Tak jak obiecałam pokazujemy dwa. Ostrożnie, ale pewnie jak zwykle zaraz zrobicie kilka wariantów i liczba kapeluszy bardzo urośnie.
Pierwszy to klasyczny kapelusz kowbojski- oczywiście na tyle na ile można go w tej technologii wykonać. Jest dość sztywny w porównaniu z kapeluszami damskimi. Ma wysoką, owalną, stojącą główkę i dające się łatwo kształtować rondo.
Sznurek jest tak przewleczony, że można go jednym ruchem wyciągnąć i założyć pod brodę- na przykład gdyby niespodziewanie zerwał się wiatr. Można go też użyć do regulacji obwodu i oczywiście można wykorzystać jako uchwyt-wieszak.
Drugi kapelusz to też klasyka. Mały, prosty, lekki i użyteczny. 100% lniany.
Pewnie każdy z nas kiedyś taki kapelusz miał. Mam jednak problem z nazwą…
Odświeżyłam ten model z dość sentymentalnego powodu. Otóż w zeszłym roku na lodowcu Jean Gauthier wyprzedził nas malutki starszy pan z bardzo, bardzo długiem i niezwykle starym czekanem. Miał na sobie obcięte krótko wystrzepione szorty, kurtkę z polaru pamiętającą pewnie lata osiemdziesiate, być może pierwszą z pierwszych, a na plecach brezentowy plecak, na pewno jeszcze starszy, może z lat sześćdziesiątych… Przed słońcem chronił go taki właśnie kapelusik.
Kiedy w końcu udało nam sie Starszego Pana dogonić, przyznał że zupenie nie widzi powodu dla którego mielibyśmy się martwić mizernym tempem naszego podejścia. W końcu on ma zaledwie 76 lat!
potem Pan założył swojego polara i zszedł. Zapomnieliśmy zapytać jak się nazywał. I jak teraz nazwać kapelusz? Bo na cześć lodowca trochę niezręcznie, jakoś się tak nadmiernie wielkoświatowo-dizajnersko kojarzy nie sądzicie? :)
Niestety nie mogę zagwarantować że noszenie kapelusika Jean Gauthier zapewni każdemu równie świetną formę, ale może gdyby go nisić w odpowiednich miejscach pomogłoby ? :)
Swoją drogą ładny lodowiec prawda?… a kapelusz zgodnie z sugestią w komentarzu nazywam Włóczykij.