Damskie ubrania sportowe. Obiecałam, że o tym napiszę. To cały wielki rozdział naszej historii, dużo emocji, dużo nadziei i dużo nagród. Do opisanie zmobilizowała mnie Eveline (nasza paryska agentka, która chciałaby do tej linii wrócić). Przegrzebując się teraz przez te kilkanaście lat, czuję się jakbym wydobywała coś z wykopalisk. Niemal jak archeolog. Przez ten czas nasz świat straszliwie się zmienił.
Moje pierwsze damskie kolekcje wywołały rewolucję. Pisałam już o tym. Dostałam za to dużo nagród. Zrobiłam dużo szumu. Przede mną w outdoorze nie było mody, a kobiety i ich potrzeby były marginalizowane. Zmiany dokonały się lawinowo w przeciągu kliku zaledwie lat. Teraz, kiedy patrzę z perspektywy, nie wiem, czy ja to zrobiłam, przeważając tę ogromną machinę jak motylek w kreskówkach siadający na brzegu sztangi… czy tylko jak w filmie ” Jak Rozpętałem Drugą Wojnę Światową ” wyrwało mi się jakieś „Palce!” … a ktoś przypadkiem zrozumiał „Pancer!” ? :)
To był czas wielkich nadziei i wielkich emocji, Polska była na zachodzie egzotycznym, mało znanym krajem, innych polskich wystawców na targach niemalże nie było. Bywało. że byłam tam całkiem sama. Kolekcja była nietypowa. To wszystko wywoływało duże zainteresowanie.
Przez kilka lat odnosiliśmy spore sukcesy, potem rynek outdoorowy zupełnie się zmienił. Nie ma już tamtego „europejskiego” świata. Duże marki produkują dużo w Chinach i w komercyjnej machinie niewiele jest miejsca dla butikowych linii. Zginęłyby w wielkich, anonimowych sklepach. Nie spodziewałam się tego i trochę się podłamałam. Jednak nie przestałam projektować. Lubię sam proces „wymyślania”. Projektuję czapki, od lat zajmuję się też „zwykłą” modą. Zresztą te kiedyś oddzielne rynki bardzo się do siebie zbliżyły. W modzie na dobre zadomowiły się sportowe materiały, sport stał się masowy, chcąc nie chcąc stając się modą. Projektuję też dla innych, którzy mają ochotę produkować w Bangladeszu, Pakistanie czy w Chinach. Wciąż współpracuję z kilkoma klientkami w różnych krajach. Kiedy, parę lat temu, zdołowana brakiem sukcesów, na chwilę przestałam wymyślać sportowe wzory, klienci wrócili do starych i w końcu namówili mnie na kontynuowanie.
To nie jest biznes w dosłownym znaczeniu tego słowa. Nie da się na tym dużo zarobić. Projektowanie i konstruowanie króciutkich serii zajmuje mnóstwo czasu. To niemal unikaty. Mają swoich wielbicieli, kobiety, które je kochają, ale nie wiem czy w dzisiejszym skomercjalizowanym świecie pisany jest im rozwój czy raczej zanik. Jeśli rozwój, to tylko na skutek zmęczenia bezosobowością dzisiejszej mody. „Projektanckie” wzory są autentyczne. Mają duszę i jeśli dusza jest komuś jeszcze potrzebna, jakoś tam sobie chyba poradzą? Sama nie wiem. Strasznie jestem ciekawa.
A to przykłady:
historyczny nagrodzony płaszcz:
nagrodzony żakiet:
jeden z bestsellerów:
i trochę szalony płaszczyk, który można prać w pralce, zwinąć i na nim usiąść
Nie wiem czy będę się tym jeszcze długo zajmować. Na razie skupiam się na tym co najbardziej oczywiste, starając się nie zatracić potrzebnej do uczciwego projektowania wrażliwości. Może się jeszcze do czegoś przyda :)
Pewnie nie wszystko może się udać, a czasem udaje się właśnie to, co niespodziewane. W końcu genialne rzeczy podobno, zawsze są proste. Czarne kalesony z powerstretchu i równie czarne, proste koszulki. Niewiele roboty dla ambitnego projektanta, zdrowy rozsądek, doświadczenie i mnóstwo testowania… A jednak to właśnie jest mój najlepszy projekt :)