Brak drzwi w mojej cabanie nie okazał się wielkim problemem. Spało mi się bez nich dobrze ( lubię świeże powietrze), a moje mokre rzeczy spokojnie wyschły. Pomimo złej prognozy tradycyjnie wstał piękny dzień. Przestało mnie to nawet dziwić, zastanawiałam się tylko, o której dorwie mnie andorska burza. Francuskie pojawiały się dopiero wieczorem, ale tutaj kto wie…
Czekało mnie dość długie podejście pod wyciągami. Nic fascynującego, ale postanowiłam się nim cieszyć i już. Udało mi się nawet zrobić troszkę zdjęć. Wyciągi wcale nie były brzydkie, niektóre wyglądały interesująco. Zbocza porosły białymi kwiatkami. Szłam przez nie aż do końca zygzakowatej drogi- przy ujściu dziwnego tunelu. Zajrzałam z ciekawości. Wewnątrz był pomost i szereg wysokich na półtora- dwa metry lodowych sopli. Grota musi być fascynująca zimą.
Wyżej zaczął się śnieg, a znaki znikły. Nie martwiłam się. Szłam już tą trasą, ścieżka prowadzi wprost na przełęcz. Druga, południowa strona już zielona. W zasadzie kolorowa- pełna kwiatów.
Stawy Angonella częściowo rozmarzły. Dolina -słoneczna i piękna. Zejście wzdłuż rzeki częściowo pod śniegiem, ale dzięki temu prostsze i szybsze. Nie dochodząc do schronu Angonella znalazłam skrót do podchodzącego na przeciwległe zbocze szlaku. Dobrze mi się nim szło. Kolorowe znaki GRP były nieźle widoczne nawet w miejscach gdzie leżał śnieg. Burzowa chmura wyjrzała zza grani już koło południa, ale zaczęło padać dopiero o drugiej. Tak jak poprzedniego dnia z nadal błękitnego nieba gruchnął solidny i bardzo bliski grzmot, a ponieważ siedziałam na grani (podziwiając zabawną zygzakowatą drogę) zerwałam się i zbiegłam najszybciej jak umiałam. Znów uderzyło gdzieś blisko. Postanowiłam schować się w niedalekim (na mapie) schronie les Fonts, ale dojście tam zajęło mi chyba ze dwie godziny. Nie ma skrótu. Ścieżka zeszła do samotnej farmy- Bordes dels Prats Nous i znów podeszła ociekającym i gęstym lasem. Mokre łąki były pełne narcyzów, po lesie snuły się mgły. Podejście do schronu jest dobrze oznakowane, ścieżka nie zgadza się z mapą, ale nietrudno ją znaleźć. Widać żółte kropki nic wydeptanego. To chyba niezbyt popularne miejsce. Ładna trasa z widokiem na dolinę Valiry i daleką grań Pic de Nere. Piękny widok jest też ze schroniska. Nocą przez chmury i deszcz przebijały się światła Arcalis i Andorra la Vella. Co jakiś czas widziałam jadący szosą samochód. Deszcz usypiająco bębnił w dach. Było wilgotno i zimno.