Erywań był zimny, wilgotny i szary. Jose zaatakowała zwykła (dla niego) podróżna panika. Nie wsiądziemy do autobusu (bo może nas gdzieś wywiezie), nie do metra, bo się na pewno zepsuje. Wymusiłam spacer w kierunku centrum, zakończony wbrew moim intencjom 5 minut przed dotarciem do celu. W efekcie spędziliśmy półtorej godzina na stacji kolejowej. Niezwykłej, bo przeogromnej, stuletniej, pełnej marmurów i złoceń, ale bez podróżnych. Nic dziwnego. Pociąg odjeżdża stamtąd co drugi dzień (przecież musi też wracać).
W okolicy nie było nic do jedzenia, nic dla mnie, bo każdy ormiański fastfood jest nieodwracalnie zawinięty w lawasz.
Pierwszy raz jechałam plackartnym wagonem. Wbrew moim przypuszczeniom są tam przedziały, tylko przechodnie, bez drzwi. Była też pościel (zwykła nie jednorazowa) i wściekły konduktor, który mógłby być gwiazdą Misia. Nie było wody. Po północy minęliśmy Giumri.
-Paszport-dokumenty… ledwo coś słyszę w półśnie. Pali się światło. Jose (nie wiem czemu) siedzi, chociaż wcześniej ścielił sobie pryczę. -Owoce ? srebro?- wypytuje moją sąsiadkę celniczka, grzebie w bagażu, każe podnosić pryczę- Papierosy?- rzuca w kierunku Jose- Nie, dziękuję-Alkohol?- Też nie, już tu za dużo wypiłem… Bilet- Jose wręcza tekturkę. -Katarzyna? Z Polski?- celniczka patrzy na mnie z nadzieją. Tak to ja, jesteśmy razem, mamy bilet do Berlina na jutro…
Kontrola odchodzi, na stoliku przy którym siedzi Jose bujają się torby przemyconych przez nas (niechcący) owoców.
W Tbilisi nie działo się nic ciekawego. Nic co bym zapamiętała. Odkryliśmy miejsce do przechowywania plecaków (adres podaje informacja turystyczna), zjedliśmy dobry obiad, byłam w łaźni.
-Hiszpan! Wygląda pan zupełnie jak z obrazu Goyi!-ucieszył się na widok Jose jakiś Gruzin. On z kolei wyglądał jak święty z ikony, więc chyba tylko ja byłam zwykła…
I to by było na tyle:)
Pani Kasiu, jak to miło wstać rano w niedzielę i usłyszeć Pani głos w ulubionej audycji trojkowej 🤗 dziękuję za pieknie rozpoczęty dzień.
Dzień dobry, bardzo mi miło, cieszę się, że moja opowieść się podobała :)
Najbardziej ucieszyłam się, że Panią słyszę!, bo czytam, i oglądam, od pierwszych wpisów, trafiłam do Pani dzięki Edkowi, gdy lata temu szukałam informacji o pirenejskich szlakach. Trafiłam i zostałam wierna Pani opowieściom (Pirenejom zresztą też, wracam na szlaki już od ponad dziesięciu lat). Teraz czytając, będę Panią słyszeć :)
Ile to już lat… niesamowite, pamiętam jak sama wsiąkłam kiedyś w stronę Edka, potem odważyłam się do niego napisać, a jeszcze później on zmobilizował mnie do pisania bloga… Udanych wędrówek po najpiękniejszych górach świata:) Dziękuję!