autostopem wokół Islandii

Jestem nietypową autostopowiczką. Stop nie jest moim celem sam w sobie. Wykorzystuję go żeby dojechać w góry. Coraz częściej. Lubię to bardzo, bo poza wolnością, nieprzewidywalnością (zwykle jadę tam gdzie mi ktoś poleci) pozwala mi poznać ciekawych ludzi. Nieciekawi eliminują się sami- nie stają.

Objazd Islandii był jednym z marzeń obudzonych latem zeszłego roku. Widziałam autostopowiczów i jeżdżące w kółko kampery, pomyślałam, że musi być fajnie. I było. Wyjechałam z Keflaviku na zachód, przez 3 dni chodziłam po Snaefellness, przejechałam wzdłuż Breidarfjordur gruntową drogą (da się i warto), dalej znów gruntową aż do jedynki na północnym wybrzeżu (pięknie!). Stamtąd do Siglufjordur i Akureyri (na północy są wspaniałe góry, jak z bajki). Dalej do Godafoss, Husaviku i Asbyrgi. Przez kolejne dwa tygodnie szłam przez wyżyny, a potem ruszyłam stopem na wschód z Myvatn- do Egilstadir i Seydisfjordur (ten drugi zdecydowanie wart odwiedzenia). Przez 5 dni szłam pieszo do Bakkagerdi, widziałam wschodnie fiordy i puffiny, a dalej znów stopem przejechałam wzdłuż całego wschodniego wybrzeża (przez Reydarfjordur i Faskudsfjordur). To piękna droga, jedna z najładniejszych jakie widziałam. I piękne góry, w które na pewno wrócę. Próbowałam zobaczyć Stokness, ale wstęp (do znanego widoku) kosztował 800 koron więc i ja, i Amerykanie, z którymi jechałam odpuściliśmy- tak nie powinno być.  W Jokulsarlon znalazłam szlak do Fjallsarlon. 16 km, nieuczęszczany, bardzo ciekawy. Stanęłam na dzień w Skatefell (nie wiem czy warto). Przeszłam z Vik przez górę na czarną plażę (piękna widokowa trasa). Połaziłam po Dyraholey. Stanęłam przy Skogarfoss, wykąpałam się w najstarszym islandzkim basenie i wróciłam do Keflaviku pomijając Reykjavik, który już znałam. Pominęłam też Zachodnie Fiordy, które widziałam w zeszłym roku. Podróżowanie zajęło mi prawie 5 dni (z których część -ranki czy popołudnia- udało mi się iść) Przez 9 dni tylko szłam. Raz stałam na szosie długo i zmarzłam- przy Hvelirze obok Myvatn. Raz nie udało mi się wydostać przed nocą (w Husaviku), poza tym łapanie było przyjemne i szybkie. Dużo zobaczyłam, dużo się dowiedziałam, usłyszałam fascynujące historie. Nie wiem na ile do mojej szybkości poruszania przyczyniło się to, że byłam sama, że kobieta, plecak niewielki i że siwizna. Dwóm osobom na pewno jest trudniej, bo wiele aut ma mało miejsca i czasem musiałam trzymać bagaż na kolanach. Kilka razy jechałam w kamperze, na podłodze, raz na leżąco (nie było siedzących miejsc). Zatrzymywali się i Islandczycy i turyści. W każdym wieku, pojedynczy panowie i panie, pary i całe rodziny. Kilka osób zaprosiło mnie do domu, na kawę, na piwo lub na noc. Co mnie pozytywnie zdziwiło- podwiozło mnie mnóstwo Polaków- mieszkających czasowo lub na stałe na Islandii. Było mi z tego powodu bardzo miło, nie przypuszczałam, że to nasi rodacy okażą się najbardziej uczynni. Poza nimi Islandczycy, Amerykanie, Kanadyjczycy, Francuzi, Niemcy, Holendrzy, Hiszpanie, nawet Chińczycy… ta różnorodność jest chyba jedną z największych przyjemności w autostopie. To była wspaniała podróż. Dziękuję wszystkim!

PS: album „niedaleko od szosy” też trochę nietypowy dla relacji, chciałam pokazać klimat i uczucia. Islandia w maju i na początku czerwca jest jeszcze dość zimna i mokra, ludzi (i samochodów) mało- i chyba właśnie dlatego wszystko wydaje się tak niezwykłe i wyjątkowe. Wręcz nierealne.

Share

Islandzkie wyżyny

Islandzkie Wyżyny, o których tam mówi się Highlands pokrywają większą część kraju. Poza kilkoma oazami, poza bliskim sąsiedztwem rzek, są pustynne, pokryte lawą lub wulkanicznym piaskiem. Tereny na mapach zaznaczone jako zieleń to zwykle porosty lub mech- wcale niekoniecznie zielony. Wyżyny są niezamieszkałe, chociaż na niektórych fragmentach, tam gdzie pola lawowe są stare i utrzymuje się warstewka ziemi (np na północ od Langjökul) zdarzało mi się zeszłego lata spotykać owce. Najbardziej znane są Central Highlands, na których leży ogromne rozciągnięte od Vatnajokull do jeziora Myvatn pole lawowe Ódáðahraun. To rozległy prawie płaski teren, z którego co jakiś czas wyrastają samotne góry, miejscami posklejane w krótkie fragmenty grani. Największą grupą jest Dyngjufjöll ze swoim słynnym wulkanem- Askja. Wyżyny są dostępne latem, kiedy otwiera się przecinające je gruntowe drogi. Jeżdżą nimi samochody 4/4 i autobusy. Teraz, półtora miesiąca przed sezonem byłam tam sama, mogłam spokojnie chodzić gdzie chciałam i zrobić bardzo dużo zdjęć. Ułożyłam z nich album: „Chwała na wysokościach”. Nie wiem czy was zachęci, ale przynajmniej zobaczycie jak tam jest.

W tej chwili na Islandii toczy się debata na temat ochrony Wyżyn. Powstał plan stworzenia na nich parku narodowego. To pewnie dobrze, inaczej tymi bogatymi w wielkie rzeki i gorące źródła miejscami zainteresuje się przemysł energetyczny, ale też pewnie i źle, bo na podstawie parku narodowego Vatnajokull widać, że Islandia przejmuje raczej model polski niż francuski- czyli zamknąć, zabronić, puścić turystów na wyznaczone i wyrównane ścieżki lub z przewodnikiem. Czyli warto jak najwięcej zobaczyć teraz, zanim ktoś nam wszystkiego zabroni. Delikatnie i z wielkim szacunkiem, bo Ódáðahraun jest bezbronna i krucha. Ułożone warstwami piaski, których nie przestawiają ani deszcze (nie ma tu gwałtownych ulew, raczej mżawka), ani zwierzęta trwają niezmienione od setek czy tysięcy lat przechowując każdy pozostawiony ślad. Odciski opon znikają po kilkudziesięciu latach ślady stóp zapewne szybciej, ale i tak starałam się ich nie zostawiać. Szkoda byłoby zniszczyć to wyjątkowe piękno.

Share
Translate »