dzień z życia małej firmy- świątecznie

Mamy dzisiaj wolne. Nie taki był plan, ale nie mam zwyczaju sztywno się trzymać planów. Wczoraj po południu dziewczyny uznały, że zrobiły wszystko co mogły. Zamówienia obiecane przed Świętami zostały wysłane (poszło ich nawet troszkę więcej). Rozchorowała się Mariola. Wszyscy byli na skraju wyczerpania. Przez ostatnie tygodnie pracowaliśmy bez przerwy całą mocą, a nikt z nas nie ma mechanicznej, powtarzalnej pracy. Każde zamówienie na miarę wymaga skupienia (ogromnego, naprawdę). Zajmują się tym dwie Anie. Każda wysyłka to szereg precyzyjnych czynności- paragon, sprawdzenie, etykieta dla kuriera…A bywają i przesyłki celne. Pracują nad tym Marysia i Grażynka, w najgorętszych momentach ktoś im pomaga. Ja nie umiem, zagotowałabym się już po godzinie… Wyobraźcie sobie szeregi otwartych pudełek, do których dorzuca się na bieżąco to, co uda się wyrwać ze szwalni. Jeszcze gorące. Szyjemy prawie wszystko, prawie niczego u nas nie bierze się z półek. Przygotowaliśmy zapas drobiazgów, ale na uszycie zapasu koszulek czy legginsów zwyczajnie nas nie stać. To zbyt drogie materiały. Szyjemy tylko to, co trzeba, tak, żeby nic się nie zmarnowało.

Więc kiedy wczoraj  zgromadziliśmy się wokół sterty gotowych paczek z pytaniem czy możemy sobie pozwolić na ten jeden dodatkowy wolny dzień, zadzwoniłam do ostatniej klientki, której zamówienia nie udało się zrealizować z powodu opóźnionej dostawy materiału ( jest już fuksja na Costabony, Waciaczki i Utle :)) i pozwoliłam naszym pracownikom nie przyjść. Ci z Was, którzy nie naciskali na bardzo szybką dostawę dostali od Dziewczyn specjalne błogosławieństwo i każdy poleciał do swoich spraw. Nie zdążyliśmy połamać się opłatkiem, poskładać życzeń…

Robię to teraz, tak jak umiem. Na blogu. Dziewczyny, Kajetanie (to nasz rodzynek) wszystkiego co Dobre i Piękne!

Ta historia ma też i morał. Przytoczę, ze względu na burzliwe czasy. Można rządzić ludźmi na dwa sposoby. Każdy kto musi to robić na pewno nie raz stał przed decyzją, który lepszy. Po jednej stronie silna firma (lub w szerszej skali- „silne państwo”). Gdybym wybrała taki wariant uznałbym, że wolny dzień w najgorętszym handlowym sezonie to oczywista finansowa strata. Bezpośredni, dzisiejszy rachunek wydaje się bardzo prosty.

Z drugiej strony demokratyczne podejście, gdzie ceni się wolność poszczególnych ludzi, zaprocentuje w przyszłości. Wiem, bo prowadzę firmę od lat. Nikt pracujący pod przymusem nie byłby aż tak wydajny, a praca wykonana bez zaangażowania jest niewiele warta. Indywidualna, kreatywna działalność na każdym poziomie produkcji byłaby wręcz niemożliwa. Pod przymusem, ludzie robią tylko to, co im się każe, co muszą, nic nie dodając od siebie ( bo strach, i bo po co).

Silna firma (czy silne państwo, o którym tle teraz słyszymy w mediach) to przeciwieństwo wolnej jednostki. Ludziom nie przyniesie to nic dobrego. Sobie również niewiele. Jako doświadczalnik udowodniłam, że skuteczniejsza jest dokładnie odwrotna koncepcja (skupiona na dobrze ludzi, nie tylko na samej organizacji). Siła jest tam, gdzie silne i wolne jednostki robią z przekonaniem to co uważają za słuszne, mając na względzie wspólne dobro. I tego nam wszystkim życzę. Tylko takie życie jestem skłonna uznać za godne. Odpowiedzialne i Wolne. Innego nie chcę.

Życzę Wam Pięknych i Dobrych Świąt, spędzonych tak jak lubicie i chcecie. Osobistego, świadomego szczęścia. Miłości. Wolności i Nadziei.

PS: i specjalne błogosławieństwo dla tych, którzy nie naciskali na szybkie dostawy :) Wielkie dzięki!

dzielna choinka

 

Share

bardzo gruba wełna

Od dawna korciło mnie żeby to sprawdzić. Co by to było gdyby mieć wełnę grubszą od powerstretcha? Jak myślicie byłoby zimniej czy cieplej?

Nie rozwikłałam tego teoretycznie, więc postanowiłam wypróbować. Od razu w górach. Co tam, ryzyk fizyk… Na moją listopadową wędrówkę zabrałam tylko grubą wełnę (350g/m2) i powerstretcha, bez niczego innego ciepłego (oprócz biwakowej puchowej kurtki, w której jak wielokrotnie pisałam nie da się chodzić, chyba że bardzo wolno i w dół). Pogoda była wybitnie niesprzyjająca. Upały w dzień, a nocą mróz. Przez kilka pierwszych dni tylko w tej mojej nowej wełnianej koszulce spałam. W dzień wystarczała cienka wełenka, nocą i tak była potrzebna puchówka. Z upływem dni robiło się jednak coraz zimniej. Nic dziwnego, mieliśmy listopad. Wełniana koszulka coraz częściej lądowała na mnie. Zdejmowałam ją coraz rzadziej, czasem tylko na krótką chwilę w samo południe. Wieczorem naciągałam na to powerstretcha. Było ok. Koszulkę nazwałam Balibierna -to piękna góra,  którą przy tej okazji obeszłam ze wszystkich stron.

Pod koniec ochłodziło się tak, że koszulki nie zdejmowałam wcale.Ten zestaw w zupełności mi wystarczył, chociaż na tego typu wyjazd nie jest chyba optymalny. Balibierna jest bardzo ciężka, pomimo braku zamka cięższa od powerstretcha (rozmiar S waży 400g). Jest też bardziej przewiewna i cieńsza (bardziej plaska) przez co izoluje też nieco mniej. Gdybym musiała zabrać tylko jedną koszulkę zostałabym przy powerstretchu. Jego dodatkową przewagą jest to, że szybko schnie. Gdybym miała dwie koszulki z powerstretcha i Balibiernę, zabrałabym dwa powerstretche (bo niższa waga). Nie mając nic innego byłam bardzo zadowolona z tego co spakowałam.

Koszulka przetrwała ten wyjazd dzielnie. Nie zniszczyła się. Wyrwałam jedną dziurkę w łapce, rozbijając po ciemku namiot (przedziurawiłam szpilką), poza tym materiał jest prawie bez zmian. Widziałam leciutkie kłaczki w miejscu gdzie wszystko mechaci mój plecak, ale nie widzę ich po praniu. Materiał nie skurczył się i nie powyciągał. Mam teraz zagwozdkę. Włączyć go do oferty czy nie…

Jego niewątpliwą zaletą jest naturalność. To prawie 100% merynosowej wełny. Milutkiej w dotyku, mięsistej i miękkiej. Malutkim dodatkiem jest lycra, dzięki której koszulka jest tak elastyczna, że kominiarka działa idealnie pomimo braku zamka, a człowiek ubrany w mocno dopasowaną rzecz nie odczuwa żadnego ucisku. Ta wełna również nie gryzie i można ją nosić na gołe ciało. Wilgoć jest odciągnięta od skóry, zapach nieszkodliwy (jak to w merynosach), komfort noszenia na sobie wielki (w plecaku gorzej- mogłoby być lżej).

Nie wszystkie rzeczy nosimy w wysokie góry. Są też krótsze wypady, wędrówki od schroniska do schroniska, długie spacery, podróże.  Jest zwykłe życie, w którym też bywa zimno. W takich warunkach waga nie będzie wadą, a zalet ten model ma całe mnóstwo.

Chyba zrobimy eksperyment. Mam małą belkę (przepięknie czarną). Pokażemy Balibiernę w sklepie. Jeśli będziecie nią zainteresowani dorobimy inne kolory i inne modele… Może tak być?

 

 

Share
Translate »