noce listopadowe

Po każdym wyjeździe opisuję Wam to, co najbardziej zwróciło moją uwagę. Teraz w listopadzie takich rzeczy znalazło się więcej i chociaż można się ich było spodziewać zrobiły na mnie duże wrażenie. Największe, długie wietrzne noce i mgła.

Nigdy wcześniej nie miałam możliwości fotografowania gór nocą. Pierwszy raz zabrałam statyw (przyłączkę do czekana) w marcu- co zaowocowało skromną garstką analogowych nocnych zdjęć. Fotografowałam tylko przy księżycu, na czasach nie dłuższych niż 30 sekund. Podobnie było w Norwegii, gdzie wzięłam już zwykły statyw i cyfrowy aparat pozwalający na wiele bezkarnych prób, ale nie miałam do dyspozycji nocy- przez cały czas niebo rozjaśniała resztka dziennego światła.

Teraz warunki wydawały się idealne, więc na tę okazję zabrałam też wężyk pozwalający na naświetlania w trybie bulb. To było moje pierwsze doświadczenie z tego typu fotografią i troszkę zajęło mi dopasowanie w miarę odpowiednich warunków: ISO, przysłony i czasu. Zrobiłam całe mnóstwo błędów, nie wszystko odpowiednio doświetliłam (naprawdę trudno opanować ciekawość i odczekać w ciemności kilkanaście minut, zwłaszcza bez zegarka). Kilka zdjęć musiałam przerwać, bo ktoś mi znienacka poświecił, czy wiatr przewrócił aparat. Wichury były moim największym wrogiem i w zasadzie każda fotografia jest troszkę poruszona. Lekki statyw wbity w niezbyt solidny śnieg, ciężki aparat i długi czas naświetlania to nie najlepszy zestaw. Nie zrobiłam tego fachowo (czyli jako sekwencji kilkudziesięciu krótko naświetlanych zdjęć składanych potem w jedno w fotoszopie- tak powstaje większość współczesnych nocnych fotografii, bo ten sposób zmniejsza nagrzewanie się matrycy i związany z tym szum). Chciałam spróbować zobaczyć noc tak, jak robi to na przykład Michael Kenna- czyli przy jednym długim naświetlaniu. Niespodziankę zagrożoną w każdej chwili napływającą na gwieździste niebo mglą,  wichurą miotającą drzewami, niepodziewanym nalotem samolotów czy pojawieniem się niewidocznych wcześniej świateł. To oczywiście zabawa, pierwsze próby. Efekt daleko odbiega od prawdziwego nocnego widoku gór, a czy jest cokolwiek wart jeszcze nie wiem… Jak sądzicie?

 

 

Share

Alpy z lotu ptaka

Lubię podróżować. Nie musi być egzotycznie. Wystarczy, że jest inaczej niż zwykle. Już sama zmiana otoczenia wywołuje nowy, świeży stan ducha. Otwartość, ciekawość, często zachwyt. Podróże nigdy mnie nie nudzą i bardzo rzadko dłuży mi się czas. Przemieszczanie się to dla mnie przede wszystkim masa inspirujących widoków. Oglądam bez opamiętania, a kiedy mogę fotografuję. Pokazywałam już wielokrotnie zdjęcia z okna samochodu, teraz ustrzeliłam kilka lotniczych. Zawsze fascynowały mnie góry widziane z lotu ptaka. Kilka razy w roku latam nad Alpami i Pirenejami i czasami udaje mi się wypatrzeć jakiś znany mi z bliska szczyt, czy nawet obejrzeć niedawno przebytą drogę. Tych miejsc nie rozpoznałam. W pierwszej chwili wydały mi się raczej niskie. Chociaż to może złudzenie. Śnieg leżał prawdopodobnie od ok 1600-2000 m. To pewnie Francja złapana w przeddzień zimy- w pierwszych dniach listopada. Może ktoś z Was widzi znajome miejsca?

Lot powrotny wypadł mi pochmurną nocą i nawet nie wiem czy lecieliśmy nad górami. Czasem udaje mi się załapać i na Alpy i na Pireneje (zwykle lecąc z Warszawy czy Łodzi), ale często zwłaszcza na trasie z Berlina samolot to wszystko omija. Niestety…

Share
Translate »