Dojazd do Luchon jest prosty i niedrogi-pociągiem z Tuluzy (15 Euro), lub z Paryża (od 30-tu w przedsprzedaży). Można też dojechać w tę okolicę z Barcelony (autobusem jadącym do Vielha), najszybsze połączenie to marsz przez dolinę Artiga de Lin i przekroczenie którejś z niższych przełęczy, lub łapanie stopa na przełęczy Portillon.
Luchon to stara miejscowość zdrojowa (Bagneres), niewielka, w uzdrowiskowym stylu. Jest tam kilka dobrych kempingów i hotele tańsze niż można pomyśleć (miejsce w kilkuosobowym pokoju już od 15 Euro). Jest też sporo sklepów (miedzy innymi Intersport gdzie można kupić gaz- ja zadzwoniłam i zarezerwowałam). Jest też kolejka linowa wyjeżdżająca na Superbagners- czyli pokonująca ok 1000 m w pionie. Działa również latem, kosztuje 8 Euro i jak sądzę jest bardzo ciekawa (często wyjeżdża ponad chmury) kłopot w tym, że akurat stanęła…
Nie chcąc czekać zdecydowaliśmy się iść. Na górę prowadzi klika dróg (dwie znakowane). GR10- który opisałam już kiedyś i leśna droga pod kolejką (jest strzałka, nazwa zaczyna się na C). Ze względu na cień wybraliśmy tę drugą. Szlaki łączą się na wysokości ok 1500 m npm, w miejscu gdzie pojawia się widok na wyciągi i hotele Superbagneres. Nie chcąc ich oglądać skręciliśmy w kierunku widocznego na mapie stawu- jak się okazało ogrodzonego. Kilkaset metrów dalej znaleźliśmy ładne biwakowe miejsce nad rzeką. Było wcześnie, ale wykończył nas upał.
Rano ruszyliśmy w górę nartostradą. W poszukiwaniu źródlanej wody dotarliśmy do kotła pod Pic de Cecire. Źródło (Hount Nere) było niestety zamknięte, złapane w rurę, ścieżka na grań słabo widoczna, ale idealnie zgodna z rysunkiem na mapie, wyżej wydeptana i oczywista. Na grzbiecie dołączyliśmy do GR10. Wodę znaleźliśmy tuż pod przełęczą Coume de Burg- nie tam gdzie ją pokazuje mapa, ale wprost na szlaku. Przebieg GR-u jest tu inny niż kiedyś. Maszynowo wyrobiono nową ścieżkę, szeroką jak ceprostrada.
Za przełęczą szlak trawersuje trawiasto-kamieniste zbocza na oko trzymając się poziomicy w rzeczywistości bujając po 100 metrów w górę i w dół. Potem ścieżka gwałtownie opada schodząc ostatecznie na dno doliny (skąd można skręcić do Espingo- to najwyżej 15 minut) lub iść dalej w dół GR10. Zeszliśmy do Lac Oo i przenocowaliśmy w schronisku. Ja w namiocie nad brzegiem- biwakowanie jest tam za darmo, łóżko kosztuje 20 Euro bez jedzenia. Otoczenie słynnego jeziora jest strome więc rozbicie namiotu to sztuka zwłaszcza, że kilka osób mnie wyprzedziło. Obsługa schroniska bardzo miła, wykupiłam prysznic (za 3 Euro) i naładowałam wszystkie baterie.
Rano wyszłam z godzinę za moją grupą. Nad jezioro nadlatywała mgła i szkoda mi było stamtąd odchodzić. Podczas zejścia zagłębiałam się w chmurze, która rwała się i robiła coraz bardziej przezroczysta więc pomimo tego, że po wyraźnej ścieżce ta trasa bardzo mi się podobała. W Granges Astau jest oberża, bar i wytwórnia sera. Był tam też spory tłok, jak zwykle w piękną pogodę przy asfalcie. Tego dnia bardzo blisko nas (u wylotu doliny) przejeżdżał wyścig Tour de France- stąd chyba taka popularność tego miejsca.
Dalej GR10 wdrapuje się na przełęcz Corret d’Esquierry. Po obu stronach są piękne łąki, w lipcu porośnięte kwitnącymi irysami. Są też dwie mieszkalne cabany: Esquierry- ponad lasem nad Granges d’Astau i Ourtiga w dolinie Aube. Pierwszą minęliśmy koło południa, druga okazała się zajęta. Nocowała tam 6-tka wędrowców. Rozbiliśmy namioty nad rzeką chwilkę przed deszczem. Mgła utrzymała się do rana, a potem rozwiewała tak pięknie, że szkoda się było stamtąd ruszać. To miał być nasz odpoczynkowy dzień, planowaliśmy tylko zejście do Loudenvielle. Zastanawiałam się czy nie wyskoczyć gdzieś wyżej, ale ostatecznie się nie zdecydowałam. Z Cabana Ourtiga można podejść na Pic Hourgade albo chociaż do Lacs de Nere -pięknych stawów gdzie byliśmy kiedyś jesienią. Dalsza droga stamtąd prowadzi doliną Arrouge do Espingo- czyli może to być wysokogórski wariant tej samej trasy pomijający zejście do Granges Astau (uwaga na fragmencie trudność T5, opisałam to kiedyś ze szczegółami).
W Germ jest hotel i bar z piwem, w Loudenvielle sklep i dobry kemping. Zrobiliśmy tam wielkie pranie (3 Euro), czekając aż wieczorem dołączy do nas przyjeżdżająca z opóźnieniem Ala. Odkryliśmy przy tym istnienie taksówki, która potem za 24 Euro odwiozła nas do Pont de Prat (to 10 km, które zwykle przejeżdżam stopem). Dodatkowo odkryłam na swoim tyłku kleszcza.
PS: jeśli planujecie rozbicie namiotu nad lac Oo- uważajcie na poziom wody, wzrasta o kilka- kilkanaście cm co noc.