Jadę jutro. To bardzo długa trasa jak dla mnie. Inna niż zwykle, omówiłam to nawet z Agnieszką. W zeszłym roku łażąc po Bohuslan porównałam swoją prędkość z jej prędkością- wyszło 2/3. Nie nadzwyczajnie, ale zważywszy na różnicę wieku i upodobań (wezmę ciężki aparat, zrobię zdjęcia)- nie jest najgorzej. Mój plan to ok 1800 km (nie umiem dokładnie zmierzyć, bo mapy.cz nie widzą wszystkich ścieżek). Postaram się iść jak najwięcej górami, więc jest sporo przewyższeń, w samych Pirenejach około 30000 m. Wyjdę z wysuniętego najdalej na wschód punktu Hiszpanii- Cap Creus, chcę skończyć w punkcie najbardziej północnym -Punta de Estaca de Bares. To kraniec Zatoki Biskajskiej, dalej już tylko otwarty Atlantyk.
Mam zamiar przejść przez prawie całe Pireneje (są miejsca gdzie jeszcze nigdy nie byłam, połączyłam je), przez większość Gór Kantabryjskich (tam też byłam, ale na szczęście nie wszędzie). Zobaczę kawał północnego wybrzeża. Przetnę kilkanaście parków krajobrazowych i narodowych. Katalonię, Aragonię, Nawarrę, Kraj Basków, Kantabrię, Asturię i Galicję. Każdy z krajów związkowych się różni. Kultura, architektura, jedzenie… Czuję się podekscytowana, to pierwszy nieprzypadkowy długi dystans, pierwszy raz chciałabym trzymać się planu i dojść do celu, nie błądząc jak zwykle. Nie wiem czy to jest najlepszy pomysł. Nie wiem czy mi się to po drodze nie znudzi, czy wytrwam. Nie wiem czy na koniec odczuję siłę i radość, jak inni. Chciałabym. Są mi potrzebne.
Wiem, że w tym roku po górach hasają stada kleszczy (już spryskałam spodnie i buty permetryną). Że będzie upał, do którego nie jestem przyzwyczajona. Jest pandemia, restauracje i bary pozamykane (mąż właśnie wrócił z Hiszpanii, już nie mam złudzeń), wiejskie sklepy są zaopatrzone podle. A ja mam zaostrzenie alergii, wysypka pojawia się nawet po owsiance, nie mogę już zjeść czekolady, napić się piwa… Nie wiem co będzie. Może uda mi się zbierać pokrzywy, może zdobędę gdzieś wafle ryżowe, czy kleik. A może kiedy minie mi stres okaże się, że mogę jeść normalnie, cokolwiek, jak inni… Też bym tak chciała.
Katalonia będzie gorąca i sucha. Punta de Estaca de Bares jest najbardziej deszczowym miejscem Europy. Wysoko w górach noce mogą być bardzo zimne, jest jeszcze śnieg. Czuję, że nie będzie nudno.
Nie wiem ile mi to zajmie czasu. Spróbuję się tu kiedyś odezwać, i przede wszystkim będę się odzywać na facebooku. Trzymajcie się! Życzę Wam wspaniałego lata.
Sprzęt:
Biorę mało. Lekkie buty, takie jak nosiła Agnieszka- Altra Lone peak, dużo za duże… lekki plecak (ten który miałam latem w Szwecji-Gregory 55 l, 860 g), nową pałatkę, bo stara niestety już cieknie, teraz mam niewygodny DD Hamlock Pyramid (650g), karimatę z 1984 roku, moją pierwszą (Karrimor 301g), starą latarkę (110g), płat grubej folii jako podłogę namiotu (120g), koszulkę wełnianą (112g ), odpowiednik bluzy Retro bez kaptura (180g) i Pustynną (126g), jedne spodnie (nowe portki z mikropoliamidu-będę je miała na sobie), legginsy z PPS gdyby jednak było mi kiedyś zimno (200g). Wiatrówkę Laponię (150g), pelerynę na plecak (z Deca) mam nadzieję, że od razu mi nie przecieknie (600 g), spodnie od deszczu też z Deca (200g). Mam nowy śpiwór, tylko 300 g puchu, nie ma kaptura i listwy, to Roberts szyty na miarę (720g). Zaoszczędziłam tak po kilkadziesiąt gramów. 2 pary majtek, 2 pary skarpet– to z Kwarka, kostium na plażę, chustka z jedwabiu i rondo (30g), nowy garnuszek troszkę większy, bo na pokrzywy (110g), maleńki palniczek z tytanu z OLX (24g). Łyżka z plastiku (18g) i moskitiera (120g) – to nią robię swoje rozmyte zdjęcia. Może się przyda. Scyzoryk (107g), szczotka do zębów i pasta, krem z filtrem… Razem zmieści się to w 5 kg, ale dochodzą jeszcze inne zabawki, telefon – do nawigacji (nie biorę map), aparat, obiektywy, baterie, ładowarki, powerbank… Myślę jeszcze czy warto brać statyw.
Powodzenia i oczywiście mamy nadzieję na opisanie wrażeń :)
Dziękuję, zrobię notatki. Postaram się opisać po powrocie. Pozdrawiam z Figueres!
Kasiu,
trzymam za Ciebie kciuki i serdecznie życzę Ci, żebyś odnalazła radość w swojej wędrówce. I żebyś czasem coś napisała. Jeśli będziesz miała ochotę. Ja się bardzo cieszę na Twoje „iście”. Jak rozumiem masz swój cel, ale Twój szlak, nie będzie Cię prowadził dogmatycznie „od słupka do słupka”, tylko tak jak Ci będzie odpowiadać – super, to chyba bardzo naturalne i zdroworozsądkowe podejście.
PS. Część sprzętowa zupełnie jak nie u Ciebie ;-) z nazwami, a tym bardziej z gramami…
PPS. Przez dłuższą chwilę sam zastanawiałem się nad ok. tygodniowym wypadem w Pireneje pod koniec lipca – byłoby niesamowite, gdybyśmy się spotkali ;-). Bardzo mnie kusiły, nigdy w nich nie byłem, jednak pierwsze wędrówki pochorobowe z plecakiem i namiotem po Beskidach pokazały, że na razie to nie są góry dla mnie, zwłaszcza te okolice które mnie nęciły najbardziej Bez odpowiedniego „zapasu mocy” nie czułbym się bezpiecznie wobec groźby burz itd. Może w przyszłym roku… Póki co ku mojemu zaskoczeniu okazało się, że Norwegia zaczęła nas wpuszczać, więc pokręcę się po Hardangervidzie…
Jeszcze raz – powodzenia!
Michale dzięki! Szkoda, że się nie spotkamy tym razem. Jest bardzo gorąco. Powysychały źródła. Mam nadzieję, że wyżej będzie lepiej, ale lipiec faktycznie nie najlepszy jak nie masz siły. Wrzesień i bez spinu na pewno bylby ok. Po prostu poszedlbyś wolniej. Idę mniej wiecej na zachod. Plan nie zapisał mi się na telefonicznych mapach więc nawet nie kusi. Już zrobiłam kilka spontanicznych zmian:). Pozdrawiam z Prats de Mollo:). Gramy spisałam, bo je liczyłam. Bałam się upałów i noszenia zapasu wody. A ja wcale nie jestem harpaganem:)