wiosna na halach

Do zdjęcia gipsu jeszcze 6 dni. W ogrodzie lato, a przyjaciele  w górach… I jak tu nie myśleć o kwiatach.

Do tego, żeby wyrosły tak pięknie potrzebny jeszcze miesiąc lub dwa. Na wysokich alpejskich halach kwiaty pojawią się dopiero w początkach lipca. W wakacje. Będą się stopniowo rozwijać na coraz to wyższych łąkach, a w międzyczasie stada owiec i krów pozjadają te które  pojawiły się pierwsze.  W sierpniu, po większości z tych roślin nie zostanie już nawet ślad, a ich miejsce zajmą jesienne, wyrasytające już po przejściu stad:  mikołajki, osty, krokusy…

Narcyzy (Narcisus) kwitną w Pirenejach od marca do czerwca. Najpierw karłowate na końcu wielkie, niemal jak ogrodowe. W niektórych miejscach bywają żółte w innych białe. Najwięcej jest ich podobno w Val d’ Aran.  Nie wiem, bo nie widziałam. Widziałam mnóstwo we Wschodnich Pirenejach. Całe pola narcyzów porastają hale w Andorze i łąki doliny Cerdagne. Nie mam pojęcia jak mogłoby być ich jeszcze więcej :)

Margerytki (Leucanthemum vulgare) to pospolity kwiat, bywają też u nas. Te porastają łąkę na zboczach Castell Major przy Canion Escuan, najmniej znanym kanionie Parku Narodowego Ordesa. W wielkiej masie mają nieodparty urok dzikości.

Rdest ( Polygonum) opanował całą wilgotną łąkę we francuskim Queyras. Nie wiem do jakiego należy gatunku, jest kilka bardzo do siebie podobnych, ale czy to nie wszystko jedno? Jest taki piękny:)

W lipcu pirenejskie łąki bywają aż niebieskie od irysów. ( Iris Latifolia) Występuje tylko jeden gatunek i jeden kolor, chociaż w Circo Soazo w kanionie Ordesa widziałam też pojedyncze irysy białe.

Jeszcze jeden krewniak naszych ogrodowych kwiatów goździk (Diantus). Na alpejskich halach występuje kilka różniących się wielkością i odcieniem różu gatunków. Kwitną w lipcu i wszystkie bardzo pięknie pachną.

Goryczka żółta (Gentiana lutea) na wilgotnych wapiennych łąkach tworzy czasem spore łany. Jest rośliną leczniczą. Korzenia używa się do produkcji (też domowej) gorzkiej wódki o obrzydliwym smaku :) Piłam ją kiedyś w Piemoncie. Pospolita w Alpach i Pirenejach, tu na halach Korsyki. Wydaje mi się, że zwierzęta za nią nie przepadają. Jest krewniaczką niebieskich i fioletowych malutkich goryczek, które rosną też w naszych Tatrach.

Alpejska łąka pełna zawciągów ( Armeria ). Rosną też u nas. W Pirenejach bywają też odmiany białe.

A to jeszcze jedna pospolita i użyteczna roślinka: Szczypiorek (Allium schoenoprasum) Jest pospolity na Korsyce, widywałam go w Alpach i sporadycznie, też w Pirenejach. Jest bardzo smaczny, zwłaszcza zanim zakwitnie, potem troszkę łykowaty, ale komu by to przeszkadzało :).

Rojniki i rozchodniki ( Sedum i Sempeverinum) przeżyją nawet przejście owiec. Kwitną w niskich trawach, w jałowych miejscach niemal przez całe lato. Mogą rosnąć  nawet na skałach

Share

Szlaki znakowane kopczykami

Mam do nich słabość. Nie wiem dlaczego, może ze względu na lata przechodzone kiedyś w Tatrach, po nieoznakowanych, ale  dzięki temu bardziej tajemniczych i bardziej kuszących kopczykowanych szlakach.

W Alpach i Pirenejach kopczyki wciąż  są jedynym oznakowaniem wielu dróg, nawet tych znanych np. pirenejskiego HRP. Na wielu szlakach nie najlepiej oznakowanych znaczą kluczowe lub trudne orientacyjnie miejsca. Czasem ledwo wystający spod śniegu kopczyk jest jedynym znakiem choć trochę widocznym zimą.

Na mapach szlaki znakowane kopczykami są zwykle opisane jako nieznakowane, chociaż często są znacznie łatwiejsze do odnalezienia niż wiele szlaków teoretycznie znakowanych. Na  mało uczęszczanych zdarza się, że oznakowanie niespodziewanie znika i bardzo trudno jest domyślić się gdzie iść. Nie sposób też domyślić się stopnia trudności. Biało czerwono oznakowany GR zwykle będzie dość łatwy, kopczykom zdarza się wyprowadzać na drogi dwójkowe lub nawet trochę trudniejsze. Każdy stawia je według własnego uznania, więc niestety zdarzają się i takie, które wyprowadzają na manowce. Trzeba bardzo przyglądać się mapie.

Trudne orientacyjnie bywają łąki gdzie pasące się zwierzęta nie zostawiają kamienia na kamieniu, miejsca gdzie często schodzą lawiny, osuwające się kamieniste zbocza itp.

To dodatkowa trudność i dodatkowy urok wielu dróg. Dowód, że nie jesteśmy w doskonale zorganizowanym mieście, że nasze plany i nasz los podlegają siłom natury. Można się na to godzić lub opierać. Ja się godzę. Lubię niepewnie oznakowane szlaki, gdzie każdego przechodzącego człowieka łączy niepisana, tysiącletnia umowa odbudowywania kopczyków. Zaskakująca nić porozumienia.

Kopczyki powinny być wieczne. Zawsze poprawiam te, które są uszkodzone, dobudowuję brakujące i powstrzymuję się od stawiania ich w miejscach gdzie nie jestem całkowicie pewna drogi, albo droga którą idę jest zbyt niebezpieczna (lub trudna), żeby była oznakowana.

Nie raz zdarzyło mi się pomyśleć: „Boże błogosław człowieka, który zbudował ten kopczyk” i wiem, że inni górscy wędrowcy też to robią. Kopczyk po kilkugodzinnym błądzeniu we mgle, kilometrach przebijania się w śniegu… w nocy pełnej odgłosów chrumkania w ciemności … czy nie jest warto zachować te magiczne znaki, po to, żeby móc się ucieszyć odnajdując drogę?

Wiem, że to brzmi egoistycznie, ale naprawdę uważam, że wiele górskich dróg nigdy nie powinno być oznakowane (pomalowane), że warto zostawić tam tylko kopczyki. Nie wszystkie góry muszą być dostępne dla każdego, na niektóre warto sobie zasłużyć… bo wtedy radość z ich odkrywania jest znacznie większa.

Share
Translate »