Wróciłam w weekend, ale jakoś mi się było trudno pozbierać. 29 pięknych górskich dni i zmiana. Czysta pościel, nadmiar jedzenia, natłok ignorowanych przez miesiąc wiadomości. Tak jakby po ciszy nagle zerwał się wiatr, nadeszła burza, obsunął się grunt.
Gruzja jesienią była trudna i piękna. Nie udało nam się zrealizować części planu. Z różnych powodów. Z braku wiarygodnych opisów, niedocenienia trudności, błędów w orientacji, pogody. O wstępie do strefy przygranicznej decyduje policja. Dwukrotnie musieliśmy wybrać inną trasę, „nasza” była zdaniem pograniczników zbyt niebezpieczna. Początkowo trochę mnie to denerwowało, nie przywykłam do zawracania, porażek, z czasem uczucie rozczarowania (sobą przede wszystkim) ucichło i wrócił zwykły w moich podróżach dystans. Byliśmy w bardzo dzikich miejscach. Sami, już po sezonie, nie mieliśmy wystarczająco dokładnych map (1:50000 to w tym terenie zbyt mało). Nie sprawdzały się prognozy pogody. Nie doceniliśmy trudności Kaukazu. Szlaki, o których można poczytać w internecie, te popularne, uczęszczane- są łatwe, wiele z nich prowadzi gruntowymi drogami (taki jest słynny trekking z Omalo do Shatili). Te, o których nikt nie pisze, bywają różne. Mapy Geolandu informują wprawdzie o trudnościach, ale ta ocena jest przypadkowa. Niektóre fragmenty oznaczone jako średnio trudne są zupełnie pozbawione technicznych trudności (jeden biegł nawet drogą), innego nie udało nam się znaleźć, a poszukiwania wbiły nas w upiorną stromiznę. Jeden granatowy- czyli niby trudny miał tylko problemy z wodą, drugi wymagał poważnej wspinaczki w kruszyźnie. Tylko kilka tras jest oznakowanych (z map nie wynika które). Reszta to w zasadzie eksploracja, nie widać ścieżek, kopczyki znaleźliśmy tylko raz. Ścieżki zaznaczone na mapach na czarno od lat służą wyłącznie niedźwiedziom. Uprzejme zwierzaki wydeptały pokrzywy, powyłamywały gałęzie leszczyny, znalazły obejścia stromizn. Dziękujemy wszystkim, którzy trzymali za nie kciuki. Wygląda na to, że to się ogromnie przydało :)
Króciutkie praktyczne info:
Nie mieliśmy problemów z dojazdem. Do Akhmeta kursują marszrutki. Kawałek podjechaliśmy taksówką. Trudniej było w drodze powrotnej, bo nie jechaliśmy z pierwszego przystanku i busiki były już zapełnione. Złapaliśmy stopa.
Na normalny sklep trafiliśmy dopiero w Kazbegi, czyli po 3 tygodniach. Na szczęście mieliśmy duże zapasy (a plecaki okrutnie ciężkie). Po drodze udało nam się dokupić paczkę płatków owsianych, paczkę kaszy gryczanej, kilka jajek i kilka chlebów. Te rzeczy zdobywaliśmy w pensjonatach i u prywatnych ludzi. W Juta spotkaliśmy mobilny sklep, przyjeżdża 2 razy w tygodniu. W Tusheti można było zjeść w restauracjach i hostelach, dalej było z tym coraz trudniej. Robiło się późno i wszyscy się zwijali na zimę. Najciekawsze były miejsca gdzie nie docierają turyści. Z jakiegoś powodu czuliśmy się tam lepiej, bardziej na swoim miejscu wśród mieszkańców gór niż w otchłani turystycznego przemysłu.
Kilka razy mieliśmy problemy z wodą. Niełatwo o miejsce pod namiot.
Telefoniczna sieć bywała przy większych miejscowościach.
Powyżej 3000 metrów leżał już świeży śnieg, ale nie było go bardzo dużo. Słyszeliśmy wilki, widzieliśmy ślady niedźwiedzi, ale nic nas nie atakowało i nie straszyło.
Opiszę każdy dzień jak zwykle. Kaukaz jest wciągający, dziki, wymagający. Na pewno będziemy chcieli tam wrócić.