<—Wyruszyliśmy z dna doliny więc przez cały dzień drapaliśmy się mozolnie pod górę. Wolniej niż sobie zaplanowałam (nie licząc oczywiście poziomic). GR 10 początkowo podchodzi szosą, mija typowe francuskie miasteczko (Melles). Zadbane, odrobinkę zbyt wystylizowane, harmonijne i raczej skromne. Wyżej szosa przechodzi w gruntową drogę prowadzącą do kilkunastu rozsypanych wzdłuż doliny domków. Przy jednym z ostatnich spotkaliśmy myśliwych z upolowaną sarną. Podwieźli nas kilkaset metrów i powiedzieli, że pierwsza, położona na progu doliny cabana jest otwarta. Było już zdecydowanie za późno, żeby dojść przed nocą do schroniska. Nieprzystosowani do jesiennego krótkiego dnia wyszliśmy z Fos koło 12-tej… niezbyt rozsądnie.
Powyżej ostatniej chatki ścieżka podchodzi na halę lasem wzdłuż rzeczki . Kierując się dokładnym opisem myśliwych bez problemu znaleźliśmy zarwany mostek i ścieżkę prowadzącą do szałasu. Łąkę podmokłą, pełną potoczków i miniaturowych stawków pokrywał śnieg. Domek był piękny- jak to we Francji. 6 metalowych łóżek. Stół. Starałam się fotografować nocą, ale z powodu wichury (lub mojego błędu) zdjęcia okazały się poruszone. Publikuję je, bo pomimo nieostrości pokazują jakie to miejsce jest piękne.
Czy udałoby nam się dojść do niego w lutym 2010? Nie wiem. Na pewno w środku zimy zejście z tej gościnnej cabany do Melles mogłoby się okazać trudne. Próg jest stromy, a letnia, dobrze wydeptana, czasem wręcz wycięta w skale ścieżka na pewno ginie pod śniegiem. Podejrzane o zimową trudność miejsce jest na ok 1800 m, więc gdybyście się tam wybierali sprawdźcie ile jest śniegu na tej wysokości (na zachodnim zboczu). Potencjalnie niebezpieczny może być też trawers nad rzeczką narażony na ewentualne lawiny (strome trawiaste żleby z południową wystawą). Jesienią to piękna, łatwa trasa. Jedyny problem to 1400 metrów podejścia —>
PS: zapowiadanych przez tablice przydrożne niedźwiedzi nie spotkaliśmy. Tydzień później, kiedy wracaliśmy równoległym, niedalekim zboczem minął nas bardzo zaaferowany Francuz. Podobno wyszedł gdzieś wprost na misia.
PS2. Nadal nie mam analogowych zdjęć, ale nie chciałam już dłużej czekać. Dodam je kiedyś później. Trudno. To jeden z uroków analoga…nic nie jest natychmiastowe.