Hej, wróciłam :)
Pięknie było, czasem dość trudno, ale nie aż tak zimno jak w zeszłym roku. To jednak marzec i w słoneczne dni bywało już czasem gorąco niemal jak latem. Nocami mróz, zmoczone buty zamarzały jak zwykle, ale w puchowej kurtce, Misi i śpiworze było mi w zasadzie całkiem ciepło. Nawet w schronach gdzie spało się na gołej betonowej podłodze. Głupio skręciłam nogę w kostce i teraz kuśtykam w sandałach, ale cieszę się, że udało mi się spędzić 10 pięknych dni w bezludnych zimą i magicznych górach. 3 ostatnie ze skręconą nogą przeznaczyłam na zwiedzanie, na szczęście padało tak potwornie że wyjście w góry raczej i tak nie miałoby sensu. W ciągu doby ulewa zabrała niemal cały śnieg, hale rozmokły, a rzeki i potoki bardzo wezbrały. W słonecznych miejscach trawa zaczęła się natychmiast zielenić a zza krzewów i kamieni powyłaziły kępy żółtych miniaturowych narcyzów. Nie wyższych niż nasze krokusy. Pięknych. Idzie wiosna !