zimowa Laponia- przygotowania cz1 narty z pulkami

Przepraszam, że tak zaniemówiłam. Chyba nigdy wcześniej nie przygotowywałam się do żadnego wyjazdu tak długo. Daleka północ jest dla mnie nowa. Niektóre rzeczy mnie przerażają, inne powodują, że szaleje wyobraźnia. Przez ostatni miesiąc wygrzebałam z netu kilka opisów tras w miarę podobnych do naszej. Po polsku jest ich dosłownie kilka. Są ogólnikowe, ale wygląda to wszystko ciężko (np tak lub tak, autor chyba strasznie dostał w kość), widziałam jeszcze jeden, zaczynający się w Kilpisjarvi, ale zgubiłam link. Opisy anglojęzyczne są bardziej optymistyczne (i więcej w nich radości z bycia w dzikiej naturze). Dwóch facetów przeleciało podobną (równoległą) trasę w tempie, którego raczej nie powtórzymy. Jeden korzystał ze wszelkich dobór cywilizacji (to link, który przesłał kiedyś Paweł) idąc prze całą Norwegię zimą. Drugi przeszedł do Kautokeino z Tromso, rezygnując z dalszej drogi do Alty z powodu awarii sprzętu. Oba są ciekawe. Panowie przeszli tamtędy w kwietniu, przy znacznie lepszej pogodzie. Jest jeszcze relacja (naszej) Leśnej. Szwecja z marca zeszłego roku. Leśna opisuje wszystko dokładnie, dzień po dniu, realistycznie i bez zadęcia na wyczyn. Byli tam krótko. Szli we dwójkę, spotkali mnóstwo ludzi, też emerytów, przetestowali trochę technicznych patentów z czego mam nadzieję uda mi się skorzystać.

Wybór sprzętu tym razem był dla mnie trudny. Od lat chodziliśmy po górach w rakietach, teraz zdecydowaliśmy się na narty. Teren jest raczej płaski, z kilkoma górskimi fragmentami, które w razie potrzeby można będzie ominąć.

Jose zabiera skitury, ma wyjątkowo lekkie, pasują do nich jego górskie buty, a próbna trasa przeleciana testowo po płaskim nie spowodowała żadnego obtarcia stóp. Moja próba zastosowania turowych nart i górskich sztywnych butów wypadła gorzej. Wyskoczyłam w zeszły weekend do Jakuszyc i po zaledwie 10 km obdarłam sobie obie pięty. Buty były nowe, moim starym zdarzyła się katastrofa- złuszczył się vibram. Pomimo pomocy dystrybutora nie udało się ani ich naprawić, ani wymienić na takie same. W międzyczasie zmienił się model i ten nowy już na mnie nie pasował. To spowodowało wywrotkę całego systemu. Inne buty, inne wiązania inne narty…

Dzięki uprzejmości Sklepu Podróżnika mam teraz nowe, bardzo lekkie narty śladowe (Atomic Rainier) z fokami. Zamontowałam do nich wiązania X-Trace (od Tatra Trade w Zakopanym-dzięki za rady!). Są podobne do wiązań snowboardowych, czy tych w rakietach. Pozwalają na założenie dowolnego, wystarczająco miękkiego buta.  Jak sobie w tym poradzę na zjazdach pojęcia nie mam, z powodu obtarcia pięt nie miałam jak wypróbować. Wagowo jest świetnie, narty ważą tylko 2 kg, a ich nośność na kopnym śniegu na pewno będzie większa niż rakiet (to dużo większa powierzchnia).

Buty (zbyt zimne, zbyt delikatne…) były zmorą kilku opisujących swoje zimowe przygody osób więc pomyślałam, że wezmę jak najcieplejsze. Kupiłam niedrogie śniegowce z filcowym botkiem (Sorela 1964), są szerokie i trudno się je sznuruje, ale mam nasze skarpetki Walonki- wypełnię je. Butów jestem najmniej pewna. Zawsze chodziłam w górskich, tak miękkie będę miała pierwszy raz. Mam nadzieję, że to się sprawdzi.

Dziękuję wszystkim, którzy mi doradzali : Romanowi Werdonowi (Roberts Outdoor Equipment), Przemkowi Chlebickiemu i Mateuszowi ze Sklepu Podróżnika, Pimowi (NGT), Wojtkowi Szymańskiemu (Dom o Zielonych Progach) i kilku innym osobom, które o coś przy okazji męczyłam…  obyście mieli rację :)

PS: zapomniałam… nasz wszechmogący Kajetan zrobił nam dwie pary pulek z wędkarskich czarnych sanek (są do kupienia w sklepie Kiwok). To wersja minimum, długość zaledwie 80 cm (chcemy zabrać jak najmniej). Mamy sztywny hol (skrzyżowane rurki), na sanki ładujemy wodoszczelne worki (biorę kwarkowy-80l). Zaczepimy je do pasów biodrowych plecaka (dużego, tego samego co zawsze, wypchanego puchem i karimatami, czyli lekkimi rzeczami, na które szkoda miejsca w sankach).

Jeśli macie jakieś uwagi czy rady, piszcie. Zostało 5 dni, mogę coś jeszcze dokupić czy zmienić…

PS2: wygrzebałam jeszcze kilka relacji, podobnie jak opis Leśnej niegroźnych, niestrasznych, po prostu fajnych, wiec prawdopodobnie nie ma się czym martwić.

Share

Tatry na nartach -przewodnik skiturowy

Niektóre rzeczy odkładane na później robią się same, inne niestety przepadają. Od Świąt mam na biurku skiturowy przewodnik po Tatrach autorstwa Wojciecha Szatkowskiego, pięknie wydany przez Tatrzański Park Narodowy. Chciałam sprawdzić niektóre trasy i też Wam coś o nich napisać, ale nie zdążę.  Tatry to świetne miejsce na krótki zimowy wypad niestety mieszkam bardzo daleko. Wspominam o tej książce teraz, bo najlepsze warunki to zwykle marzec-kwiecień, które ja tym razem przegapię. Będę gdzie indziej. Tatry wiosną są wyjątkowo piękne. Pamiętam kilka wspaniałych świąt Wielkiejnocy, kiedy na Wołowcu leżał dobry firn, na Chochołowskiej kwitły krokusy, a z Roztoki w Śmigus Dyngus wylewała się strumieniami woda.  Pamiętam też zaśnieżone Morskie Oko, z którego trudno było wyjść bez nart. Ludzi grających w Kondratowej na saksofonie, rezurekcje w Kościelisku…

Od dawna nie byłam wiosną w Tatrach więc tym bardziej ucieszyła mnie ta książka. Co jakiś czas mam wrażenie, że TPN chciałby zachować najlepsze zakątki Tatr dla siebie, a tymczasem udostępnia je nam.  Przewodnik jest piękny, bogaty, pełen bardzo dobrych współczesnych i historycznych zdjęć. Sprytnie wydany w formie skoroszytu, na wodoodpornym, trudnym do podarcia papierze – więc używanie go w każdych warunkach nic mu nie zrobi. Zawiera imponującą ilość opisów tras. Kilkadziesiąt w Polsce i na Słowacji. Sporo historii, wiedzę o śniegu i garść sensownych rad. Jest pełen anegdot i cytatów autorstwa tatrzańskich sław, dobrze się go czyta. Żałuję, że nie sprawiłam proponowanych tras, znam tylko kilka, z dawnych lat. Może Wam się to w tym sezonie uda. Puste, niezadeptane Tatry to coś niemal niemożliwego latem, a zima w górach jest wyjątkowo piękna. Trasy są różnego rodzaju od bardzo trudnych do bardzo łatwych, są też takie, które da się pokonać na śladówkach.

Tatry na nartach Wojciech Szatkowski

Ja tymczasem wyruszam w góry raczej płaskie, zimne i chyba dalekie od ludzi, czując się trochę tak, jakbym cofała się w czasie. Przy całym współczesnym sprzęcie, wszystkich zdobyczach techniki w dzikich, odludnych miejscach człowiek jest nadal zdany na Naturę i siebie, tak jak ponad sto temu, kiedy zaczynała się narciarska eksploatacja Tatr.

” Mgła ogołaca narciarza z wszelkiej broni, odbiera mu wzrok, poczucie stromizny, możliwość orientacji, wywołując na dobitkę ciężką depresję psychiczną. W mgle chodzi się godzinami w kółko, jak chore małpy w klatce. Tylko ten, kto nie znalazł się zimą w mgle górskiej, w której dosłownie często końca własnych nart można nie zobaczyć, podciągnie spodnie, pewny, że on by sobie dał jakoś radę. My radzimy mu jedno: gdy mgła przydybie narciarza na wycieczce, hasło dnia powinno być baczność, graj w brydża, albo śpij, ale nie wychodź ze schroniska, a jeśliś w drodze w tył zwrot!- o ile możesz jeszcze zawrócić. Innej rady nie ma”. Józef Oppenheim ( fragment z książki Tarty na nartach).

Trochę się martwię, że może być ponuro i źle, ale ponieważ tak już bywało i jakoś dawaliśmy sobie radę mam nadzieję, że uda się też i teraz, i że przywiozę trochę dobrych zdjęć. Te tatrzańskie, opublikowane w książce Szatkowskiego podnoszą poprzeczkę bardzo wysoko, ale powalczę :)

 

 

 

Share
Translate »