Rano chmury znikły, w zamian narósł szron. Nie spieszyliśmy się. To było piękne miejsce i chcieliśmy się nim jak najdłużej cieszyć. Nasi sąsiedzi okazali się jeszcze wolniejsi. Zdążyliśmy odejść na drugą stronę doliny zanim przy ich namiotach pojawił się jakiś ruch. Ostatni raz widzieliśmy je po południu, najwyraźniej zostały na cały dzień. Spotkaliśmy za to dwóch Gruzinów, podeszli z dołu, więc spytałam o wczorajszych spóźnialskich. Zadzwonili i ktoś po nich podszedł, czyli się niepotrzebnie martwiłam. Gruzini byli bez plecaków, dużo szybsi niż my. I poszli inaczej niż wczorajsi turyści. Jedna z naszych map rzeczywiście pokazywała dwa szlaki, wybraliśmy ten mniej znany, nieznakowany. Czasem widzieliśmy poprzedników, mignęli nam kilkukrotnie zanim znów nadciągnęły mgły. Szliśmy pięknie wzdłuż bocznej moreny, na wprost Chauki. Potem stromo wprost na stok. I coraz bardziej stromo (upiornie) po osypiskach, piarżyskach, uskokach. We mgłę. Tam się czuliśmy najgorzej, zwłaszcza że słyszeliśmy turystów schodzących znakowaną ścieżką, pewnie była łatwiejsza. Chociaż kto wie na pewno prostsza w orientacji. W chmurze trudno było się połapać gdzie iść. Byłam zmęczona obsuwaniem się, zygzakiem, który znikał na każdym zakręcie i musiałam go odnajdywać tropić. Na górze trochę się przejaśniło. Wyszliśmy pod grań, w widoki. Wspaniałe! Przez chwilę snuliśmy się tu i tam, bo wszędzie pięknie, potem poszukaliśmy ścieżki i znaleźliśmy naszych poprzedników. Pokazali gdzie iść. I gdzie nie iść, były dwa warianty. Już spokojni, usiedliśmy i patrzyliśmy na Kaukaz. Od Osetii, po Kazbek, dalej grań, którą planowałam przekroczyć (nie mieliśmy pojęcia jak, wydawała się porażająco stroma) i dolina, pominięta przed paroma dniami. Szosa niewidoczna, góry piękne. Słońce, złoto wyschniętych traw, chmury pozawieszane na graniach, targane wiatrem. Schodziliśmy wolniutko, było zbyt pięknie żeby się śpieszyć. Czym niżej tym więcej turystów. Więcej śmieci. Namioty pochowane po zakamarkach, kolorowe ubrania, wymiana zdań, która z dystansu znów brzmiała jak ujadanie: wow! wow! Ci wspaniali podróżnicy nas nie widzieli. Nie odpowiadali na pozdrowienia, nawet nie patrzyli. Nie zależało nam, ale jednak czuliśmy się dziwnie. Dla pasterzy nigdy nie byliśmy przezroczyści, a tu tak, i to przez cały dzień. Na szczęście niżej nie było już zupełnie nikogo. Doszliśmy na opuszczony kemping, nakrył nas cień i zrobiło się lodowato. Za nami słońce wspaniale oświetlało ściany Chauki. A Juta w głębokim cieniu w czarnej dolinie. Zostaliśmy. Z czystego lenistwa.
Jaka ta Gruzja jest przepiękna! Ale chyba dla mnie zbyt zimna :D
to może lepiej latem? :)