niebezpieczeństwa w górach- czy jest się czego bać?

To jeszcze jeden, uzupełniający artykuł z serii dla początkujących. Dotyczy lata w górach, które najlepiej znam- Pirenejach i południowo-zachodniej części Alp.  Być może się mylę, macie szansę mnie poprawić. Bardzo chętnie na ten temat pogadam. Pireneje czy Alpy różnią się od naszych Tatr. Wiele osób je z tego powodu pomija. Czy jednak wszystkiego trzeba się bać?

– Wiele osób boi się ekspozycji. To raczej powszechny problem. Wystarczy spojrzeć na sposób ubezpieczenia ferrat- choćby liny wzdłuż szerokich na metr półek Brenty. Widziałam ludzi, którzy się w to wszystko wpinają, chociaż jest wygodne jak chodnik i płaskie. Jedynym powodem jest kilkaset metrów powietrza pod nogami.

Czy rzeczywiście trzeba się bać ekspozycji?- w dobrych warunkach, na suchej i nieoblodzonej skale czy dobrze wydeptanej ścieżce nie. Skoro zwykle nie przewracacie się idąc po płaskim nie przewrócicie się też tylko ze względu na przepastny widok.

W złych warunkach naprawdę trzeba. Oblodzone miejsca opisane jako eksponowane mogą okazać się trudne, albo i nie do przejścia. Rano po mroźnej nocy czy po długich deszczach mogą tam spadać kamienie, a zaskoczony (nawet niekoniecznie trafiony) człowiek łatwo traci równowagę.

trudności orientacyjne- w Pirenejach czy dzikich zakątkach Alp, szlaki opisane na mapie jako nieznakowane naprawdę może być ciężko znaleźć. Wejście w takie miejsca bywa obarczone ryzykiem zabłądzenia (nie zawsze, bo czasem na szlaku pojawiają się jednak jakieś znaki, albo mnóstwo dobrze widocznych kopczyków).

Czy trzeba się tego bardzo bać?- Nie w stosunkowo prostym terenie, jeśli ma się ze sobą namiot i kilkudniowy zapas jedzenia. Zwłaszcza latem. Zwykle da się pójść jakąś inną drogą. W bardzo trudnych miejscach może nie być alternatywnych dróg. Jedynym sposobem, żeby się nie gubić jest trzymanie się szlaków znakowanych i pilnowanie mapy na każdym rozgałęzieniu. Na skrzyżowaniach zwykle nie ma drogowskazów, a  znaki we wszystkie strony wyglądają tak samo. Gubienie się bywa ciekawe, ale ja wolę trzymać się pewnych granic. Nie wchodzę w miejsca, z których nie umiałabym zejść i odwrotnie. Nie da się, to się nie da. Trudno. Zamiast leźć dalej na siłę staram się z godnością (hmm…)  zawrócić, a czasem czekam z decyzją do rana.

Trudności techniczne to dłuższa sprawa, opisałam ją już.  W dobrych warunkach nie ma powodu żeby bać się trudności na GR-ach, czy innych sieciach oznakowanych szlaków (np. Alta Via).  Przy złych – zalodzeniu, śniegu, silnym wietrze w każdym trudniejszym miejscu może pojawić się kłopot. Oczywiście dotyczy to osób ogólnie sprawnych. Słabsi mogą wysiąść kondycyjnie, na wielu szlakach dzienne podejścia i zejścia sięgają 1000-1500 metrów. Ponieważ idzie się z plecakiem to czasem trochę daje w kość. Mając namiot można trasy inaczej podzielić, a przydługie dzienne odcinki skrócić (albo przykrótkie wydłużyć).

Poza  długodystansowymi w górach jest mnóstwo mniej lub bardziej znakowanych szlaków (czasem dla niepoznaki oznakowanych dokładnie tak jak GR- pisałam o jednym niedawno). Mogą być dowolnie trudne.  Obiecująco wyglądające kropki potrafią wyprowadzać w miejsca bardzo nieprzyjemne, chociaż zwykle nie są niebezpieczne (opisałam taki kawałek w Queyras) . Kopczyki mogą prowadzić dosłownie wszędzie. Nikt nie kontroluje sposobu znakowania. Jest wiele powodów, żeby się tego bać, chociaż większość sprawnych ludzi na pewno sobie w takich warunkach poradzi. Warto spróbować, bo przecież zawsze można zawrócić.

Co jeszcze może okazać się groźne? Głębokie, a szybkie  rzeki.  Górski strumień głęboki do kolan potrafi przewrócić. Człowiek, który wpadnie z plecakiem ma małą szansę żeby wstać. Co roku giną w ten sposób ludzie. Wiem, że to wkurzające, ale wiosną czy po deszczach w górach zdarzają się potoki, których naprawdę nie da się przejść.

Zwierzęta– w Alpach i Pirenejach nie ma się czego bać. Niedźwiedzie są bardziej strachliwe niż ja i się dyskretnie chowają. W Pirenejach widuję sporo śladów, niedźwiedzia nie widziałam nigdy. W Alpach tylko raz widziałam ślad. O myszach i szczurach już kiedyś pisałam- dużo nie zjedzą :). Nie ma groźnych węży i jadowitych owadów. Kleszcze bywają, ale nie chorują na boreliozę. Skorpiona widziałam tylko raz (w Sierra de Guara).

Załamanie pogody- W dzisiejszych czasach stosunkowo łatwo  jest śledzić prognozy pogody. Krótkotrwały deszcz można przeczekać gdzieś w górach (pod warunkiem, że ma się zapas jedzenia i namiot), przy długotrwałym załamaniu pogody lepiej jest jak najwcześniej zejść w bezpieczniejsze, niezagrożone odcięciem od świata miejsce.

Problemem bywa też niespodziewanie piękna pogoda- mięknący w oczach śnieg, w którym nie można się utrzymać (wczesnym latem mięknie już przed południem). Wielu osobom szkodzi upał, ja sama kilkukrotnie otarłam się o udar słoneczny (jedyne lekarstwo, na południu nieuniknione, to zapas wody, czapka, okulary i krem).

Podczas kiepskiej pogody zwykle  zmieniam plany i idę niższą, łatwiejszą trasą. To często jedyna okazja żeby zobaczyć, że niżej też jest pięknie. Przy złej widoczności najpewniejsze są oznakowane szlaki. Przy huraganie rozsądniej jest unikać grani (podobnie jak podczas burzy)- to oczywiste rzeczy, ale żeby je z przyjemnością zastosować trzeba mieć ze sobą dobre mapy i przygotowanych kilka różnych wariantów tras.

wysokości– nie każdy się szybko aklimatyzuje. Ja słabo, a ponieważ mieszkam na poziomie morza, staram się nie wjeżdżać od razu na dużą wysokość, ale stopniowo podchodzić z dolin. Ile razy zrobiłam inaczej potwornie bolała mnie głowa. Objawy choroby wysokościowej zdarzały się też moim znajomym, nawet silnym i młodym mężczyznom już na wysokości około 3000 m.

Samotności– chodzenie samemu w bezludnych  (i pozbawionych sieci telefonicznej) górach zawsze jest obarczone ryzykiem. Czy trzeba się tego bardzo bać? Na pewno trzeba się przygotować. Z doświadczenia, wiem że jeśli się idzie samemu wszystkie trasy wydają się trudniejsze niż naprawdę są. Przyjemnie jest mieć jakieś opisy, znać realne trudności. Nawet idąc na krótko zabieram niezbędny sprzęt, ciepłą bieliznę, coś nieprzemakalnego. Z braku ubrań i jedzenia co roku giną w górach ludzie.

Złych ludzi? Niemal nie ma. Góry wybierają ludzi. Tylko raz spotkałam w alpejskim schronisku obrzydliwie nachalnego faceta. Bardzo często nie spotykam nikogo. Nigdy mi nic nie zginęło.

Siebie? Watro się bać. Zwłaszcza zbyt ambitnych planów, potrzeby wykazania się, braku zdrowego rozsądku, pośpiechu, słabości fizycznej. Niestety rozsądek czasem zanika. W takich chwilach myślę, że mam do czego wracać, że mogę przyjechać tu jeszcze raz. Że niczego nikomu nie muszę udowadniać, a śpieszyć się nie ma po co…. polecam przygotowanie sobie stosownego zestawu hmm… zgrabnych wykrętów (?). Z doświadczenia wiem, że w krytycznym momencie rzadko przychodzą do głowy, a mogą się bardzo przydać :)

PS: o tym czego ja się boję na trudniejszych niż GR-y czy Alta Via szlakach napiszę innym razem.

Share

trudności techniczne wysokogórskich tras

W opisach trudności technicznych alpejskich i pirenejskich tras panuje lekkie zamieszanie. Jednocześnie jest w użyciu kilka skal. Miejsca wymagające wspinaczki są oznakowane na wielu mapach skali I, II, III… (alpinistyczna I do VI, teraz już więcej). Ta sama skala występuje często w postaci liter:  F (łatwo), PD (trochę trudno) AD(dość trudno), D (trudno)… potem bardzo trudno, ale tak czy siak to już nie są miejsca dostępne dla wędrowców. Sama skala (poza typową wspinaczką) dotyczy bardziej zdobywania szczytów niż długodystansowych tras (czyli zwykle odnosi się do chodzenia na lekko, nie z plecakiem).  Słowo facile- czyli F wygląda niegroźnie, „łatwość” jest jednak względna. Ja daję radę chodzić z plecakiem po F+ (facile- to miejsca gdzie jest dużo chwytów i stopni, a ściana jest niezbyt stroma i niezbyt eksponowana, z tatrzańskich tras np. Lodowy przez Konia). W dobrych warunkach mogę chodzić po II czyli PD (w Tatrach- Mnich przez płytę), ale III to już dla mnie poważny problem.

Grań Bachimala, Pireneje, T6 lub PD jak kto woli, dostałam opis od kolegi, ale się nie zdecydowałam, bardzo wiało. Na mapie w kilku miejscach tej grani jest  III

III czyli AD to miejsca gdzie chwyty są małe i czasem trzeba ich szukać, ale wciąż jeszcze ciało opiera się głównie na nogach, w tym mieszczą się również bardzo strome zbocza zimą i gładkie, ale do pokonania zapieraczką kominy -oczywiście wszystko to nieubezpieczone. W opisie wygląda nie najgorzej, w praktyce stoi się na jakichś prawie dobrych stopieńkach trzymając się jedną ręką (prawie) dobrego chwytu, a drugą poszukując czegoś solidnego. Pierwsze czego uda się złapać wypada, drugie.. hmmm trochę się rusza, trzecie musi się jakoś nadać i tak do góry (lub w dół) krok po kroku… a pod nogami kilkanaście…kilkadziesiąt, kilkaset metrów powietrza i jakieś raczej nieprzyjemne w dotyku dno. To mi się zdarza na krótkich kawałkach. Moi koledzy chadzają jednak nawet solo po jeszcze trudniejszych drogach- więc ciężko powiedzieć, że się nie da… da się, tylko że to już mnie chyba przerasta. W tak trudne miejsca lepiej chodzić bez plecaka.

Pic de Spijeoles, Pireneje T4- T5 fajna trasa, chociaż goniła nas burza

Wydawałoby się, że te dwie skale wyczerpią problem, a jednak istnieją jeszcze inne- mniej wspinaczkowe. Potrzebne, bo i w Pirenejach i w Alpach wiele przejść wymaga poruszania się w trudnym terenie, który jednak nie zawsze jest skałą. T1… aż do T6- ocenia też inne górskie trudności- oddalenie od cywilizacji, możliwość biwaku lub postoju, trudności orientacyjne… To skala skonstruowana do opisu wysokogórskich tras, dla których w języku polskim właściwie brakuje nazwy. Najłatwiejszym stopniem jest T1- czyli w miarę widoczna ścieżka, najtrudniejszym- T6 odpowiadający mniej więcej wspinaczkowemu PD.

Takiej skali używa też Edek w opisach swoich pirenejskich tras. Skala pochodzi z fascynującego przewodnika Guide Ollivier  (niestety po francusku, ale można oglądać obrazki:))

T1 – to proste, wygodne ścieżki. Może nie poukładane z kamieni jak niektóre nasze, ale nadające się do ostrożnego przejechania rowerem.

T2 też ścieżki. Mniej lub bardziej kamieniste czy strome. Czasem przechodzące po jakimś fragmencie skał, czasem wywieszone nad jakimś przepastnym widokiem. W tym zakresie mieści się większość GR-ów, ich trudniejsze (na mapie wykropkowane) fragmenty bywają przykre, ale niezbyt niebezpieczne. GR11, GR20, GR54 ocierają się miejscami o T3- takie miejsca mogą sprawić kłopot przy oblodzeniu, czy bardzo złej pogodzie.

T3 wymaga sporadycznego używania rąk, trasa może prowadzić po sypkich piargach, pełnych dziur rumowiskach, miejscami bywa eksponowana. Czasem nie widać ścieżki, ale wciąż nie jest bardzo niebezpiecznie- tak są opisane np. najtrudniejsze odcinki HRP, takie wydają mi się najtrudniejsze fragmenty Alta Via del Adamello… (to z moich pokazanych już na blogu tras).

Na T4 ręce są w częstym użyciu, szlak trudny do odszukania, zdarzają się eksponowane trawki, czasem skała. Daleko od cywilizowanych miejsc i wycofanie się w przypadku choćby załamania pogody nie jest już proste. Z plecakiem da radę, chociaż lepiej żeby nie był ciężki. Miejsca na biwak bywają co jakiś czas,  mogą nie być bardzo wygodne.

Zejście z Puerto Gias ,do Cirque Clarabide Pireneje, strome , ruchome osypisko – T3?

T5-  Trudności orientacyjne. Eksponowane trawersy skalistych zboczy i dla mnie najtrudniejsze długie trawersy po nieprzyzwoicie stromych trawkach. Niestabilne piarżyska, po których niekoniecznie idzie się w dół, a pod którymi często straszą urwiska. W tą kategorię wchodzą też pola firnowe i  kawałki lodowca- które ja uważam za łatwiejsze (jeśli oczywiście mam stosowny sprzęt). Wydaje mi się, że w swojej górnej granicy T5 mniej więcej odpowiada F+ z tym, że ja osobiście wolę trudności w dobrej skale od podejrzanych trawek i niestabilnych piargów, w tej kwestii nadal się uczę.

zejście z przełęczy pod Pic Hourgade do doliny Arrouge, Pireneje, kolega napisał- ''wszystko na nogach'', wdł Olliviera T5
zejście z przełęczy pod Pic Hourgade do doliny Arrouge, Pireneje, kolega napisał- ”wszystko na nogach”, wdł Olliviera T5

T6…hmm w tym roku we wrześniu spróbowaliśmy z kumplem (właśnie z zamiarem sprawdzenia skali) i po dwóch godzinach musieliśmy wrócić.  Zgubiliśmy się. Ogólnie wspinaczka do II (akurat nie było, może dalej :)) niebezpieczne trawersy  kruchych skalnych zboczy (ohyda) obrzydliwie eksponowane trawki, przy tym brak jakiegokolwiek oznakowania i choćby śladu czyjegoś przejścia lub ścieżki…ekspozycja, odcięcie od cywilizacji… i jeszcze ewentualnie lodowiec z możliwością upadku (tym razem nie trafiliśmy). Stromo tak, że nie było gdzie usiąść. Bywałam już w takich miejscach, też zimą, jeśli to tylko kawałek da radę wytrzymać. Kilka godzin mocno daje w kość. W trawkach i śniegu potrzebne są bardzo twarde podeszwy. Ja się na tym trzymam (dość dobrze) w zimowych butach -podeszwa C, w letnich mam poważny problem.  To ogromna różnica, nie uwierzyłabym, gdybym nie sprawdziła. Plecak przeszkadza i co jakiś czas trzeba go zdjęć i opuścić, przeciągnąć, generalnie pokombinować. Zejścia z plecakiem przerażają, chociaż zwykle dają się jakoś pokonać. Jeśli coś zakwalifikowano jako T6 nie będzie łatwo. Najczęściej to dzikie miejsca, o których wiadomo tylko, że komuś, kiedyś… udało się tamtędy przejść. Bez bardzo szczegółowego opisu prawie eksploracja.

najciekawsza bo nieubezpieczona '' ferrata'' Brenty- Sentiero Constanci, na oko T5
najciekawsza bo niemal nieubezpieczona ” ferrata” Brenty- Sentiero Constanci, na oko T4-T5, brak miejsc do odpoczynku i wody, ale są znaki i trochę lin. Chwilowo zamknięta. Boje się, że naprawa ją zepsuje :)

Wiele opisów z krajów gdzie rzadko bywam czy wiele internetowych stron, używa jeszcze innych skal. Niektórych nie rozumiem. Inne wydają mi się nielogiczne (np. trudności Brenty wdł. Tkaczyka- gimnastyczne nie wysokogórskie) czy oparte na stopniu osiąganego na trasie zmęczenia, a nie rzeczywistych trudności technicznych (np. trzystopniowa skala w „Pirenejach” Keva Reynoldsa, czy wiele internetowych opisów alpejskich tras, też zwykle trzystopniowych). Dla mnie problem czy trasa jest forsowna czy nie,  jest raczej drugorzędny. Zmęczą się ci, którzy nie mają kondycji. Techniczne problemy mogą dotknąć każdego. Niestety każda ocena jest subiektywna. Trudności wysokogórskich tras bardzo zależą od warunków i pogody. Wystarczy drobne zalodzenie, resztki śniegu czy bardzo silny wiatr, żeby radykalnie wzrosły. Często chodzę poza sezonem i niejednokrotnie poznaję zupełnie inne oblicze drogi niż latem. Do tego przy szlakach nieoznakowanych nigdy nie mam pewności czy szłam dokładnie tą samą trasą co opisana, a kilka metrów w tą czy w tamtą może zrobić wielką różnicę :)

podejście z nad Lac Nere na przełecz pod Pic Hourgade, wdł Edka Krzyżaka T4-T5

Jeżeli chcielibyście żebym podawała w swoich opisach trudności tras, napiszcie proszę. Najbardziej odpowiednia jest chyba sześciostopniowa skala T1- T6? Jak sądzicie?

Alta Via del Adamello T3
Alta Via del Adamello T3, bywa eksponowana, ale wszystkie przepaściste miejsca ubezpieczono, najtrudniejsze są na niej ogromne pełne dziur zwaliska skał.

Dla porządku to czy trasa jest męcząca, czy nie wcale mnie w ocenie trudności  nie interesuje – to nie jest trudność techniczna tylko kondycyjna. Jeśli podejście rzędu 1500 metrów (dość typowe dla europejskich gór) Was przeraża, do trudności technicznych musicie doliczyć ewentualne efekty wynikłe ze zmęczenia.  Też mogą być bardzo istotne, zwłaszcza w trudnym, wymagającym skupienia terenie, w przypadku załamania pogody, wymagającej kluczenia mgły, czy jakiegokolwiek istotnego, a trudnego do przewidzenia problemu.

Share
Translate »