znów autostrada, znów 3 kilometry do miasta. Razem z parą Gruzinów podbiegliśmy do czekającej marszrutki, zapłacili za mnie i nie chcieli pieniędzy. Gori to spore miasto, nad dworcem autobusowym góruje cytadela. Zostawiłam ją na później, zjadłam śniadanie w barze (pyszne chlebki kukurydziane mczadi). Nie od razu zrozumiałam skąd tak puste ulice. Było wcześnie, dzień wolny od pracy- 9 maja, święto zwycięstwa.
-Jedziesz do Uplisciche- zagadnął mnie wesoły taksówkarz- nie teraz- odpowiedziałam przebiegając w pośpiechu. -Gdzie biegniesz?- do informacji turystycznej- a to obejdź ten duży budynek i przejdź przez jezdnię- Dziękuję!- jakbyś czegoś potrzebowała to tu będę.
Informacja była oczywiście zamknięta. Taksówkarz na swoim posterunku. -A co chciałaś od tej informacji? Bo jak się dowiedzieć co tu zwiedzić to ci powiem. Cytadela, Muzeum Etnograficzne i Muzeum Stalina, pod Stalinem ma być dzisiaj demonstracja. W samo południe- ciekawa?- na pewno. A gdybyś chciała do Uplisciche to sama wiesz… Nie chciałam. Muzeum było bardzo ciekawe, głownie dlatego, że obejrzałam je z przewodniczką. Kosztowało to tylko 7 lari- prawie nic. Eksponaty pochodzą z całej historii rejonu, większość jest bardzo stara- ludzie mieszkali tu od tysięcy lat. Zrobiłam kilka zdjęć, sukienka haftowana zlotem (czyżby tak wyglądało złote runo?- zapytałam, ale runo to zachodnia Gruzja- starożytna Kolchida), kierpce- identyczne jak nasze z Zakopanego, prastare naczynie na wino, z którego mogło pić na raz kilka osób. Wyszłam z wiedzą o najstarszych ludzkich szczątkach (poza Afryką)- odkryto je właśnie we wschodniej Gruzji, tu również znaleziono pierwsze naczynia na wino, prehistoryczne rury kanalizacyjne (ceramiczne), naczynia, biżuterię, narzędzia bogatych ludzi. Kiedyś żyło się tu bardzo dostatnio.
Z cytadeli widać Południową Osetię, to bardzo blisko. Nie widać śladów po bombardowaniu Gori- zaledwie 10 lat temu. Pod twierdzą stoi pomnik bohaterów tamtej wojny. Rycerze z odrąbanymi członkami, wyglądający jakby nie zauważali swoich ran.
Informacja była nadal zamknięta. Pikieta pod Muzeum Stalina już wygasała. Policja zarekwirowała sierpy i młoty (tam też niedozwolone tak jak u nas), ale pozwoliła mówcom na opiewanie zalet wielkiego Gruzina i apele o przywrócenie mu chwały. Wydarzenie transmitowała telewizja. Nad Gori zbierała się burza, a Taksówkarz trwał na swoim posterunku. Tym razem wsiadłam. Przynajmniej miałam gdzie zostawić plecak.
Ulpisciche- kamienne miasto dużo starsze niż Vardzia, wydało mi się mniej interesujące. Pogoda ostatecznie się załamała, góry zasnuły. Pojechaliśmy jeszcze do Ateni Sioni- katedry słynnej z bardzo starych fresków. Była w remoncie. Freski przesłonięte rusztowaniem. Chciałam tam zostać. To dolina prowadząca w góry, ale Taksówkarz już był moim przyjacielem. Kiedy zwiedzałam poszedł zasięgnąć języka. Wrócił z tą samą wiadomością co zawsze. Wilki, niedźwiedzie…
Gdyby nie ulewa, chyba bym go nie posłuchała, ale lało, wokół bezdenne błoto.- Znajdę ci hostel- obiecywał mój nowy znajomy- Wpadnę do domu i naleję ci butelkę wina. Dam prezent- zobacz zapałki ze Stalinem…
Dałam się przekupić. Hostel (drugi z kolei bo w pierwszym nie było miejsc) był domowy, bardzo przytulny. Spotkałam tam parę Polaków. Właściciel zaprosił nas na herbatę, polecił co zwiedzać, a mi opowiedział historię Gruzji. Zwięźle, ciekawie i po rosyjsku. Z tak piękną dykcją, że zrozumiałam go co do słowa. Później dowiedziałam się, że jest inżynierem, ale zawsze marzył żeby być aktorem i tak właśnie się realizuje. Ta przyjemność razem z noclegiem kosztowała tylko 30 lari więc nie przegapcie gdybyście się wybierali do Gori. (w galerii jest sfotografowany namiar, hostel jest na booking.com, Polacy są podobno mile widziani). Wieczorem zwiedziłam jeszcze muzeum Stalina. Najciekawsze było chyba odkrycie, że ten potwór też był kiedyś młody. Ciekawy był słynny pociąg, znacznie skromniejszy niż się spodziewałam. W tym muzeum wszystko jest po rosyjsku. Wszystko na chwałę systemu, bardzo poprawne. Z czasów radzieckich. Nic bym nie skorzystała gdyby nie uprzejma strażniczka, która zawołała mnie i pokazała, że jest anglojęzyczna grupy. Zabawne było słuchać historii drugiej wojny światowej razem z Niemcami.
Wieczorem wyprałam wszystkie ubrania, wypiłam podarowane mi domowe wino i odespałam zarwane noce.
Hmm, ten pies…. Wiem, że psy są do siebie podobne…Kundelki też? Identico jak Dżeki, pies mojej siostry i trochę mój. Ta sama mordka, te same jasne plamy na rudej sierści, taka sama pozycja z wyciągniętą nogą i oklapłym uchem… Brat bliźniak z Gruzji. Dżeki umarł ze dwa lata temu, więc może inne wcielenie, świat równoległy, hmmmm……. :)
Gruzini są przekonani, że raj był w Gruzji (podobno w Swanetii). Czyli wszystko się zgadza, Dżeki odszedł do raju i robi co chce- czyli bez skrępowania sypia w muzeum. Na pewno nie on jeden by chciał :)