Zastanawiałam się jak opisać moje dwa tygodnie w Pirenejach i zdecydowałam się na formę bliską przewodnika. To bardzo sensowna trasa. Bardzo różnorodna. Jeśli zabieracie kogoś w Pireneje pierwszy raz, albo sami ich jeszcze dobrze nie znacie przejście „po naszych śladach” dostarczy Wam różnorodnych wrażeń, od spokojnych zielonych pastwisk po lodowce, od dzikich francuskich lasów do łysych hiszpańskich hal, od kwiatów po pas, do wysokogórskich dolin wypełnionych skalnym rumoszem. Od słynnych transpirenejskich szlaków (GR10 i GR11), po znakowany kopczykami HRP i fragmenty prawie wcale nieznakowane i nie zaznaczone na wszystkich mapach. Wreszcie od hoteli (jest kilka nie bardzo drogich) do stryszków w schroniskach, pasterskich caban i tego co w Pirenejach najlepsze- biwaków w namiocie.
Pod względem trudności to przejście kilkukrotnie ociera się o T3 (może nawet T4), ale w dobrą pogodę nie jest niebezpieczne. Owszem, można sobie tam obić tyłek albo pechowo skręcić gdzieś nogę (nie ma sieci wiec lepiej nie skręcać), ale nie ma miejsc gdzie łatwo się zabić. Trasa nie wymaga też super kondycji ani jakiejś nadludzkiej siły. Przeprowadziłam nią grupę znajomych koło 60-tki. Musieli odpoczywać częściej niż ja, potrzebowali kilku wolnych dni (które spędzili chodząc bez plecaków), początkowo byli na mnie źli, ale teraz już się z naszego przejścia cieszą i co najważniejsze planują następne (beze mnie :)).
Wyszliśmy z Luchon i wróciliśmy w to samo miejsce po dwóch tygodniach- to niezły pomysł ze względu na łatwy dojazd z Tuluzy.
Na mapie wygląda to tak: czarne to co przeszła „moja” grupa, czerwone- wariant, który przeszłam sama podczas ich odpoczynkowych dni (wycieczka bez plecaków do Espingo- na mapie zielone i zwiedzanie Benasque).
Mapę w powiększeniu można obejrzeć tu– niestety ze szczegółami tylko stronę francuską.
Zaletą tej trasy jest nie tylko łatwa komunikacja, wygodne kempingi w Luchon i Loudenvielle, ale też dostęp do sklepów (w Luchon i w Benasque można kupić gaz), schronisk (Lac Oo, La Soula, Portillon). Przeszliśmy ją w miękkich letnich butach, bez raczków czy raków (fragmenty śniegu na lodowcu część z nas musiała zjechać na 4 literach, śnieg jest tam zawsze, więc jeśli się chcecie czuć pewnie zabierzcie raki), szliśmy z niewielkim bagażem, bardzo powoli- chcieliśmy cieszyć się byciem w górach- nie gnać. Było nas 6-cioro, mieliśmy 3 lekkie namioty (poniżej 1kg każdy), dwa palniki i za dużo garnków (wystarczyłyby 2). Zużyliśmy 1 kg gazu.
Bycie grupą ma sporo (niedostępnych dla mnie zwykle) zalet. Lecąc nadaliśmy tylko część plecaków – wystarczyłby jeden- dzieki temu bilety lotnicze były bardzo tanie. Autobus zatrzymał się dla nas nawet poza przystankiem. Zamiast iść szosą z Loudenvielle do Port de Prat zamówiliśmy sobie taksówkę (kosztowała nas po 4 Euro). Podobnie z hotelem w Luchon- większe pokoje wyszły niemal jak kemping. Ograniczyliśmy ilość sprzętu biwakowego i map. Bycie w dużej grupie ma też wady. Cabany były dla nas za małe – mieszczą się tam zwykle tylko dwie – trzy osoby. Nie wszędzie dla się znaleźć płaskie podłoże dla kilku namiotów. Podobnie z miejscem w schroniskach- było akurat, ale równie dobrze mogłoby nie być, albo być, ale nie dla każdego (w Pirenejach, poza Aiguestortes nie ma instytucji podłogi).
Mnie te dwa tygodnie bardzo cieszą. Wróciłam w piękne miejsca, których nie widziałam już od wielu lat. Uzupełniłam je o kilka zakamarków, wtedy pominiętych. Byłam z przyjaciółmi i co najważniejsze udowodniłam im, że nadal mogą chodzić po Pirenejach. Przeszliśmy razem najtrudniejszy fragment HRP, oni sami przeszli przez Col de Literola i zeszli doliną Remune. Ze słynnych, sprawiających kłopoty miejsc na pirenejskich długodystansowych szlakach został im już tylko Tuc de Moliers (nie chcieli się tam dać wyciągnąć), czyli przed nimi już tylko łatwe:)
Gdybyście powtarzali tę trasę posiłkując się moim opisem weźcie pod uwagę, że:
-we mgle, przy śniegu, deszczu czy wichurze każdy wysokogórski fragment stanie się trudny.
– na odcinku od lac Mileu do schroniska Portillon jest bardzo mało znaków (kopczyków) na dodatek oznakowano kilka wariantów. To nie jest trudne technicznie, chociaż wymaga użycia rąk, ale lepiej się tam nie dekoncentrować.
-poza środkiem lata przejście przez Col de Literola wymaga pokonania bardzo stromego śniegu (w lecie- tylko stromego śniegu), stromy śnieg jest też na zejście z Col de Gourg Blanc (Gourdon) – zjechaliśmy i na podejściu pod przełęcz z wodomierzem (od zachodu) – to się da obejść.
-byłam w tych miejscach już po kilka razy, w trudniejszych warunkach więc nic dziwnego, że wydają mi się łatwe, niemniej T3 to nie jest nic i bezpieczniej tego nie lekceważyć.
PS: dopisuję bo zapomniałam! Na zdjęciach możecie też obejrzeć całą galerię (historycznych) Kwarków. Czarna koszulka Jacka była już z nami w Pirenejach 10 lat temu- mam ją na starych zdjęciach, podobnie koszulka Doroty z zielonego Powerdry- ta bez rękawów. Hot Doroty musi mieć też z 10 lat, bo znam go ze zdjęć z Maroka…