Mamy teraz straszny młyn. Środek sezonu, mnóstwo pracy, sporo problemów. W lesie po drugiej stronie ulicy zaczęły już żółknąć liście, a mi jak zwykle bardzo brakuje gór. Gorączka w pracy zwykle cichnie (troszkę) w połowie listopada, aż kusi, żeby się na chwilę wyrwać, ale jeszcze nigdy nie byłam w wysokich górach tak późno,… poza Atlasem. Tam było ciepło nawet w listopadzie, tylko nie bardzo chciałabym pchać się do Maroka całkiem sama… Więc może tradycyjnie, w ukochane Pireneje?
Jest coś uspokajającego w powracaniu w te same miejsca. Nie ma dreszczyku emocji, już mniej więcej wiadomo jak tam jest, ale może właśnie dlatego odbiera się znajome góry trochę inaczej… chyba głębiej.
Szkoda trochę, że już nie będzie kwiatów, chociaż na pewno będzie jeszcze jakaś zieleń. W Maroku były piękne trawy. W lesie, zimą najciekawsze są mchy…
to zdjęcia mchów zrobione w Pirenejach w październiku, jeszcze zanim wszystko przysypał śnieg:
Nie mam pojęcia jak tam będzie teraz. Listopad to już późna jesień. Ale chciałabym. Bardzo. Przeżyłam już łażenie w lutym, chyba nie zaszkodzi mi też listopad.
Nawet w lutym w pirenejskich dolinach jest w miarę ciepło,
chociaż nocą chyba codziennie jest mróz.
Sama nie wiem czy dam radę, przejrzałam swoje zimowe zdjęcia,… brr…jaka szkoda, że do lata zostało jeszcze ponad pół roku!