Wyruszyłam, kiedy słońce oświetliło łączkę. W jaskrawym blasku, lekko oślepiona nie rozpoznawałam trasy sprzed pięciu lat. Widziałam gdzie odbiega szlak- na mapie, ale w terenie nie było ani śladu ścieżki. Kiedyś przeszliśmy tędy w marcu, wieczorem, wyszukując po kolei każdy kopczyk. Zmęczeni i nawet troszkę zdenerwowani, że nie znajdziemy zejścia. Przez chwilkę zastanawiałam się czy nie powtórzyć tamtej trasy, ale zostawiłam Collado Espelunz po lewej i poszłam dalej. Na Puerto Ordiso nie byłam nigdy, a chciałam, więc teraz była świetna okazja. Szlak nie jest skomplikowany, chociaż nie ma na nim żadnych znaków. Fragmenty owczych ścieżek wzdłuż rzeki, troszkę bardziej strome podejście na grań, wspaniały widok na Sierra de Tendenera- z wysoka, z bliska i na wprost, a dalej lekka zagadka-czy to aby na pewno ta przełęcz? Na siodle- szerokim i łatwym nagroda- jeden jedyny kopczyk. Czyli to tu. Dalej też prosto, do stawku, potem jeszcze przez chwilkę szłam po czymś podobnym do ścieżki, a niżej zamiast po prawej, jak pokazuje mapa, zaufałam ekspertom czyli krowom i zeszłam zupełnie po lewej. Chyba łatwiej, tak czy siak nie ma tam żadnych problemów poza tym, że nie da się zejść środkiem, tam jest urwisko. Przez cały czas miałam wspaniałe widoki. Tailon, druga strona doliny Otal, rzędy błękitniejących wzgórz, nawet Pena Montanesa. Pięknie. Zejście trawiaste i strome daje w kość. Wolę podchodzić.
Trochę brakowało mi wody, jedyne źródło jest powyżej ruiny cabany, niby ogrodzone, ale rozdeptane przez krowy. Niżej minęłam drugie, niestety tu też nie miałam szans, było zajęte przez rudego byka. Mówił, że mnie nie wpuści, bo się kąpie… Dalszego zejścia nie widać, najlepiej iść od razu po lewej stronie rzeki, która potem wpada w głęboki kanion. W niższych partiach doliny pojawia się ścieżka i widok na niedalekie już Refugio Ordiso- nieluksusowe, ale nie chciało mi się rozbijać namiotu. Rozkładając się w jednym z „pokoi” nie zauważyłam, że nie jestem sama. Za ogrodzeniem, tradycyjnym z kamienia, miałam nadzieję, że wystarczająco solidnym mieszkał byk. Wielki, chyba stary, jak się okazało bardzo spokojny. Słyszałam jak się porusza nocą. Rano podeszłam żeby się pożegnać. Na mój widok wstał, i zrobiło mi się go bardzo żal. Utykał, powłóczył tylna nogą. Miałam wrażenie, że oboje wiemy jak to się skończy.