Mam do nich słabość. Nie wiem dlaczego, może ze względu na lata przechodzone kiedyś w Tatrach, po nieoznakowanych, ale dzięki temu bardziej tajemniczych i bardziej kuszących kopczykowanych szlakach.
W Alpach i Pirenejach kopczyki wciąż są jedynym oznakowaniem wielu dróg, nawet tych znanych np. pirenejskiego HRP. Na wielu szlakach nie najlepiej oznakowanych znaczą kluczowe lub trudne orientacyjnie miejsca. Czasem ledwo wystający spod śniegu kopczyk jest jedynym znakiem choć trochę widocznym zimą.
Na mapach szlaki znakowane kopczykami są zwykle opisane jako nieznakowane, chociaż często są znacznie łatwiejsze do odnalezienia niż wiele szlaków teoretycznie znakowanych. Na mało uczęszczanych zdarza się, że oznakowanie niespodziewanie znika i bardzo trudno jest domyślić się gdzie iść. Nie sposób też domyślić się stopnia trudności. Biało czerwono oznakowany GR zwykle będzie dość łatwy, kopczykom zdarza się wyprowadzać na drogi dwójkowe lub nawet trochę trudniejsze. Każdy stawia je według własnego uznania, więc niestety zdarzają się i takie, które wyprowadzają na manowce. Trzeba bardzo przyglądać się mapie.
Trudne orientacyjnie bywają łąki gdzie pasące się zwierzęta nie zostawiają kamienia na kamieniu, miejsca gdzie często schodzą lawiny, osuwające się kamieniste zbocza itp.
To dodatkowa trudność i dodatkowy urok wielu dróg. Dowód, że nie jesteśmy w doskonale zorganizowanym mieście, że nasze plany i nasz los podlegają siłom natury. Można się na to godzić lub opierać. Ja się godzę. Lubię niepewnie oznakowane szlaki, gdzie każdego przechodzącego człowieka łączy niepisana, tysiącletnia umowa odbudowywania kopczyków. Zaskakująca nić porozumienia.
Kopczyki powinny być wieczne. Zawsze poprawiam te, które są uszkodzone, dobudowuję brakujące i powstrzymuję się od stawiania ich w miejscach gdzie nie jestem całkowicie pewna drogi, albo droga którą idę jest zbyt niebezpieczna (lub trudna), żeby była oznakowana.
Nie raz zdarzyło mi się pomyśleć: „Boże błogosław człowieka, który zbudował ten kopczyk” i wiem, że inni górscy wędrowcy też to robią. Kopczyk po kilkugodzinnym błądzeniu we mgle, kilometrach przebijania się w śniegu… w nocy pełnej odgłosów chrumkania w ciemności … czy nie jest warto zachować te magiczne znaki, po to, żeby móc się ucieszyć odnajdując drogę?
Wiem, że to brzmi egoistycznie, ale naprawdę uważam, że wiele górskich dróg nigdy nie powinno być oznakowane (pomalowane), że warto zostawić tam tylko kopczyki. Nie wszystkie góry muszą być dostępne dla każdego, na niektóre warto sobie zasłużyć… bo wtedy radość z ich odkrywania jest znacznie większa.
„Nie wszystkie góry muszą być dostępne dla każdego, na niektóre warto sobie zasłużyć…”
przepiękne i jakże prawdziwe słowa..
w zasadzie pasują do każdej sfery życia.
Piękne.
Cudownie, że są Tacy ludzie :)
Takie myśl
Ach, już nie raz i nie dwa spotkany kopczyk wywołał we mnie stan głębokiej wdzięczności, jeśli wręcz nie uwielbienia dla jego budowniczego :) Nawet jeśli zupełnie nie wiadomo, jaką trasę ów budowniczy miał na myśli. Kopczyki dają poczucie, że nie jesteśmy w górach sami – ale w tym dobrym znaczeniu. Podobną siłę przyciągania mają chyba tylko ślady na śniegu zimą, kiedy ścieżki są zupełnie niewidoczne. Łatwo się wówczas można poczuć jak w grupie dobrych znajomych. Chociaż bardzo często okazuje się, że ci znajomi też nie mieli pojęcia, którędy tak naprawdę powinni byli iść. Mimo to – autorytet poprzedników pozostaje niemal niewzruszalny :))
mam identyczne wrażenie, ten ktoś przede mną to musi być gość! Już kilka razy sprowadzałam go potem na dół, albo pokazywałam drogę :)
Dzięki :). Niestety w Polsce panuje przekonanie że trzeba wszędzie porobić ułatwienia i wygodne ścieżki, a chodzenia w miejsca niebezpieczne czy ryzykowne – zabronić. Tu bardzo żałuję że nie uczymy się od Francuzów czy Hiszpanów.
Ludzi, którzy tak myślą jest znacznie więcej. To zdanie podpowiedział mi kiedyś znajomy Francuz. Mieszkający we Wrocławiu Eric. Dotyczyło Pirenejów- gdzie po francuskiej stronie konsekwentnie nie „poprawia się” szlaków zachowując góry jak najbardziej dzikie. Niektóre ułatwienia nawet zdjęto.
Alpy francuskie też są mniej komercyjne niż austriackie czy szwajcarskie. Dużo większa wolność, polecam :)
„…na niektóre warto sobie zasłużyć…” – zgadzam się w 100%.
Ja sam góry dopiero poznaję. Krok po kroku je chłonę chodząc póki co jeszcze po tych malowanych szlakach. Zbieram doświadczenia stopniowo i powoli przymierzam się do swojego pierwszego off-roadu.
Dzięki za tekst o kopczykach, koleją dawkę cennej wiedzy. Widywałem takie w pobliżu szlaków tam gdzie odbijała w bok jakaś ścieżka dla „wtajemniczonych” i choć nie wiedziałem co to, jakoś podskórnie czułem że mają swój cel, swoje uzasadnienie.
Pozdrawiam :)
Z tym celem to lepiej uważać:) Kopczyki mogą też być dziełem speleologów (znakują sobie dojścia do jaskiń), a niektóre ścieżki prowadzą na jakieś raczej wspinaczkowe szczyty. Zawsze trzeba to konfrontować z mapą albo opisami. Jest teraz coraz więcej ciekawych relacji w internecie i wychodzą bardzo szczegółowe przewodniki. Powodzenia!
Dzieki za kolejną cenną uwagę :) Mapę i kompas mam zawsze ze sobą, nawet jak chodzie po znakowanych szlakach. Taka pozostałość z harcerskiej młodości ;)
Pozdrawiam Świątecznie
ja również :)