Wyjeżdżając zapowiadałam nad czym pracuję, więc mam nadzieję, że bardzo się nie zdziwicie.
Stranger to opowieść o uciekinierze z miasta. O kimś kto szuka spokoju w górach. Marzy o wolności zapominając, że jego obecność w dzikim świecie wiele zmienia. O romantycznym marzeniu: rzuć wszystko co masz i idź…, o zimnie, strachu, samotności, o podstawowych ludzkich potrzebach, wcale nie obojętnych dla środowiska. O naszych „technicznych” ubraniach, plastikowych, też nieobojętnych, o bieli- nie zawsze niewinnej. O zimie… O tym, że nie da się uciec od samego siebie zmieniając tylko dekoracje.
To nie tak, że mam gotową odpowiedź. Przepis, cokolwiek innego. Podejrzewam, że nie ma recept- rozwiązań, które załatwią na raz wszystko, zwłaszcza bez skutków ubocznych, bez śladów. Prawdopodobnie spokój to nie dobro, które można jakkolwiek uzyskać tylko proces- nieustanna praca.
A teraz wracam do codzienności (i zwykłych, mam nadzieję użytecznych dla Was opisów:)). I jak?
I jak? Magicznie! Chyba znalazłaś ten spokój, którego szukałaś, Kasiu?
Aż chciałoby się spakować, wyjść z domu i samemu ruszyć na jego poszukiwania. Chociaż wiem, że trzeba znacząć od odnalezienia go w sobie. A to bardzo daleka droga…
Pozdrawiam serdecznie!
Asiu ja zawsze znajduję, kłopot z pakowaniem na wynos, na trochę mi wystarcza i znów muszę jechać :) Tam jest sporo miejsc dla Ciebie, specjalnie zwracałam uwagę. Wzdłuż całego wybrzeża wspinaczkowe skały, niektóre wystają z wody, widziałam na nich ludzi i widziałam mapki. W górach też sporo takich miejsc. W Tresviso i w Sotto de Sajambre są alberge, piękne, czyste i całkiem tanie. Jak troszkę Młoda podrośnie będą w sam raz. Są też szlaki, które prowadzą polnymi drogami niby to denerwuje, ale dla dziecka, które jedzie wózkiem czy własnym rowerkiem…? Poza tym jakie tam piękne konie…
Pozdrowienia!
Dziękuję Kasiu! Może kiedyś i tam dotrzemy :)
jesteś doskonała Kobieto!
aż tak to nie, ale się uczę :)
…seria wspaniałych obrazów …
wydaje mi się, że w Kantabrii znalazłaś nie tylko spokój
jeszcze złapałam jakąś infekcję żołądka, łykam nifuroksazyd :)) Maćku, przepraszam, że nie jestem romantyczna… Dzięki wielkie!
..nie wiem czy nie jesteś romantyczką..
Wiem natomiast, że masz niezwykłą wrażliwość.
Potrafisz zatrzymać się przy brzozie z rozdartą korą,
okruszku ciekawie oszronionym, starym garnku,
kupce gałęzi, łbie końskim, a ten sznurek.
Łeb konia przepięknie wyrzeźbiony, krowa na tle
zachodzącego słońca jak i pozostałe zdjęcia -świetne
pozdrawiam M
:) Kłopot w tym, że to nie była krowa. Mówiliśmy do niego grzecznie per el Toro (byłam już wtedy z Jose), stał tak przy nas przez całą noc, najpierw myśleliśmy, że chce nam coś zjeść, ale chyba po prostu zajęliśmy mu legowisko, a nie miał śmiałości przytulić się i chrapać jak to kiedyś zrobiła pewna korsykańska świnia. O każdej z tych rzeczy mogłabym opowiedzieć historie. Mnóstwo pominęłam. Wydaje mi się, że te drobiazgi mają wielki wpływ na sposób postrzegania miejsc czy wydarzeń. W każdym razie dla mnie mają, dlatego pamiętam. Miło mi czytać, że to nie nudzenie, i że udało mi się tą wagę jakoś przekazać. Dzięki.