Sarvillo, Salinas de Sin, Escalona,Torla…

Z jednej strony szkoda mi już było schodzić z drugiej, po zimnym dniu w śniegu marzył mi się dzień zielony i ciepły. Zresztą wydawało mi się, że w Cotieli jest zbyt lawiniasto żeby wychodzić wyżej.

Poszłam dalej GR15. Poczatkowo przez las,

potem zboczem trawersującym zwężenie doliny Gistain,

które tak malowniczo wygląda z góry.

Ścieżka schodzi łagodnie i chociaż jest oznakowana można się na niej pogubić. Najgorsze orientacyjnie są skrzyżowania z polnymi drogami. W lasach pod Coteillą jest ich kilka, więc trochę kluczyłam.

Szlak schodzi do Sarvillo ( na ryneczku jest niepozorny kran,  po naciśnięciu leci czysta woda; sklepik jest w małym barze kilka metrów w bok od szlaku- w zasadzie prosto bo w tym miejscu skręca szlak, podobno pół godziny przed miasteczkiem jest farma sprzedająca sery). Miłe senne miasteczko. Malownicze i stare.

Szlak wychodzi potem troszkę wyżej, przecina strumień i trawersuje stok wchodząc na przełęcz z dalekim widokiem.

Po drodze mineło mnie wielkie stado. Pasterz widząc, że schodzę na prawo (w dół zbocza) zatrzymał owce i kawał mi przejść na górną stronę. -Mogą zepchnąć -pogroził mi. Za mną było sporo krzaków wiec chyba by nie zepchnęły, w każdym razie nie bardzo daleko, ale faktycznie było ich dużo, bały się mnie i zrobił się straszny tłok.

Jak biegnie szlak dalej nie wiem. Zgubiłam go. Chyba poszłam zbyt mocno w prawo sugerując się jakąś polną drogą, która potem urosła i przeszła w zygzakowatą szutrówkę.

W efekcie zeszłam do szosy z kilometr powyżej Salinas de Sin. Troszkę mnie to wkurzyło, bo wolałam zejść do Lafortunada, a kiedy się zorientowałam, że coś nie tak byłam już za daleko i nie chciało mi się wracać. To w zasadzie nie miało wielkiego znaczenia. Dalszy bieg GR15 znałam. Szlak wspina się na drugą stronę Val di Bielsa do Telli, a potem przez Escuain przechodzi poniżej schroniska Plana Canal i schodzi do Bestue. Przeszłyśmy tamtędy z Asią, wcześniejsze kawałki widziałam już wielkorotnie przy różnych okazjach.

Na szosie zamachałam i dwóch panów zjeżdżających z jakiegoś kanionu podrzuciło mnie do Escalony. Tam czekałam tak długo, że w końcu poszłam na piwo do przydrożnego baru. Pięknie stamtąd wygląda Pena Montanesa. Potem para francuskich przewodników górskich w drodze do Sierra de Guara podwiozła mnie do Ainsy. Już miałam teorię, że biorą tylko ludzie tacy jak ja- kochajacy góry, ale zatrzymał się robotnik budowlany. W Fiscal znów zaczekałam, po to żeby podjechać kilka kilometrów z narciarzami (planowali Vertice de Anayet) i znów z jakimś panem (Rumunem), który podwiózł mnie uprzejmie do Torli.  Plusem tego prawie trzygodzinnego przejazdu (ok 60 km) były dobre zakupy. W Ainsie jest wszystko.

Jeśli nigdy nie byliście w Torli wieczrem nie wyobrazicie sobie chyba jak tam jest. Widok na Mondraruego naprawdę zapiera dech w piersiach, pomimo tego, że na jego tle rysuje się szosa czy jakieś hotele. Hoteli unikam, więc poszłam przenocować w Bujaruelo. Dla odmiany odcinkiem GR11.

Nie wiem czemu nigdy nie przeszłam tego krótkiego kawałka. Pomiędzy Torlą i Bujaruelo jest wygodna droga i zwykle łatwiej jest pójść właśnie nią.

GR11 wspina się na zbocze po lewej stronie rzeki, a potem idzie wąską czasem wykutą w skale dróżką z fantastycznym widokiem. Najlepszym właśnie wieczorem. Fajny prawda?

Doszłam tylko do kempingu i odechciało mi się iść do San Nicolas. Na kempingu ( o czym nie wiedziałam) jest też śliczne schronisko za jedyne 15 Euro. Niestety nie honoruje zniżek. Ma za to kuchnię z mikrofalówką, ciepłą wodę, pralki…  Pokoje dwosobowe więc cisza i spokój. Udało mi sie tam też zasięgnąć języka. Pan ze schroniska potwierdził, że da się zejść z drugiej strony Collado Cebollar. O ile oczywiście uda się tam wejść- podkreślił…

 

Share

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Translate »