Pod koniec marca odszedł od nas Radek. Nie napisałam o tym, bo mnie przerosło. Nie poradziłam sobie. Sama dowiedziałam się dopiero po Gruzji. Dziwnym splotem okoliczności, może przesłaniem, którego jeszcze nie zrozumiałam.
Radka zabiła choroba. Straszna, bo niewidoczna. Choroba dwubiegunowa zostawia człowiekowi sprawne ciało i umysł, ale zabiera poczucie radości. Zabiera spokój. Radek walczył przez lata. Potrafił stworzyć sobie rodzaj protezy. Własną, nieobecną radość zastąpił radością innych. Ich spokojem. Pomagał . Poświęcał mnóstwo czasu obcym i zawsze można było na niego liczyć. Gdyby nie on, nie wiem, gdzie bym dzisiaj była.
Jakieś wahniecie, nagłe pogorszenie przerosło go i zrezygnował z życia. Bardzo mi go brakuje, ale wiem, czuję, że teraz jest już spokojny, że nie cierpi.
Radku, podejrzewam że nadal nas widzisz. To dla Ciebie. Zaczęłam tę serię dwa lata temu, kiedy przestałeś się do nas odzywać. Porzuciłam, bo prowadziła do śmierci. Nie pomyślałam, że to ostrzeżenie, wskazówka. Byłam głupia.
Wybacz mi proszę.