Jesienna Korsyka- Lac de Nino

W schronisku de la Sega krzyżuje się kilka znakowanych tras. Ścieżka, którą przyszliśmy  (Sentier L’Ile Rouse- Corte)  jest jednocześnie jednym z odcinków Mare a More Nord  (te drogi rozdzielają się powyżej schroniska). Na południe biegnie szlak na Płaskowyż Alzo, a na zachód łącznik dochodzący do GR20 na Piano di Campotile. To chyba tłumaczy wielkość budynku. Sega to największe schronisko, jakie widziałam na Korsyce. Co ciekawe, leży daleko od jakichkolwiek jezdnych dróg, w pięknym dzikim i niezniszczonym lesie.

okolice Refuge SegaPoszliśmy na zachód w kierunku GR-u. Wydawało mi się, że tak jest najciekawiej. Mieliśmy cały miesiąc i żadnego powodu żeby się śpieszyć. Całe moje planowanie ograniczało się do tego, żeby trasy ułożyły się w rozsądne pętelki i żeby co jakiś czas znaleźć się blisko sklepu. Mieliśmy zapas jedzenia na 5-6 dni, więc na razie mogliśmy trzymać się dziczy.

szlak w kierunku Lac NinoZnakowana żółtymi plackami ścieżka szła początkowo pięknym, jesienią bardzo kolorowym lasem porastającym omszałe skały.

wyższe piętra doliny, cabana widoczna na zdjęciu była zamkniętaref Sega- bergerie VaccahgiaWyżej wyszliśmy na pokryte jałowcami i kolcolistami łąki, przeszliśmy spory strumień,

fot Jose Antonio de la Fuente(dogodne miejsce jest kilkadziesiąt metrów powyżej ścieżki) i przez rzadki las doszliśmy do GR20.

ref Sega- bergerie BallonePrzy naszej malutkiej dróżce wyglądał jak autostrada, szeroko wydeptana, oznakowana mnóstwem biało-czerwonych znaków, ale na szczęście pusta.

GR20Z ciekawości zajrzeliśmy do Bergerie Vaccaghia. Była otwarta, działała lodówka (w środku leżało kilka schłodzonych piw), a na półce stało plastikowe pudełko wypełnione monetami.

fot Jose Antonio de la FuentePomyśleliśmy, że pasterz musi być gdzieś blisko, ale chociaż siedzieliśmy tam przez dłuższy czas (w czarnym wężu nagrzało się trochę wody- umyłam włosy) nikogo nie widzieliśmy. Odsypałam sobie troszkę soli z jednej z licznych solniczek i wrzuciłam monetę do skrzynki. Przy tej ilości grzybów potrzebowałam znacznie więcej soli niż zwykle.

buki Kiedy wychodziliśmy z zagrody minęła nas dwójka ludzi idących w dół GR-em, a potem jeszcze jeden chłopak. Pogoda psuła się, niebo zakryły chmury, ale nie padało. Poszliśmy w górę, nad jezioro Nino, latem błękitną wyspę w morzu jaskrawozielonych traw.

meandry TavignanoTeraz, w pochmurnym jesiennym świetle to miejsce wyglądało zupełnie inaczej. Sielski, spokojny widok zastąpiła intrygująca gra świateł i cieni. Jeszcze wiele razy później dziwiłam się widząc zupełnie inną Korsykę niż ta zapamiętana z lata.

Lac NinoNa płaskowyżu zaczęło mocno wiać i trochę kropiło. Zdecydowaliśmy się zejść na noc do zaznaczonej na mapie Bergerie de la Colga- położnej na stoku poniżej jeziora, w bok od GR-u.

Bocca a StazzonaŚcieżki niemal nie widać, ale można się domyślić jak iść. Wdrapanie się na niską przełączkę Bocca a Stazzona- w zasadzie próg utrzymującej jezioro dolinki jest nietrudne, chociaż prowadzi po gołych skałach. Na grani stoi ogromny kopczyk i krzyż. Mocno wiało, więc nie staliśmy długo, chociaż widok był bardzo piękny.

Zejście z Bocca a StazzonaZejście jest bardzo strome i bardzo słabo widoczne, chociaż jest trochę namalowanych na kamieniach znaków. Prowadzi kruchym skalistym terenem pełnym licznych beztrosko okopczykowanych wariantów. Nie jest długie więc można je przejść  bez większych obaw. Trzeba troszkę uważać, to trudniejszy szlak niż GR.

Bergerie de ColgaCabana jest otwarta i w sumie niezła. Trochę nas wystraszyły okropnie brudne materace z pogryzionej przez gryzonie gąbki więc po namyśle (wcale nam się nie chciało) rozbiliśmy jednak namiot. Kilkanaście metrów niżej była gładka trawka. Nadal wiało. Gotowaliśmy j jedliśmy w domku, bardzo wygodnie. Nie znaleźliśmy źródła, była tylko woda z rzeki, dość trudna do wydobycia, ale i tak uznaliśmy, że to wygodny i bardzo piękny biwak.

Paglia Orba i Monte CintoPrzed nami piętrzyła się grań masywu Monte Cinto. Gromadziły się na niej chmury i chyba miejscami musiał padać deszcz. Pomyślałam, że musimy tam pójść jak najwcześniej. To najwyższy i najbardziej rozbudowany korsykański masyw. Być może dostępny tylko latem…

fot Jose Antonio de la Fuente

Share

Jesienna Korsyka – Gorges Tavignano

Corte to stare kamienne miasto skupione wokół cytadeli.

CorteWiększość sklepów jest przy głównej ulicy, nie udało nam się znaleźć baterii. Podobno miał je sklep z szyldem Tabac… ale akurat takich nie było. Ktoś wysłał nas na dół miasteczka. Sklep z U w nazwie zaraz za stacją kolejową i niedaleko Carefoura miał chyba wszystkie rodzaje. Obok jest wielkie boisko z pięknym widokiem na cytadelę i kilka drogowskazów z napisem Camping. Wykorzystaliśmy wszystkie. Wskazywały w różne strony i spędziliśmy kilka godzin łażąc po opłotkach. Ściemniło się. Boczne ulice nie były oświetlone. Ludzi, których można by o coś spytać wcale… Kempingi oczywiście pozamykano i to chyba już dawno temu. Ostatni znak wskazywał w stronę Tavignano. Gdzieś daleko po drugiej stronie rzeki świeciło słabe światełko. Jakiś drogowskaz reklamował „Camping”.  Wśród dużych drzew panował tak gesty mrok, że z trudem trzymaliśmy się asfaltowej drogi, więc ciągnęliśmy jak ćmy do światełka z braku innego pomysłu na noc.

Za mostkiem znów zgubiliśmy drogę, przeszliśmy jakąś otwartą bramę i zdecydowaliśmy się wydobyć z dna plecaków czołówki. Oświetlony budynek miał wejście z drugiej strony. Okazał się chyba barem, chociaż w pierwszej chwili wzięliśmy go za gite. Było w nim kilka osób i nikt nie mówił po angielsku. W końcu udało nam się wytłumaczyć, że szukamy miejsca na namiot. Jakiś pan wyprowadził nas na dwór i pokazał polankę w lasku. Byliśmy zmęczeni szukaniem więc ucieszyliśmy się. Zostawiłam w barze telefon do naładowania (zamykamy z godzinę!- pokazali mi na migi panowie), nabrałam dwie butelki wody i zabrałam się za rozbijanie naszej pałatki.  Zadowoleni z pięknej miejscówki, którą wzięliśmy za zamknięty kemping umyliśmy się w pobliskiej  rzece, zjedliśmy kupionego w carefourze kurczaka i poszliśmy spać (zabrałam tylko telefon z baru- rzeczywiście zamknęli go na noc i światło zgasło).

Jakąś godzinę później obudził nas facet z latarką i psem. Groził policją, coś tam bełkotał… odszedł kiedy Jose wyjaśnił, że rano nas tu nie będzie, a pies skończył konsumować resztki naszego kurczaka.

Cyklameny

Rano okazało się, że bukowy lasek, gdzie spaliśmy to chyba miejski park :). Obok była piękna plaża, a kemping z 500 m dalej. Nie wiem wcale czy na pewno zamknięty…

mur cytadeli w Corte

Kawiarenka internetowa jest blisko murów cytadeli, troszkę w prawo, w stronę głównej ulicy. Prowadzi ją czarny jak aksamit chłopak. Zalogowałam się stamtąd na blogu, pierwszy raz w życiu w górach i odpisałam na kilka komentarzy. Głupio mi było pisać bez polskich znaków. Ten krótki kontakt z normalnym życiem kosztował tylko 1 Euro, a cudownie mnie uspokoił. Chwilkę potem obeszliśmy cytadelę i poniżej, po przeciwnej niż miasto stronie znaleźliśmy nasz pomarańczowy szlak. Ostatni odcinek Sentier L’Il Rousse-Corte. Tym razem szliśmy nim w drugą stronę- w górę Gorges Tavignano.

wąwóz Tavignanościeżka przez Gorges TavignanoŚcieżka wiła się skalistym zboczem, widoki były bardzo piękne. Wąwóz otaczają urwiste, prawdziwie korsykańskie skały, ale początek podejścia jest prawie płaski. Był upał.

dojrzałe kasztanyNiecałą godzinę wyżej obok pięknych. obwieszonych owocami kasztanów znaleźliśmy źródło. Spotkaliśmy tam kilkoro spacerowiczów.

Gorges Tavignanowidok na CorteKoło południa doszliśmy do potoku z lodowatym, ale krystalicznym stawkiem. Obok jest dobra i otwarta cabana. Na mapie wygląda to na połowę drogi, więc spokojnie wykąpaliśmy się w strumieniu i wypraliśmy trochę przepoconych rzeczy. Poleżeliśmy chwilkę na słońcu, a potem przestraszyliśmy się licząc poziomice. Było już późno.

tavignano Wyżej wąwóz zwęził się do kilkuset metrów, a szlak wszedł w skalisty, trochę trudniejszy teren. Po jakimś czasie ścieżka przeszła przez most i już do końca została na drugim brzegu.

górny-odcinek-Gorges-Tavignano.jpDługo szliśmy porośniętym dorodnymi kaniami lasem. Ścieżka wspięła się wysoko nad rzekę. W miejscu gdzie przecięliśmy jakiś pomniejszy potok minęliśmy oznaczony kopczykami szlak na płaskowyż Alzo. Troszkę się denerwowaliśmy, że już późno, ale ostatecznie udało nam się wyjść z kanionu przed zmrokiem.

Schronisko SegaPrzenocowaliśmy w Schronisku Sega. Było otwarte i bezpłatne. Spotkaliśmy tam dwóch Francuzów robiących dwudniową weekendową trasę (Corte -Gorges Tavignano-Płaskowyż Alzo- Gorges Restonica- Corte). Spaliśmy na balkonie bojąc się pluskiew, chłopacy w łóżkach, ale nie narzekali rano. Koło kuchenki na zewnątrz schroniska ktoś zostawił z 60 jajek, więc na śniadanie uraczyliśmy się jajecznicą. Były jeszcze 3 wielkie kabaczki, ale nie znaleźliśmy dla nich zastosowania :).

Share
Translate »