Jesienna Korsyka-Cyrk Bonifatu

CalviWielkim plusem tego awaryjnego noclegu (ze względu na długość dnia chyba nie do uniknięcia jesienią) były cudowne poranne widoki.

widok na półwysep Calvi

Jeszcze przed świtem burzowa chmura podniosła się zostawiając szczelinkę z widokiem na północny brzeg. Najpierw pojawiły się światła Calvi, a potem w coraz bardziej rosnącej plamie czystego nieba wyrosły słodkie różowe baranki. Światła latarni zbladły i w końcu zgasły, a na wybrzeże dotarły pierwsze promienie słońca.

lac de Murvella

Siedzieliśmy przed namiotem szacując straty, i zrywaliśmy się na równe nogi na każde chwilowe rozdarcie się mgły. Wilgotne kłęby snuły się koło nas przez cały ranek. Namiot ociekał, nie było gdzie położyć zalanych rzeczy.

Lac de Murvella

Nie bardzo wiedzieliśmy jaka będzie pogoda, ale tak czy siak postanowiliśmy zejść. Nie mieliśmy już zapasów jedzenia- zostało tylko na jeden – dwa dni i trzeba było jakoś wysuszyć kurtki i śpiwory.

Lac de Murvella

Chmury podnosiły się i opadały. Zapakowaliśmy namiot w worek foliowy, a mokre fragmenty śpiworów powywieszaliśmy z plecaków. Wydawało nam się, że już nie pada, chociaż co jakiś czas spadało kilka kropel.

Cyrk Bonifatu

Pogoda poprawiła się, kiedy wydostaliśmy się z chmur. Całe zejście to piękna urwista skała, pełna wodospadów i małych być może tylko okresowych (pojawiających się po deszczu) potoczków.

Cyrk Bonifatu

W okolicach schroniska minęliśmy kilka wspinających się do góry osób- jednodniowców. Chociaż byłam już kiedyś w tym miejscu, w jaskrawym świetle jesiennego poranka wyglądało zupełnie inaczej niż w duszny burzowy wieczór- latem. Czasem warto wracać na te same szlaki. To jeden z najbardziej malowniczych fragmentów GR-u.

fot Jose Antonio de la Fuente

Uzbrojone obficie w łańcuchy płyty nie są ani ryzykowne ani trudne.

Cyrk Bonifatu

Troszkę mnie kusiło żeby wykąpać się w jaskrawo turkusowym stawku po drodze do schroniska Carozzu- poniżej chwiejnego bujającego się mostku, ale nie bardzo wiedzieliśmy jak tam zejść. W końcu umyłam się pod wężem w schronisku. Na chwilkę wrócił letni upał, a potem zasłoniły nas chmury i zaczęłam marznąć.

widok w stronę Punta Galia

Jose próbował w tym czasie wysuszyć nasze przemoczone rzeczy. Porozwieszaliśmy wszystko na tarasie pustego schroniska. Moje ubrania wyschły dość szybko, najbardziej ucierpiała puchowa kurtka Jose, suszyliśmy ją jeszcze następnego dnia. Pogoda w górach zepsuła się, ale na wybrzeżu wciąż widzieliśmy błękitne niebo.

cyrk Bonifatu

Postanowiliśmy zejść i zobaczyć słynny Cyrk Bonifatu. Niestety chmury przez cały czas obniżały się i z leśnej ścieżki łączącej schronisko Carozzu i Bonifatu niewiele było widać. Spotkaliśmy tam parę Anglików. Przyszli z dołu i wracając zbierali kanie. My zbieraliśmy głównie owoce drzewa poziomkowego (arbutus unedo)- słodkie i sycące pomarańczowo różowe kulki, po hiszpańsku – madronia. Anglicy powiedzieli, że czym niżej tym ich więcej, ale byliśmy głodni więc jedliśmy wszystko co znaleźliśmy, bez umiaru… W dolinie rzeczywiście był „madroniowy” raj, ale my już nie mieliśmy miejsca żeby jeść…

Bonifatu

Żółto znakowany, szeroki i popularny szlak dochodzi w końcu do polnej drogi. Bonifatu to parking i gite kilka kilometrów dalej.

Bonifatu

Gite była nieczynna, żadnej nadziei na sklep. Postanowiliśmy iść aż do Calenzany. Byliśmy jednak poza naszą mapą. Trochę skołowani kręciliśmy się po pustej szosie podjadając soczyste owoce poziomkowca. W końcu jacyś ludzie nabierający źródlanej wody do kanistrów powiedzieli nam żeby iść dalej drogą i za półtora kilometra napotkamy pomarańczowy szlak.

Bonifatu

Nie mówili po angielsku, ale ożywili się słysząc hiszpański. Wsiedli do samochodu i odjechali, ale po chwili kierowca wrócił i podwiózł nas do odgałęzienia ścieżki. Jego pasażerowie zaczekali tam robiąc dla nas miejsce w samochodzie. Oszczędziliśmy tak z pół godziny. Jeden z panów łamanym hiszpańskim wyjaśnił nam jak dojść do Calenzany i gdzie ewentualnie możemy po drodze spać.

Tre Mare a Monti

Zbiegliśmy stromą ścieżką, starą i pięknie obramowaną kamieniami ignorując coraz bardziej dorodne owoce. Nad rzeką wśród poziomkowcowych krzaków znaleźliśmy idealne (i jedyne) płaskie miejsce, które na pewno widziało już sporo namiotów.

Tre Mare a Monti

Słońce pięknie zachodziło nad Cyrkiem Bonifatu, wokół nas piętrzyły się niesamowicie powykręcane skały- podobne do tych w Zatoce Porto, cykały świerszcze, śpiewały ptaki. Tu na dole na szlaku Mare a Monti panowało jeszcze cudowne i łagodne lato.

Tre Mare a Monti

 

Share

Jesienna Korsyka- cyrk Solitude

przed schroniskiem TighiettuNie byliśmy pewni jaka będzie pogoda, nocą wiało i niebo pokryły cienkie chmurki.

schronisko Tighliettu

 Wyszliśmy wcześnie, inni nocujący w schronisku ludzie szli w drugą stronę, czyli w dół. Pomimo tego, że Cyrk Solitude to najbardziej znane miejsce na GR 20 przez cały dzień nie spotkaliśmy ani jednej osoby. Podejście na Bocca Minuta jest szybkie i łatwe. To ok 600 metrów.

podejście na Bocca MinutaPrzełęcz jest gładka i prosta, chociaż z daleka grań wygląda na bardzo ostrą.

Bocca Minuta, fot Jose Antonio de la Fuente

Natomiast zejście jest bardzo strome. Niemal od samego początku zaczyna się charakterystyczne dla Cyrku Solitude skalne urwisko.

Cyrk Solitude

Szlak jest wyraźny i dobrze oznakowany. Pamiętam, że latem, kiedy zdarzyło nam się tu znaleźć w burzy i mgle nie było żadnych problemów z orientacją.

Cyrk Solitude

Dopiero teraz przy dość dobrej widoczności zobaczyłam co jest poniżej cyrku. Z grani widać spory kawał zachodniego wybrzeża i opadające od razu nisko stoki.

Cyrk Solitude

Sławne skalne płyty ubezpieczone łańcuchami, które kiedyś zlane ulewą wydawały mi się dość śliskie, teraz były zupełnie łatwe. Buty bardzo dobrze trzymały. Złapałam się żelastwa chyba tylko z rozpędu i z przyzwyczajenia. Kilka łańcuchów wisiało luźno, przyczepy się oberwały.

Cyrk Solitude

Szybko doszliśmy do najniższego punktu szlaku gdzie ścieżka na chwilkę gubi się w rozczłonkowanym rumowisku. W lipcu zalegał tam jeszcze lód, teraz było zupełnie sucho.

Cyrk Solitude

Podejście z daleka niemal pionowe w rzeczywistości jest łatwiejsze niż przeciwległy wystawiony na północ stok. Nie ma płyt, ścieżka wspina się urzeźbionym rumowiskiem, czasem trzeba użyć rąk, ale przy dobrej pogodzie nie ma potrzeby używania łańcuchów. Sprawiają wrażenie powieszonych tak, dla picu, ale na pewno bardzo się przydadzą kiedy pojawi się lód lub śnieg. Nie wydaje mi się, żeby z Cyrku Solitude dało się zejść. Pomysł, sprawdzenia przełączy pomiędzy Paglią Orbą i Capu Tofatu, na który miałam ochotę poprzedniego dnia najprawdopodobniej skończyłby się szukaniem obejścia. Poniżej szlaku cyrk opada niemal pionowo serią wygładzonych skalnych progów, a niższe piętra zarasta gęsty las.

Cyrk Solitude

Przed samą przełęczą Bocca Tumasginesca natrafiliśmy na wielką zaschniętą plamę krwi, być może ktoś sobie tam niedawno rozbił nos…

Cyrk Solitude

Koło południa byliśmy już na krawędzi cyrku. W drugą stronę roztaczał się wysokogórski, ale już mniej dramatyczny widok.

 Bocca Tumasginesca

Zejście z Bocca Tumasginesca jest nadal kruche i strome. Niepodobne do tego co zapamiętałam z lipca- wtedy większą część podejścia pokrywał śnieg. Teraz trochę się bałam, że w suchym marsjańskim krajobrazie nie uda nam się znaleźć wody, a bardzo już nam się chciało pić.

wyschnięte jeziorko

Próg doliny, latem wypełniony jeziorkiem wysechł, ale wystarczyło podejść kilkadziesiąt metrów w prawo po gładkim skalistym stoku, żeby znaleźć duże źródło.

widok w stronę Haut Asco

Dalej jest już prosto i dość dobrze widać szlak- porozdzielany na kilka wariantów, ale prowadzący do z daleka widocznej ścieżki.

ścieżka prowadząca na grań

Odbiliśmy tu od głównego nurtu GR-u schodzącego do restauracji Haut Asco i podobnie jak poprzednim razem poszliśmy starym wariantem trzymającym się grani. Miejscami widać wyblakłe biało- czerwone znaki, jest też dużo kopczyków, a czasem wydeptana ścieżka

widok z wyższego wariantu GR20

Pogoda psuła się i co jakiś czas zaczynało kropić. Traciliśmy czas ubierając się w kurtki i rozbierając znowu.

widok z wyższego wariantu GR20

Szliśmy powoli, bo chociaż to nie jest bardzo trudny szlak, wymaga sporadycznego używania rąk i wypatrywania wygodnej drogi. Zdarzają się eksponowane miejsca lub mylnie wydeptane dróżki.

widok z wyższego wariantu GR20

Widoki wokół nas zbladły, siąpiło, z północy ciągnął wał deszczowych chmur. Staraliśmy się  przyśpieszyć, ale nie bardzo było jak. Dopiero na ostatnim trawersie po dołączeniu do biegnącej z Haut Asco głównej ścieżki robi się wygodniej i łatwiej. Pomimo oznakowania przed przełęczą Murvella pogubiliśmy się i wdrapaliśmy na grań zbyt wcześnie. Pewnie nie jedyni, bo ta prowadząca donikąd droga była wyraźnie wydeptana.

jeziorko Murvella

Musieliśmy wrócić i odnaleźć ukryty w załomie skał szlak. Ściemniało się. Zejście z przełęczy to luźne kamienie na bardzo stromym stoku. Udało nam się jednak dobiec przed nocą do trzymającej stawek Murvella moreny i znaleźć kilka pięknych namiotowych miejsc. Rozbiliśmy namiot tuż przed burzą, ale to nas nie uchroniło od zamoknięcia. Okazało się, że nasz wywietrznik cieknie, a puchowe śpiwory i kurtki mocno nasiąkły. Nie dało się nic z tym zrobić. W ciemności mogliśmy tylko słuchać zwielokrotnionych echem piorunów i cieszyć się,  że targany wichurą namiot jeszcze stoi.

Lac de la Murvella

Share
Translate »