Islandia- wiosna 2017- wróciłam!

Przyleciałam wczoraj w nocy. Wiosna na Islandii okazała się zimna i mokra. Pomimo tego udało mi się iść przez niemal wszystkie dni- aż przez 25 i wszystkie te dni były piękne. Mniej więcej zrealizowałam swój plan. Przeszłam z Asbyrgi do Myvatn i dalej na wyżyny w kompletną dzicz. Wdrapałam się na 1300 m npm. Jako pierwsza osoba w tym roku byłam w kraterze Askji. Przez 10 dni od ludzi, cywilizacji, otwartych szos dzieliło mnie prawie 150km. W tej pustce, 2-może 3 dni drogi ode mnie wędrował Wiesiek Koc. Mieliśmy wrażenie, że jesteśmy bardzo blisko, wymieniliśmy mnóstwo sms-sów. Dzięki jednemu wiedząc, że u Wieśka przeszła już nawałnica udało mi się wrócić do Myvatn dzień wcześniej niż wynikało z wyliczeń. Moje ubrania przemakały po 4 godzinach, a zła pogoda uspokoiła się wtedy po 3.

Te dni na Ódáðahraun były niezwykłe, magiczne. Pustynne pole lawowe jest jak dzieło sztuki, jak skończona rzeźba, w której każda skała, każdy ugłaskany przez wiatry piach jest na swoim miejscu, tam gdzie powinien być. Niezmienny od setek, może tysięcy lat. Czułam się winna zostawiając ślady stóp. Odkładałam na miejsce kamienie użyte do mocowania namiotu. Zbierałam przyniesione przez kogoś (lub przez wiatr) śmieci. Słuchałam jak wiatr gra w lawowych tworach, jak wsiąka deszcz. Łapałam wodę z topniejącego śniegu. Gdyby nie on w żaden sposób bym tamtędy nie przeszła. Przez dziesiątki kilometrów ciągną się tylko piaski i skały, z których potem, daleko na zachodzie wypływają od razu duże rzeki- wzdłuż nich wróciłam.

Kolejne dni spędziłam we Wschodnich Fiordach. Padał śnieg, który dorwał Wieśka w wysokich górach, a mi towarzyszył już przez całą wędrówkę. Na wschodzie, zimniejszym i bardziej śnieżnym niż reszta kraju sięgał prawie poziomu morza. Wiało okrutnie, pechowo znad oceanu. Opiszę to ze szczegółami, trasy ciekawe, warte powtórzenia. Nie tak dzikie jak Zachodnie Fiordy, ale też mi się podobały.

Przez 3 ostatnie dni jechałam wzdłuż wschodniego i południowego wybrzeża przechodząc przy okazji wszystkie kawałki jednodniowych szlaków, które wcześniej wyszukałam w necie. Objazd Islandii autostopem był ciekawym doświadczeniem i cieszę się, że to zrobiłam. Dziękuję wszystkim, którzy mnie podwieźli. Każdy po kolei, już po chwili okazywał się fascynującą osobą. Nie wiem czy miałam tak ogromne szczęście, czy może ten sposób podróżowania eliminuje nieciekawych ludzi- po prostu nie zatrzymują się. Pozdrawiam wszystkich! Też Sylwię i Mikołaja z kempingu w Vogar, dziewczyny z restauracji na czarnej plaży, Beatę i Włodka z Akranes i oczywiście „naszego” Darka i Dorotkę z Keflaviku… chyba nigdy w życiu nie spotkałam aż tylu przyjaznych ludzi (w tym ogromne mnóstwo Polaków). Dla mnie zapamiętałego odludka to było niezwykłe doświadczenie. Dziękuję!

PS: ostatnią wiadomość od Wieśka dostałam wczoraj rano. Zostało mu 2 kg jedzenia, ok 200 km i 3 rzeki do pokonania. Ma jeszcze 4 dni. Trzymam kciuki. To co zrobił- miesięczny trawers Islandii w deszczu, wichurze, w wiosennym śniegu, w temperaturach stale bliskich zera, bez żadnego kontaktu z cywilizacją, z całym zapasem jedzenia na plecach, do tego z poparzoną nogą robi na mnie wielkie wrażenie. Ja kilka razy byłam na kempingu i w sklepie, to nie była moja pierwsza górska wiosna, a najgorsza pogoda szczęśliwie mniej mnie dotknęła.

PS2 13.06: Wiesiek przeszedł ostatnią rzekę, była hmm… tylko po pas :)

Szczegóły za chwilkę tylko ogarnę zdjęcia. To kilka przypadkowych.

Share

Islandia maj/czerwiec 2017

W zeszłym roku latem zaczęłam fotograficzny cykl Szukam spokoju, który potem rozrastał mi się pączkując, jak wszystko czego się dotknę bez specjalnego kierunku i celu. Przy okazji powstał już Stranger (w Picos d’Europa) i Gone with the wind (w Laponii). O ile Stranger miał jeszcze cokolwiek wspólnego ze spokojem (niby to zima, ale nie było wcale bardzo źle), to Laponia była bardzo niespokojna. Wichury, 11 dni bez kontaktu z cywilizacją, blizna na policzku, która już mi chyba nie zejdzie. Na Islandię jadę znowu po spokój. Nie dam się skusić żadnym trudnym trasom, ani podpuścić potencjalnym wyczynom. Napisałam to czarno na białym żeby mi czasem nie przeszło… Trzymajcie kciuki :)

Chciałabym przywieźć kolejne zdjęcia. Gdyby wyszły, gdybym była zadowolona seria, której wspólnym tematem jest biel zamknęłaby się w cyklu tworzenia i zamierania natury- w roku. Lato w Szwecji, jesień w Picos, zima w Laponii, wiosna na Islandii. Pewnie się zastanawiacie po co to robię. Nie jestem fotografem. To, czy coś wyjdzie czy nie wyjdzie nie będzie miało wpływu na moje życie. Nie sprzedam tego w żadnym sensie tego pojemnego słowa i nawet nie chcę. To notes, zapis myśli i uczuć, które powstają kiedy wędruję. Fotografowanie ten proces wzmacnia, wyzwala myślenie. W przeciwieństwie do profesjonalistów nie realizuję z góry upatrzonej „wizji”. Nie mam planów. Jeśli coś mnie zainteresuje, stanę, wyciągnę z plecaka statyw (albo położę aparat na kamieniu) i spróbuję. Nie obejrzę tego co zrobiłam w powiększeniu (szkoda baterii), czasem powtórzę i pójdę dalej. To, że czasem coś mi się układa w cykl to przypadek (albo siła wyższa). Nigdy nie wyreżyserowałam żadnej sceny żeby pasowała, uzupełniła coś. Raczej zbierałam co zauważyłam, co się trafiło. Gdyby moim celem był fotograficzny sukces- pewnie nie tędy droga, ale mi zależy tylko na pięknym życiu, a myślenie i tworzenie są piękne.

Roboczym tytułem tej zbiorczej serii jest White. Biel to dziwny kolor. Symbolizuje czystość, niewinność, ale bywa, że oznacza duchy i strach. Na dalekiej północy staje się nieprzyjazny i groźny, ale to też biała karta, na której wszystko może się zdarzyć- więc też nadzieja, obietnica czegoś. Folia również ma dla mnie kilka znaczeń- bez niej, bez tych wszystkich plastików nie moglibyśmy chadzać bezpiecznie po górach. Moklibyśmy, marzlibyśmy, nasze plecaki byłyby upiornie ciężkie- a z drugiej strony to nie obojętne dla środowiska, truje w produkcji, zaśmieca potem. Niby pozawala nam być w Naturze, ale oddziela, tworzy bariery.

Fotografowanie tego cyklu jest trudne. Łatwiej w samotności, nie tylko dlatego, że w tłumie trudno się skupić, ale też, bo sam proces wygląda wyjątkowo głupio (zdjęcia powstają w aparacie, nie w komputerze). Folia łopocze, widzowie się gapią, ja się stresuję… Wolę być sama, więc unikam popularnych miejsc stąd te nietypowe pory roku, brzydka pogoda.

W tym samym czasie przez Islandię będzie też wędrował Wiesiek Koc -nasz człowiek (sami wiecie, nosi Kwarki, pisze tu komentarze i ma mapę, którą mi kiedyś dała Partycja :)) Jeśli się uda, może się spotkamy. Mój plan na pierwszą część z grubsza wygląda tak (nie jestem do niego bardzo przywiązana, może się zmienić, albo nie udać, na północy pada śnieg, nadal jest zima):

Islandia maj czerwiec 2017Droga do tamy Krahnjukar jest już otwarta, pojadę do sklepu i albo wrócę, i pójdę dalej na wschód, albo przeniosę się we Wschodnie Fiordy. Wrócę stopem- czyli przy okazji objadę Islandię wokół. Znikam w piątek i wracam za miesiąc.  Pogodę świetnie widać na tej mapce. Można tam obejrzeć pokrywę śniegową, deszcz, zachmurzenie, temperaturę i wiatr, można też kazać im się zmieniać – wygląda super w praktyce zapewne mniej kolorowo. Dostałam ten link od Asi Mostowskiej, która w zeszłym miesiącu razem z Pauliną Pilch przeszła Islandię na nartach. Super pomysł!

PS(16.05): w miedzyczasie zdazylam pomieszac w planie. Jechalam stopem i kazdy prawie opowiadal mi o wspanialych miejscach- zwykle takich gdzie bywal jako dziecko lub sie urodzil. W zwiazku z tym obeszlam park narodowy na Snaefjellness i przejechalam stopem przez wysokie gory na polnocy- wszytsko to nad wyraz piekne. Pozdrawiam z Akureyri!

Share
Translate »