Jesienna Korsyka-Refuge Usciolu- Bergerie Basseta

Przez całą noc wyła wiatr. Blaszany dach dzwonił, chatka jęczała żałośnie. Pierwsze promienie słońca wpadły nam wprost przez okno i od razu zaabsorbowały tak, że zajęliśmy się fotografowaniem, a nie śniadaniem i pakowaniem plecaków.

AA036(1) AA004 AA033 AA034 AA035Nad nami przewalały się ciężkie chmurska, ale pomiędzy nimi i morzem był prześwit. Słońce wlewało się w tę szczelinę racząc nas jaskraworóżowym blaskiem. Wiedzieliśmy, że za chwilkę wzbije się wyżej i zgaśnie więc cieszyliśmy się światłem jak długo się udało.

AA029AA032Chwilami padał drobny deszcz, w końcu chmury opadły, a my zamknęliśmy okiennice i drzwi i odszukaliśmy niewyraźną ścieżkę.

AA028W lesie utknęła wilgoć i mgła. Szybko wdrapaliśmy się znów na Bocca Laparo i wróciliśmy na GR20. Wydawało nam się, że to najciekawsza trasa, chociaż ja zastanawiałam się czy nie warto by zejść Mara a Mare na wschód. Pogoda była podejrzana, a zostało nam już tylko kilka dni, powinniśmy pomyśleć jak wrócić. Szansa, że dojdziemy GR20 do końca, była spora więc w końcu postanowiliśmy spróbować.

AA027Mżyło, ale nie śpieszyliśmy się, zajrzeliśmy jeszcze do myśliwskiej chatki po drugiej stronie przełęczy. Była na niej strzałka do schroniska Laparo, i informacja, że to nie tu, ale była też otwarta izba do awaryjnego przenocowania.

AA026Jeszcze przez jakiś czas szlak trzymał się lasu, a potem wyszedł na otwartą przestrzeń. Od razu uderzył nas wiatr. Musieliśmy stanąć żeby się ubrać. Nawet to okazało się trudne, wichura wyrywała nam z rąk kurtki i machała kijami. Kiedy się grzebaliśmy minęło nas dwóch chłopaków. Byli tak skuleni, że nie zapamiętaliśmy twarzy. Tylko pomarańczowe plastikowe pokrowce na plecaki. Pobiegli bardzo szybko.

AA025 AA024

Dalszy ciąg trasy był nieustanną walką z wichurą. Szlak biegł grania, lub tuż pod nią i często musieliśmy trzymać się rekami żeby nie odlecieć. Raz w jakimś skalnym gardle wiatr poderwał mnie za plecak, pomiędzy nim a plecami zrobiła się szczelina, a ja zaczęłam się unosić. Jose złapał mnie za uchwyt plecaka i przeciągnął do skał. Nie wiem czy bym poleciała, ale wrażenie było przerażające. Wcale nie jestem lekka, ale wypełniony karimatą i puchem plecak działał jak żagiel.

Posuwaliśmy się do przodu bardzo powoli wyczekując kiedy najgwałtowniejszy poryw minie i pogoda pozwoli nam się oderwać od skał i ruszyć o kilka kroków. Potem znów czailiśmy się przyklejeni do ścian bojąc się puścić choć jedną ręką i za chwilkę przesuwaliśmy kawałek dalej, żeby się znów przyczaić i przeczekać kilkuminutowy szkwał. Na domiar złego często byliśmy w chmurach i niewiele było widać.

AA020

Dotarliśmy tak do schroniska Usciolu. Na zejściu wiatr troszkę ucichł, bo osłaniała nas grań. Schowaliśmy się do środka mokrzy i wymęczeni. Wewnątrz spotkaliśmy dwóch izraelskich chłopaków, tych, którzy wyprzedzili nas rano na grani. Nocowali w Refuge Prati. Porozwieszaliśmy mokre rzeczy. Jose udzielił chłopakom kilka rad- jak rozpalić ogień (mieszkamy na pustyni- tłumaczyli się, u nas problemem jest jak się ochłodzić), a ja usmażyłam kolejne borowiki- pełno ich było w lesie na Bocca Laparo. Chłopacy- izraelscy żołnierze na wolności po 5 latach służby- bardzo je chwalili. Nie wiedzieli, że borowiki są aż tak smaczne. Ja też nie wiedziałam. Tym razem serwowałam borowiki ceglastopore, których nie widziałam w Polsce już od wielu lat. Można by je teoretycznie pomylić z szatanem, ale ten nie jest trujący po ugotowaniu. Wysmażyłam więc nasze grzybki wyjątkowo solidnie, nie żałując oleju…. na wszelki wypadek. Pyszne były :).  Zjedliśmy, pozmywaliśmy i zostawiliśmy chłopaków z rozpalonym piecykiem i stertą przemoczonych rzeczy. Zostawali na noc, a dla nas było jeszcze za wcześnie. Dalszy ciąg grani nie był prostszy niż ten rano. Cieszyliśmy się, że przestało padać i skała jest prawie sucha. Wichura targała nami, trzymaliśmy się czego się dało często posuwając się prawie na czworakach.

AA018Troszkę lepiej zrobiło się na przełączce, niżej weszliśmy w pokręcony bukowy las, a potem na płaskowyż porośnięty rzadko drzewami. Brakowało nam wody i bardzo się ucieszyliśmy widząc źródło. Jest kilka minut za Bocca Agnone. Kawałek dalej szlak się rozwidla. Jedna z odnóg biegnie do bergerie Pedrinelli, druga schodzi w prawo do Bergerie Basseta. Nie znałam jej i chyba to zdecydowało, że ją wybraliśmy. Wydała mi się ciekawsza. Było już bardzo późno. Wiało, padało i nie mieliśmy gdzie spać. Biegliśmy kamienistą ścieżką przez las licząc na jakieś schronienie.

AA017Trzymała nas mgła, ściemniało się. Szlak ginął i znów się pojawiał. Dołączyły niebieskie znaki. Mieliśmy nadzieję, że Bergerie Basseta jest gdzieś tuż tuż, ale tak nie było.

AA015 Długo brnęliśmy przez niezjedzone trawy na pięknym, oświetlonym zimowym zmierzchem płaskowyżu.

AA010Minęliśmy wymalowany na kamieniu znak „Basseta”, przebrnęliśmy jakoś przez rwącą rzeczkę, a potem szliśmy wzdłuż brzegu w ciemności zastanawiając się czy nie warto by rozbić namiotu. W lesie wiało chyba odrobinkę mniej. Na polanie gdzie przybrzeżna ścieżka znikła odnaleźliśmy kolejny drogowskaz „Basseta 15 minut”. Świecił księżyc. Las pełen wielkich kamiennych bloków wyglądał magicznie.  Żałowałam, że jest zbyt późno i zbyt ciemno, żeby fotografować.

AA006Wyszliśmy na trawiasty grzbiet i skuszeni polną droga dotarliśmy do jakiejś cabany- niestety zamkniętej na klucz. W świetle latarki znów popatrzaliśmy na mapę. Wróciliśmy na rozstaje i spróbowaliśmy iść na wprost przez sięgające pasa paprocie i grząski grunt.

Godzinę później dotarliśmy do domku jak z bajki. Drewniana altanka, z bliska okazała się lichą budką z supermarketu, wyposażoną jednak w działające okna i drzwi, i w dwa wielkie, miękkie łóżka. Wydała nam się hotelem. Była otwarta i była sucha. Po prostu cud :).

Share

Jesienna Korsyka-Col de Verde- Bocca Laparo

AA013Byliśmy blisko Col de Verde. Rano szlakiem przebiegło dwóch biegaczy, ale nie zauważyli nas.

AA012

Szybko zeszliśmy na polną drogę, i wkrótce potem na przełęcz- zejście zajęło ze 45 minut.

AA011

Po drugiej stronie szosy szlak wspina się kawałek przez las, a później wychodzi na ciąg polanek. Pod skałami po prawej jest źródło.

AA008 AA009Dalej znów ciągnie się las, a pod granią szlak wdrapuje się na strome, odsłonięte zbocze.

AA007Zwykle widać stąd płaskie wybrzeże ciągnące się aż do Solenzara, teraz zobaczyliśmy inne morze. Bardzo wiało, więc z przyjemnością schroniliśmy się w Refuge Prati, żeby zjeść.

AA004Ugotowaliśmy soczewicę i usmażyliśmy borowiki.. W ścianie była dziurka z napisem 1,5Euro za gaz- wrzuciliśmy i starannie zamknęliśmy za sobą drzwi. Tylko to jedno schronisko prosiło o zamkniecie też zewnętrznego pozbawionego okien skrzydła (w innych  te skrzydła zablokowano w pozycji otwarte). To miejsce jest okrutnie wystawione na wiatr. Prawdziwy wygwizdów.

AA002Było jeszcze wcześnie poszliśmy dalej sądząc, że może uda nam się dojść aż do kolejnego schronu. Taki, a nawet jeszcze dłuższy, (bo zaczęliśmy wcześniej) fragment pokonaliśmy kiedyś bez problemu latem, teraz szło nam znacznie wolniej ze względu na bardzo silny wiatr.

AA036GR20 biegnie na tym odcinku odkrytą granią, a wichura szarpała i próbowała nas zwalić z nóg.

AA033

AA031

Wiało mocniej niż na Monte Renoso,  wysokie początkowo chmury zaczęły o nas zahaczać, momentami widzieliśmy tylko na kilka metrów.

AA030Czasem troszkę błądziliśmy, ale raz na jakiś czas pojawiał się widok z obu stron grani fascynująco piękny.

AA024 Korsyka od morza do morza.

AA023Szlak nie jest trudny na kawałkach biegnie przez płaskie płyty, być może przykre jeśli oblodzone, teraz przyjemne, bo ukryte po zawietrznej stronie grzbietu.

AA028Ścieżka jest wydeptana i świetnie oznakowana, gubiliśmy się co jakiś czas tylko dlatego, że wydeptano wiele wariantów.

AA026Woleliśmy te pod granią, bo na samym szczycie nie dawało się ustać.

AA022AA019Zachodnia strona była cała porośnięta lasem. Z góry widzieliśmy kilka placków pożarów- jak nam się wydaje wcale nie samoistnych tylko pomagających hodowcom w utrzymaniu pastwisk w stanie niezadrzewionym, lub powiększenie ich.

AA015

Przed zachodem słońca dotarliśmy tylko do Bocca Laparo.

AA013 (1)

Troszkę niżej po wschodniej stronie, niedaleko szlaku Mare a Mare na mapie zaznaczono schron. Zeszliśmy tam. Początkowo wzdłuż pomarańczowych znaków przez bukowy, pogięty przez wichury las. Przy bardzo ostrym zejściu obok grupki wielkich skal na kamieniu znaleźliśmy zarośniętą mchem strzałkę- Refuge. Wskazywała w lewo w gęsty las. Nie widać ścieżki, ale jest kilka kopczyków. Nie mieliśmy już wody więc nasza motywacja żeby znaleźć schron rosła z minuty na minutę. Prawie biegliśmy, na tyle na ile się dało w okropnie stromym i zasypanym leśną ściółką podłożu przez jeżyny w gąszczu bukowych pni.

AA008 (1)

Wyszliśmy wprost na blaszany dach. Chwila napięcia- czy aby otwarte…?

AA006

I chwila ulgi, jest prycza, jest stół, był nawet gaz.  Laparo to prywatna i bardzo skromna chałupka. Kartka na ścianie prosiła o wrzucenie do skrzynki 5 Euro (lub zostawienie czeku w merostwie na dole). Fundusze były potrzebne na remont dachu. Wrzuciliśmy je oczywiście. Dobrze było schronić się pod ten dach.

Share
Translate »