dzikie zwierzęta

Kiedyś, pewnie ponad dwadzieścia lat temu, dość wysoko w Alpach usłyszałam za sobą donośny gwizd. Obejrzałam się, nie było nikogo, poszłam dalej, ale za chwilę znów stanęłam. Ktoś na mnie gwizdał! Już wyobraziłam sobie chamskiego faceta zaczajonego złośliwie za jakimś krzakiem, w tamtych czasach takie rzeczy jeszcze się czasem zdarzały, … kiedy na samym środku ścieżki odkryłam dużego i tłustego świstaka. Gwizdał z prawdziwym oburzeniem. Masz chleb? Czemu nie masz chleba! Dawaj!… Już!

Troszeczkę wyżej cała łąka była poryta norami i na mój widok na ścieżkę wyszło znacznie więcej zwierząt. Pamiętam gdzie to było, być może świstaki wciąż jeszce mają tam zwyczaj żebrać, chociaż chyba nie jest to dla nich najlepsza praca. Nie byłam w tym miejscu od lat, to Dormilouse, najwyżej położona wieś we francuskim Ecrins. Szłam wtedy szlakiem na Col Fresimires. Być może kiedyś tam wrócę i sprawdzę.

Później wielokrotnie spotykałam w górach, świstaki, czasami wręcz całe stada. Nie boją się ludzi ani psów. Beztrosko ryją nory nawet na samych ścieżkach, a czasem wręcz pozują do zdjęć.

…no ten się chyba trochę zdenerwował. Kręcił się niedaleko nas, nie wiem czego szukając na śniegu, a kiedy w końcu zdecydowałam się go sfotografować ruszył kłusem, najwyraźniej nie spełniliśmy jego oczekiwań :)

Oprócz świstaków najczęściej widuję w górach kozice i koziorożce.

Alpach i Pirenejach występuje obok siebie kilka różnych gatunków.

Co poza tym? Ptaki.

W Pirenejach jest ich mnóstwo. Śpiąc blisko lasu można przez pół nocy wysłuchiwać dziwnego,  donośnego hukania. Brzmi jakby ktoś kogoś z bardzo daleka wołał. W dzień nad głową często pojawiają się wielkie ptaszyska. Orły lub sępy. Latają też inne mniejsze drapieżne ptaki.

Ten sęp niestety już nie żył, ale za to można go było sobie obejrzeć z bliska :)

Co roku widuję w Pirenejach świeże ślady niedźwiedzi. Na szczęście boją się mnie, tak jak ja ich i jeszcze nigdy na żadnego nie wpadłam. Ślady są różnej wielkości, małe i duże, najwyraźniej niedźwiedzie się mnożą. Jedynym dowodem ich obecności, poza odciskami stóp, są resztki pozabijanych zwierząt. Nie wiem  na pewno czy to ofiary niedźwiedzi, ale poza nimi w Pirenejach nie ma żadnych innych dużych drapieżników,  więc pewnie wina spadnie na misie. Tak w każdym razie twierdzą francuscy farmerzy. Niedźwiedzie są tam wprowadzone sztucznie (prawdziwe już wyginęły) i nie wszyscy są zachwyceni ich powrotem.

PS: na dalekiej północy zdarzało mi się spotykać renifery, rosomaki i polarne lisy. Napisałam o tym w relacjach z Laponii i Islandii z 2016 roku.

Share

miłe złego początki?

Jakiś czas temu pisząc o noclegach powyciągałam zdjęcia moich najpiękniejszych górskich poranków. Leżały sobie spokojnie i już mi się wydawało, że nie ma co o nich pisać… ale oglądając je jeszcze raz odkryłam,  że każdy z tych pięknie zapowiadających się dni miał bardzo zaskakujący koniec. Zabawne, bo wybierałam zdjęcia wyłącznie ze względu na ich urodę.

Na przykład:Tego pięknego dnia złamałam nogę :)

tego… hmm poszłam ze schroniska Rencluza w kierunku Tuc de Moliers, ale była niedziela i szło tam bardzo dużo ludzi (czyli pewnie z 10 osób), znałam tą drogę, nie lubię tłoku więc skręciłam na przełęcz Cloth de Aranesi. Zejście było na mapie, ale w terenie okazało się nieuczęszczane, niewidoczne i nieoznakowane. Trochę błądziłam. Dróżka była piękna, dzikie skalne rumowiska poprzecinane pięknymi łączkami. Dwa prześliczne jeziorka. Wszytko to na gliniastym, śliskim jak masło podłożu. Zagapiłam się i pośliznęłam idiotycznie, zupełnie nie wiem  jak. Potem w ogóle nie umiałam sobie tego momentu przypomnieć. Poleciałam na plecy głową w dół zbocza, i na szczęście natychmiast utknęłam zawieszona na świetnie zaklinowanym plecaku. Zbocze było bardzo strome, głowa w dół, nogi do góry … nade mną idealnie błękitne niebo. Plecak utknął wbity pomiędzy dwa wielkie, skalne bloki. Poczułam się jak człowiek znienacka zamieniony w żuka w jednym z opowiadań Kafki.  Trudno mi się było z tej idiotycznej pozycji wygramolić, w końcu wisiałam i trzymał mnie tylko plecak. Nic mi się nie stało, nawet się nie poobijałam, straciłam tylko okulary. Poleciały sobie gdzieś daleko i nie udało mi się już ich znaleźć.

tego z kolei dnia po południu, pod kumplem zapadł się nawis na grani Gabieto. Złapałam go w ostatniej chwili za klapę plecaka.  Jakoś udało mu się wyleźć, ale strasznie się przestraszyliśmy… a klapa, niestety się do połowy urwała.

Tego pięknego poranka nie doszłam tam gdzie obiecałam i zgubiłam kolegę, z którym miałam się spotkać w górach. Znaleźliśmy się dopiero trzy dni później. Sieci telefonicznej niestety nie było.

A tego dnia w zasadzie nie stało się nic bardzo złego. Przeszłam piękną i długą trasę ze schroniska Maupas , przez port Vell do Rencluzy. Doszłam do schroniska wieczorem, noclegu jak zwykle nie rezerwowałam. O mały włos zostałabym wyrzucona na noc, uparłam się, że zostanę i otwarto dla mnie i jakiś innych też spóźnionych osób, całkiem wolny i duży pokój. Nie mam pojęcia czym się kierowała obsługa schroniska mówiąc mi, że nie ma  miejsc. Było ich jeszcze ze 20. Schronisko było pełne jednodniowych turystów nastawionych na zdobycie Aneto. Zabawne było patrzeć jak przejęci i dumni z siebie studiują mapy i przymierzają nowiutkie, jeszcze z metkami raki, zastanawiając się jak się to wkłada. Wszyscy jaskrawo poprzebierani w najmodniejsze „niby górskie” ciuchy ze sportowego supermarketu. Logo na logu. Na Krupówki byłyby w sam raz.

żaden z nich nie odezwał się do mnie ani słowem.

Share
Translate »