wczesnojesienne kwiaty w Alpach- Adamello

Wczesna jesień i koniec lata to nie najlepszy okres do podziwiania kwiatów.  Burza kolorów, która przetacza się przez góry wiosną i wczesnym latem ucicha.  Po wielu wiosennych roślinach zostają tylko zaschnięte kwiatostany. Nisko położone łąki są już skoszone, górskie hale wyjedzone przez zwierzęta. Jednak wiele miejsc właśnie wtedy wygląda tak pięknie, że trudno sobie nawet wyobrazić, że kiedykolwiek indziej mogłoby być jeszcze lepiej.

Podmokłe łączki pokrywają puszyste owocostany wełnianki. Z daleka wyglądają jak łany białych kwiatów, z bliska jak kłębki waty na wiotkich nóżkach.

Zaskakujący w bardzo mokrych miejscach jest kojarzący się zwykle z jałowym pustkowiem rozchodnik.

Podobnie dziwnie wygląda pojawiający się masowo w pozornie suchych korytach strumieni, lubiący wilgoć sadziec purpurowy. W Adamello potoki są  często schowane pod zwalonymi głazami, a wody jest tak dużo, że nawet pod koniec lata łąki są jeszcze zielone, a  często nawet podmokłe.

Tam gdzie pasie się wiele zwierząt zawsze można jeszcze liczyć na osty,

w niedostępnych dla owiec i krów trawach chowają się kwitnące przez cały sezon dzwonki

i nieznane mi cebulowe roślinki o liściach podobnych do tulipana i jasnozielonych sztywnych kwiatach. W niskich, wilgotnych trawkach wciąż masowo kwitną storczyki,

a w szczelinach skał pojawiają się różne gatunki skalnicy,

i podobne do zawilców białe, różowiejące od zimna kwiatki.

 

 

Share

Sentiero Uno dzień piąty-ostatni

Wyszłyśmy wcześnie. Przez chwilę wydawało się, że pogoda ma ochotę się zmienić, ale poranne chmury rozwiały się i wyszło słońce.

Podejście na Passo di Lastra- ostatnią wysoką przełęcz szlaku biegnie w wysokogórskim, troszkę księżycowym krajobrazie.

Wygodna ścieżka, tylko czasem wchodziła w tak dobrze nam znane kamienie, na przeważającej części podejścia teren był łatwy.

Minęłyśmy trzy małe stawy i dopiero na ostatnim podejściu weszłyśmy w słońce. Szybko nam poszło.

Ścieżka wychodzi na grań trochę powyżej przełęczy, a potem schodzi długim, ubezpieczonym, miejscami troszkę kruchym trawersem z pięknym widokiem.

Poniżej łańcuchów zaczyna się pas luźnych kamieni i tak nam już dobrze znana gimnastyka. Ażurowo ułożone bloki ciągną się długi kawał zmuszając wyobraźnię do błyskawicznego oceniania- górą ? … dołem?… z prawej ?…z lewej … a może da się zeskoczyć?

Trudności kończą się troszkę powyżej tamy.  Niedaleko jeziora szlak miejscami nawet stawał się… ścieżką. Za to widok nas trochę zaskoczył.  Zbiornik był  niemal całkowicie opróżniony, na dnie stała tylko jaskrawoniebieska kałuża, tama, którą zwykle biegnie szlak do Refuge Garibaldi była zagrodzona, a na niej i pod nią trwały jakieś budowlane roboty.

Na domiar złego zaczęło się chmurzyć. Na przeciwległym brzegu doliny widziałyśmy ciemne sylwetki odpoczywających, albo może czekających na nas Włochów. Poza naszą piątką w górach jak zwykle nie było nikogo. Zostały nam 4 dni. Dokładnie tyle ile potrzeba na Sentiero Duo… tylko że zabrakłoby czasu na dojście do końca Sentiero Uno- Refuge Garibaldi. Popatrzyłyśmy chwilę na stalowo szare niebo, policzyłyśmy czasy i ponieważ było jeszcze wcześnie zdecydowałyśmy się opuścić ostatni  półtoragodzinny kawałek i zejść bezpośrednio do Temu.  Droga w dół zajmuje jakieś 3,5- 4 godziny według opisu. Zeszłyśmy aż do parkingu poniżej jezior Avio (czyli ponad 1600m) i zjechałyśmy ze spotkanym po drodze starszym panem.

Burza dopadła nas już na dole. Udało nam się jeszcze dobiec do campingu. Camping Presanela w Temu bardzo nam się spodobał. 10 Euro od osoby, ciepła woda, kuchnia i jadalnia ze świetlicą, sklepik i pralka… i jeszcze miły pan otworzył nam wino :)

PS: zamiast schodzić do Temu, można kontynuować przedłużenie Sentiero Uno ze schroniska Garibaldi z powrotem w dół nad Lago Avio i po drugiej stronie doliny, poniżej Mont Avio do schroniska Ref. Aviolo. Kolejny nocleg wypada w Malga Stain – to bardzo piękne miejsce, odległe o kilka godzin od Edolo. Poszłybyśmy tam, ale wtedy zostałby nam jeden trudny do zagospodarowania dzień… cóż może innym razem :)

PS: przeszłam to w lipcu 2012, mam nadzieję że kiedyś opiszę. Warto.

Share
Translate »