażnika zimowe opony. Wymieniliśmy mnóstwo użytecznych informacji. W Billingen znów poczekałyśmy chwilkę w knajpie. Lało i jakoś trudno nam było wyjść. Potem poprawiło się i miałyśmy nawet chwilkę słońca. Wschodnia część Reinheimen to prawie płaskie, troszkę beskidzkie w charakterze góry porośnięte niską, tundrową roślinnością. Karłowate brzozy, jagody, nieliczne kwiatki. Troszkę wyżej wyszłyśmy na bagna i niestety znów zaczął padać deszcz. Zrobiłyśmy błąd nie rozbijając namiotu przez zamkniętej gminnej chałupce (na mapie jest niebieska w odróżnieniu od czerwonej DNT). Wygwizdów, na którym stała był jedynym w miarę równym, niepodmokłym i pozbawionym wielkich kamieni miejscem. Wyżej było coraz gorzej i w rezultacie przeszłyśmy jeszcze 4 km do Torsbu. Obrzydliwa pogoda zmieniła się wieczorem. Chmury porozrywały się, a zachodzące słońce oświetliło ich resztki pięknym różowym światłem. Pomimo tego Lidce to miejsce skojarzyło się z oczyszczalnią ścieków. Na miękkim, świeżo rozmarzłym (a czasem jeszcze pokrytym śniegiem) brązowym jak czekolada torfowisku leżały gęsto różnej wielkości kamienie porośnięte jaskrawo zielonymi, blado żółtymi i różowo-pomarańczowymi porostami rzeczywiście przypominającymi ścieki. Do tego bezładnie rozrzucony brudny śnieg, zapadający się grunt i soczyste mlaskanie wydawane przez błoto…
Ja zobaczyłam całkiem inny świat- popatrzcie na fotografie. Aż do nocy łaziłam po błotnistym brzegu zamarzniętego jeziora i fotografowałam. Wygonił mnie dopiero nocny mróz.
ha ha ha ha koleżanka oglądając te zdjęcia zawsze żartuje 'to retusz, tam nie może być tak ładnie’ ;)
zdjęcia są bez retuszu natomiast to, że w tej dolinie było tak ładnie kompletnie mnie zaskoczyło. Na mapie jest tam prawie płasko. Nie ma nic spektakularnego (poza wodospadami koło Billingen). W rzeczywistości ta niby nieciekawa w porównaniu z górzystą zachodnią częścią Reinheimen (czyli Tafjordellą) była wyjątkowo harmonijna i piękna. Najdziwniejsze, że tam prawie nie ma szlaków, a na zachodzie aż od nich gęsto.
Na tym blogu to retuszu generalnie brak (i w opisie i zdjęciach), ale to niesamowita sztuka widzieć piękno tam gdzie inni widzą oczyszczalnie ścieków! :)
Lidka była bardzo zmęczona, ale ja rzeczywiście staram się je zawsze zobaczyć, szkoda mi zmarnować okazji i przegapić :)
Jako ciekawostkę dodam że pierwotnie nazwą Reinheimen określano południową część. Od Vagamo na południu do linii poprowadzonej z Torsbu na wschód (orientacyjnie) z dwutysiecznikiem Grahoe i Reinheimen (2014 m)jako kulminacją. Północna część jest określana jako Tafjordfjella z prawie dwutysiecznikiem Puttega (brakuje 70 cm). Jak zauważyłaś Kasiu jest różnica w krajobrazie – łagodne południe i bardziej „ostra” północ. A nie widziałaś jeszcze Romsdalen… :)
Dzięki, zastanawiała mnie ta dwoistość nazw i nie pomyślałam żeby poszukać wyjaśnień. Paweł kusisz…siłą się powstrzymuję przed sprawdzaniem cen biletów do Norwegii :)
No dobrze – przestanę na razie kusić :) wspomnę tylko o jeszcze jednym uroczym miejscu na zachód od Romsdalen którego nie widziałaś czyli Sunnmore Alpene… :)
Oczywiście Tafjordfjella i zachodnia strona doliny Romsdalen to tereny które na mapach znajdują się w teorii w paśmie pod nazwą Reinheimen. W rzeczywistości istnieje podział. Wydaje mi się że to „podpięcie” północnych terenów pod nazwę nastąpiło później.
Jest trochę „bałaganu” z tym nazewnictwem. Dla przykładu znany Ci Kasiu Fannaraken geograficznie znajduje się w Jotunheimen (Hurrungane) ale miejscowi i „ludzie gór” powiedzą że to Sognefjellet :)
o Sunnmore to nawet myślałam :), kusi mnie podobnie jak Lyngen Alps… Ja też napisałam, że Fannaraken jest na Sognefjellet, to chyba dlatego, że od Hurrungane oddziela go głęboka dolina, chociaż rzeczywiście również łączy grań. Za bardzo wystaje :) Już wszedłeś? teraz tam na pewno pięknie te prawie białe (czyli błękitne) noce.
Jeszcze nie :) po historii z ptakiem przyjechałem do Polski na urlop. Siedzę już czwarty tydzień. Chciałem namówić rodzinę żeby pojechać w Sudety ale nic z tego więc góry zobaczę jak wrócę do Norwegii pod koniec tygodnia. Będę miał prawdopodobnie kilka dni wolnych to się gdzieś wybiorę. Tylko jak zwykle mam dylemat gdzie. Kto wie może w końcu Fannaraken :)
masz za duży wybór :)
Dodam jeszcze że czasami będę Cię kusić południem Norwegii ponieważ fajnie by było coś nowego poczytać o „moich rejonach” (czyli tych na południe od Trondheim) :)
bardzo proszę :) Fajnie wiedzieć, że są jeszcze nieschodzone miejsca i to wcale nie na końcu świata. Poza tym obiecałeś bloga :)
Blog się rodzi… w bólach :) nie jestem specjalistą w tym temacie więc ciężko. Początek już jest – czyli trochę grafiki, o blogu i galeria. Pora dodać opisy przejść a z tym już gorzej :) miałem zamiar opisać poprzednie lata ale zrezygnowałem. Zacznę chyba od tegorocznego majowego spaceru na Oldenskaret. Mam nadzieję że już w sierpniu uda mi się coś opublikować :)
nie wiem czy ja powinnam doradzać, bo mam raczej nieprofesjonalne podejście, ale jeśli mogę… Pisz dla przyjemności, bez stresowania się i stawiania sobie szczytnych celów. Blog wyjdzie wtedy taki jak Ty, czyli chyba nic bardzo złego :) Powodzenia!
Dzięki :)