Lubię wrzesień. Początek to jeszcze lato. Aż do połowy miesiąca jest duża szansa na ciepłą, nawet upalną pogodę. Dni są już znacznie krótsze niż w lipcu, a trawy z zielonych robią się złocisto żółte, ale są też i plusy. Powoli czerwienieją buki, a hale pokrywają tysiące jesiennych krokusów. Wrzesień w Pirenejach to bardzo piękny czas. Poza weekendami, w górach nie ma już prawie nikogo, tylko po lasach kręcą się czasami grzybiarze. Schroniska zwykle są jeszcze otwarte, ale całkiem prawdopodobne, że poza obsługą nie zastaniecie w nich już nikogo. W południe nawet pod koniec września może się jeszcze trafić upał, ale wieczory i ranki są już dość zimne, a nocą namiot często porasta szronem.
Wrzesień to okres godowy wielu zwierząt. W lasach złowieszczo wyją jelenie, a co dziwniejsze , bo u nas niespotykane, nocami wdzięczą się do siebie konie. Robią przy tym straszliwy hałas, naprawdę jest się czego bać.
Od połowy września można się już spodziewać śniegu. Ten pierwszy zwykle wytrzyma jeden, dwa dni. Spadnie tylko wysoko, a niżej i w dolinach będzie sobie padał deszcz. Wolę w taką pogodę chodzić wyżej, śnieg nie jest aż taki mokry, a ośnieżone góry są piękne.
Dobrym pomysłem na wrzesień jest Pirenejski GR11. Nie jest aż tak odległy od cywilizacji jak HRP, ale we wrześniu nawet i on prawdopodobnie będzie już niemal pusty. Cały szlak idzie od Atlantyku do Morza Śródziemnego i do jego przejścia potrzebny jest dłuższy czas ( ok 40- 50 dni), ale można go też robić po kawałku wybierając sobie np dwu-trzytygodniowe fragmenty.
Na wrzesień świetnie nadaje się fragment GR11 przechodzący przez Katalońskie Wysokie Pireneje. We wschodniej części masywu jest zwykle trochę mniej deszczowo i trochę cieplej niż w Aragon. Dobrą stroną Pirenejów, czymś co zdecydowanie różni je od Korsyki czy np Julijskich Alp jest łatwo dostępna wszędzie woda. Nie brakuje jej też na całej tej trasie. Szłam ją w różnych latach, kawałkami pod koniec września i na początku października. Zwykle, zwłaszcza jeśli jestem sama, nie idę długo tą samą drogą. Lubię zmieniać zdanie i zbaczać tam, gdzie mi się akurat spodoba, niemniej przez lata skompletował mi się niemal cały opisany niżej szlak.
Dobrym punktem startowym jest łatwo dostępna z lotniska w Gironie Puigcerda. Można tam dojechać autobusem i pociągiem z przesiadką w Ripoll. W sklepie z butlami gazowymi za rynkiem w dół (… a nie jak by się można było spodziewać w sportowym) można kupić gaz do Primusa, przebijane butle campingaza bywają w sklepach spożywczych. W Puigcerda jest też informacja turystyczna.
Pierwsze podejście jest długie i żmudne, potem krajobraz robi się coraz bardziej urozmaicony.
GR11 mija Andorra la Vella ( na kawałkach które nie idą przez góry można podjechać autobusem, kursują po wszystkich drogach Andory, poza sezonem co godzinę-40minut, bilet kosztuje 1,5 Euro), mija Pla d’Estany i Port Baiau i schodzi do Val Ferrera. Następny kawałek GR-a ominęłam, idzie leśnymi drogami do Estaon i Areu, żeby przekroczyć drogę w La Gugineta Areu (opis tego kawałka pewnie pojawi się na stronie Moje Pireneje, Edward Krzyżak był tam w tym roku i obiecał wszystko sfotografować i opisać). Ja przechodziłam do Espot czy Esterri wielokrotnie różnymi drogami np: z Val Ferrera przez Baborte i Broate do Certascan a potem przez Ventolau i Campirme na dół do drogi. Opiszę to innym razem.
Zakupy można zrobić w sklepie w Esterri d’Aneu, albo na stacji benzynowej w La Gugineta przy skręcie do Espot. Mają tam niemal wszystko, gaz radziłabym jednak kupić na zapas w Andorze (w domu towarowym Valira jest Prymus) W Espot też są sklepy, ale nie wiem czy jeszcze we wrześniu otwarte. Były zamknięte jak je mijałam.
Kolejną okazją do zrobienia zakupów jest dopiero droga w Hospital de la Vielha (trzeba podjechać stopem do Vielha), po drugiej stronie Parku Narodowego Aiguestortes. GR11 przechodzi przez przez północną część Parku. Mija Estany de Saint Maurici, przekracza Port de Ratera, mija Cyrk Colmars i zahaczając o Lac de Rius schodzi do Hospital de la Vielha. Park jest wart dokładniejszego zwiedzenia… ale nie da się zobaczyć wszystkiego za jednym razem.
Po przekroczeniu drogi w Hospital de la Vielha GR 11 przechodzi przez fragment Parku Krajobrazowego Posets Maladeta, mijając (od południa) najwyższy pirenejski szczyt- Aneto i schodzi do Benasque (w zasadzie do Puente de Saint Jaime). Można się stamtąd łatwo wydostać autobusem i wrócić np. do Barcelony.
Opisana trasa powinna zająć ok 15-16 dni, więcej jeśli będzie się robić przerwy. Można ją iść w obie strony. Na całym tym odcinku nie ma żadnego miejsca gdzie można by mieć jakikolwiek problem np. idąc z dużym plecakiem, oznakowanie pozwala połapać się nawet we mgle, a śnieg zwłaszcza ten pierwszy, jesienny nie stwarza większych problemów. Po drodze jest kilka schronisk, które powinny jeszcze być otwarte (Malniu, Val Ferrera, schronisko w Estaon, Mallafre, Colmars, Restanca i dwa schroniska w Hospital de la Vielha- nowsze-Conangles jest otwarte przez cały rok) i wiele bezobsługowych schronów: La Feixa, Joachim Foch de Girona, La Ila, Fontvert, Pla d’Estany, Baiau, a potem już za Hospital de la Vielha- Les Angles i Corones.
Lubię te rejony Pirenejów. Jest w nich mało ludzi, a dużo wygodnych, chociaż dalekich od luksusu schronów i bardzo dużo pięknych dróg.
PS: W ostatnim tygodniu września zostanie zamknięta większa część schronisk. Dostępne zostaną tylko sale zimowe.